[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na nożu do papieru, tym wielkim, z ostrzem ostrym jak sztylet. Jak mocno go ściska,
knykcie zupełnie zbielały. Tak mocno wbija go w stół, że aż ułamał się czubek.
Trzyma go tak, jak sztylet, kiedy chce się kogoś pchnąć. A teraz wychodzą razem.
Lily ma swoją zieloną wieczorową suknię; ładnie wygląda w zielonym, zupełnie
jak lilia. Muszę czyścić pokrowce w przyszłym tygodniu.
- Chwileczkę, lady Astwell. Doktor przechylił się do Poirota.
- Chyba mamy to - mruknął. - Ta sprawa z nożem przekonała ją, że sekretarz
jest winien.
- Chodzmy teraz do Baszty.
Doktor skinął głową i zaczął raz jeszcze wypytywać lady Astwell wysokim,
rozkazującym głosem.
- Ten sam wieczór, pózniejsza godzina; jest pani w Baszcie, z mężem. Mieli
tam państwo okropną scenę, prawda?
Postać znowu poruszyła się niespokojnie.
- Tak... okropną... okropną. Mówiliśmy sobie przerażające rzeczy.
- Mniejsza o to. Potrafi pani zobaczyć pokój dokładnie, zasłony były
zaciągnięte, lampy zapalone.
- Górna lampa nie, tylko lampa na biurku.
- Teraz pani wychodzi, życząc mężowi dobrej nocy.
- Nie. Byłam za bardzo wściekła.
- Widzi go pani ostatni raz, wkrótce zostanie zamordowany. Wie pani, kto go
zamordował, lady Astwell?
- Wiem. Pan Trefusis.
- Dlaczego pani tak twierdzi?
- Z powodu wybrzuszenia - wybrzuszenia zasłony.
- A więc zasłona była wybrzuszona?
- Tak.
- Widziała to pani?
- Tak. Prawie dotknęłam tego.
- Czy ukrywał się tam człowiek - pan Trefusis?
137
- Tak.
- Skąd pani wie?
Po raz pierwszy monotonny głos zawahał się i stracił pewność.
- Bo... bo... z powodu noża do papieru. Poirot i doktor wymienili szybkie
spojrzenia.
- Nie rozumiem pani, lady Astwell. Mówi pani, że zasłona była
wybrzuszona? Ktoś się tam ukrywał? Widziała pani tę osobę?
- Nie.
- Pomyślała pani o panu Trefusisie, ponieważ wcześniej trzymał nóż do
papieru?
- Tak.
- Ale pan Trefusis poszedł przecież do łóżka?
- Tak... tak... to prawda, poszedł do swego pokoju.
- Więc nie mógł być za zasłoną?
- Nie, oczywiście, nie było go tam.
- Powiedział mężowi pani dobranoc już wcześniej?
- Tak.
- I nie widziała go pani więcej?
- Nie.
Poruszyła się znowu, rzucając się i pojękując lekko.
- Budzi się - powiedział doktor. - Cóż, myślę, że uzyskaliśmy wszystko, co
możliwe.
Poirot skinął głową. Doktor nachylił się nad lady Astwell.
- Budzi się pani - mruknął łagodnie. - Teraz budzi się pani. Za chwilę otworzy
pani oczy.
Obaj mężczyzni czekali, a wkrótce lady Astwell usiadła wyprostowana i
popatrzyła na nich.
- Zdrzemnęłam się?
- Tak jest, lady Astwell, to po prostu krótka drzemka - rzekł doktor.
Spojrzała na niego.
- Pańskie hokus-pokus, co?
- Mam nadzieję, że nie czuje się pani gorzej.
138
Lady Astwell ziewnęła.
- Czuję się raczej znużona i zmordowana.
Doktor wstał.
- Poproszę, żeby przyniesiono pani kawę, a my na razie opuścimy panią.
- Czy powiedziałam coś? - zawołała za nimi lady Astwell, kiedy dochodzili
do drzwi.
Poirot uśmiechnął się do niej.
- Nic ważnego. Poinformowała nas pani, że pokrowce w salonie wymagają
czyszczenia.
- 1 rzeczywiście. Nie musiał mnie pan wprowadzać w trans, żeby się tego
dowiedzieć. Zaśmiała się dobrodusznie.
- Nic więcej?
- Pamięta pani, że pan Trefusis tamtego wieczoru zabrał nóż do przecinania
papieru z salonu? - spytał Poirot.
- Nie wiem... na pewno - powiedziała lady Astwell.
- Mógł to zrobić.
- Czy wybrzuszenie zasłony mówi pani coś? Lady Astwell zmarszczyła brwi.
- Chyba coś pamiętam - powiedziała powoli. - Nie... już uciekło, a jednak...
- Proszę się nie denerwować - wtrącił szybko Poirot. - To nie jest ważne.
Doktor wszedł z Poirotem do jego pokoju.
- Cóż - rzekł Cazalet - myślę, że to wyjaśnia sprawę.
- Niewątpliwie gdy sir Reuben zwymyślał sekretarza, ten ostatni ścisnął
mocno nóż do papieru i zmusił się do opanowania, by nie odpowiedzieć podobnie.
Zwiadomość lady Astwell była zajęta problemem Lily Margrave, ale jej
podświadomość zauważyła to zdarzenie i błędnie zinterpretowała. To zaszczepiło w
niej mocne przekonanie, że Trefusis zamordował sir Reubena. Teraz dochodzimy do
wybrzuszenia kotary. To jest ciekawa rzecz. Z tego, co pan powiedział mi o Baszcie,
wnioskuję, że biurko stoi tuż przy oknie. Oczywiście na oknie wiszą zasłony?
- Tak, mon ami, aksamitne, czarne zasłony.
- I jest dość miejsca we framudze, aby ktoś mógł się tam ukryć?
- Myślę, że byłoby tam dosyć przestrzeni.
139
- Więc jest przynajmniej możliwe - powiedział powoli doktor - że ktoś
schował się w pokoju, ale nie mógł to być sekretarz, którego widzieli oboje, jak
opuszcza pokój. Nie mógł to być Victor Astwell, gdyż Trefusis spotkał go
wychodząc, i nie mogła być Lily Margrave. Ktokolwiek to był, musiał wejść do
pokoju przed sir Reubenem. Powiedział mi pan dosyć dokładnie, jak się
przedstawia sytuacja. A co z kapitanem Naylorem? Czy mógłby być tym
ukrywającym się człowiekiem?
- To niewykluczone - zgodził się Poirot. - Z całą pewnością jadł obiad w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]