[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Uśmiechnęła się z wdzięcznością.
Kiedy wykonałyśmy ostatni obrót, nabuzowane muzyką i
wiwatami, Caleb wdzięcznie ruszył w naszą stronę. Za jego
plecami Michael i Charlie wykonywali jakieś dzikie ruchy -
Michael kręcił się, leżąc na podłodze na plecach.
- Czy mogę prosić o następny taniec? - zapytał Caleb.
Wyciągnął do mnie rękę i czekał na mój gest.
- Prosić możesz - zażartowałam, zanim zdążyłam się
powstrzymać.
Caleb wziął mnie mocno za rękę i pociągnął. Chłopcy
wydawali zachęcające okrzyki, a Aaron głośno zagwizdał na
palcach.
- To znaczy  tak" - uśmiechnął się i przycisnął do siebie.
Przytuliłam twarz do jego piersi, gdy Berkus zamienił
Heart and soul na wolniejszą piosenkę. Caleb położył mi rękę
na krzyżu. Jego oddech ogrzewał mi szyję. Nie był złym
tancerzem, ale dziwne było, że ktoś prowadził mnie po
parkiecie. Zawsze sama decydowałam o krokach, kierunku i
zapraszałam moją partnerkę do lekkich eleganckich obrotów.
- Cieszysz się, że przyszłaś z nami? - szepnął mi do ucha.
Chłopcy obserwowali nas, dopóki nie zorientowali się, że
nie ma na co patrzeć, z wyjątkiem kiwania się to w lewo, to w
prawo. To nie był wielki występ, jak mój i Arden.
- Bardzo - powiedziałam.
Berkus wstał od fortepianu i wyszedł na ganek. Za nim
poszło kilku innych chłopaków i Arden. Skierowali się w
stronę prowizorycznego basenu.
- Ja też się cieszę, że poszłaś. - Caleb przysunął się do
mnie i mogłam lepiej dopasować się do załamań jego ciała.
Przymknęłam oczy i magazyn zniknął. Czułam tylko jego
ciepło. Pozostanie tu byłoby bardzo łatwe. Spędzałabym dnie
w norze, a noce na wędrówkach z Calebem. Te wizje
przychodziły do mnie, gdy tylko wyciszałam umysł, obrazy
pojawiały się jeden za drugim. Arden i ja troszczyłybyśmy się
o Benny'ego i Silasa, dbałybyśmy, żeby mieli czyste ręce,
uczyłybyśmy ich czytać i pisać. Uczyłybyśmy ich, dopóki nie
zapisywaliby całych akapitów na ścianach ziemianki i nie
interpretowali motywów Zimowej opowieści Szekspira. Mając
te umiejętności, starsi chłopcy mogliby zacząć się
organizować, przesyłać wiadomości do innych sierot i
przygotowywać dalsze plany z Mossem.
A Caleb i ja... Chciałam więcej. Bliskość mojego policzka
na jego ramieniu, jego dłoń spoczywająca na moich plecach,
tak naturalne bycie razem, rozmowa naszych ciał.
- Zastanawiałam się... - zaczęłam i podniosłam głowę,
żeby na niego spojrzeć.
Na zewnątrz Michael wybił się w powietrze z przegniłej
trampoliny i krzyknął:
- Bomby rzucono! - A potem z głośnym pluskiem
wylądował w wodzie. Kiedy zbliżał się do przerdzewiałej
drabinki, zdejmował z twarzy jakieś zielone rośliny. -
Włazcie, ta breja jest ciepła!
Caleb roześmiał się, a potem odwrócił z powrotem do
mnie.
- Zastanawiasz się...?
- Nad Kalifią - dokończyłam, a w moim głosie było
słychać napięcie. - Wydaje mi się bezcelowe podejmowanie
ryzyka podróży tam, kiedy Arden i ja mogłybyśmy zostać w
norze. Tutaj jesteśmy bezpieczne. Mogłaby mi pomagać uczyć
chłopców i... - z nadzieją zajrzałam w jego zielone oczy -
...bylibyśmy razem.
Twarz Caleba stężała. Zrobił krok w tył, rozdzielił nas.
- Eve...
Dotkliwie odczuwałam każdy dzielący nas centymetr, a
odległość powiększała się. Nie zrozumiał mnie?
Odchrząknęłam.
- Chcę zostać. Chcę żyć z tobą w obozie. Pogładził się po
karku i westchnął.
- To nie jest dobry pomysł. - Mówił niskim głosem i
zerkał wciąż na zewnątrz, gdzie chłopcy podpuszczali jeden
drugiego do skoku z przerdzewiałej barierki. - Ludzie Króla
wciąż cię szukają. Jeśli nas znajdą... Chłopcy zostaną ukarani.
Ty nigdy nie będziesz zupełnie bezpieczna...
Teraz ja cofnęłam się i powiększyłam dzielącą nas
przestrzeń. Każde jego słowo było jak cios w serce, jak
dobijanie się do jego drzwi, podczas gdy ono zwinęło się w
kłębek i poszło spać.
Nie chciał mnie tutaj.
Oczywiście, że nie. Nie miało znaczenia, jak to powiedział
ani jakich użył słów, by to wytłumaczyć. Zamknęłam oczy i
zobaczyłam panią Agnes z trzęsącymi się rękami.
- Nie chciał mnie. - Po pokrytej głębokimi bruzdami
twarzy spływały jej łzy, jak gdyby zostawił ją dopiero przed
chwilą. - Byłam taka głupia. Nigdy mnie nie chciał.
Caleb wyciągnął rękę, ale się otrząsnęłam.
- Nie dotykaj mnie - powiedziałam i odeszłam.
Był mężczyzną, zawsze nim był, ze swoimi przewinami i
oszustwami. A ja pozwoliłam mu się obejmować, pozwoliłam
jego wargom dotknąć moich ust, poddałam się pokusie. Byłam
głupia.
- Wreszcie rozumiem, o co chodzi. To była dla ciebie
tylko zabawa, tak?
Pokręcił głową, twarz mu zbladła.
- Nie słuchasz mnie. Chciałbym, żebyś została, ale nie
możesz. To niebezpieczne. - Ponownie wyciągnął rękę, ale go
odtrąciłam.
- Chcesz wierzyć w te kłamstwa - mówiła pani Agnes. -
To największa wina łatwowiernych.
- Zostaw mnie w spokoju, proszę! - krzyknęłam, gdy
znów usiłował mnie dotknąć. Mój krzyk odbił się echem po
pustym magazynie. Charlie zajrzał przez okno, pozostali
chłopcy też na nas spojrzeli.
Caleb pocierał miejsce między brwiami.
- Porozmawiamy o tym pózniej, gdy wrócimy do domu.
Zależy mi na tobie, ale...
- Zależy ci na sobie - przerwałam.
Odrzucił głowę, jak gdybym uderzyła go w twarz. Powoli
odwrócił się, wyszedł na ganek i zniknął wśród pozostałych.
Chłopcy szeptali coś, a potem znów zajęli się basenem i
zaczęli skakać do ciemnej wody.
Pokój wydawał się większy i zimniejszy bez niego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl