[ Pobierz całość w formacie PDF ]
O! Popatrzył mi w oczy. Lubię ich ser.
Co? Ser? Ach!
Filadelfijski kremowy ser. Pycha. Też za nim przepadam
odpowiedziałam z promiennym uśmiechem.
Wolę go na bajglach ciągnął a nie na tostach.
Znienacka moja wyobraznia podsunęła mi obraz nagiego
Hanka w łóżku z dużym bajglem w&
Tosty z dżemem są dobre. Lubię dżem przemówił znowu,
sprowadzając mnie na ziemię.
Acha. Dobra. Nadal mówi o potrawach serwowanych na
śniadanie.
Dżem jest dobry. Za to ta rozmowa nie idzie we
właściwym kierunku. Jak ją poprowadzić, żeby brzmiała bardziej
erotycznie i zmysłowo? Jak dojść do czegoś w stylu obróć mnie, a
potem wejdz od tyłu, proszę, i wielkie dzięki ?
Poruszę temat, który go interesuje, a przez to on zobaczy, że
ja jestem interesująca.
Hank, tak sobie myślałam, że może po moim powrocie
umówimy się na lekcję jazdy.
Czego? zapytał i rzucił resztę jedzenia kurom, po czym
ruszył w stronę stodoły.
No, chodzi mi o konie. Od dziecka nie jezdziłam, może
mnie nauczysz? Pomożesz mi na nowo oswoić się z tymi
zwierzętami?
Zatrzymał się i odwrócił w moją stronę. Spojrzał na mnie
pewnie. Serce waliło mi mocno. Patrzyliśmy na siebie, a między
nogami biegały nam kury. Ewidentnie były poruszone siłą
zwierzęcego magnetyzmu, który pulsował między nami. Ten
mężczyzna w końcu dojrzał we mnie kobietę, jaką byłam. Jego
wzrok był tak silny, jak to sobie wyobrażałam. Otworzył doskonałe
usta i powiedział:..
Pip, pip!
Szlag by to. Clark miał dzisiaj przyjechać, żeby przejrzeć
ofertę budowlańca, która spodobała mi się najbardziej. Ta firma
chciała wprowadzić najwięcej zmian. Byłam więc przygotowana
na kłótnię.
Zatrzymał auto na podjezdzie i energicznie z niego wysiadł.
W ręce niósł torebkę z ciastkami i uśmiechał się wesoło. Uśmiech
jednak nieco zblakł, kiedy zobaczył, jak ja i Hank wpatrujemy się
w siebie.
A gdy kowboj dostrzegł bibliotekarza? Ruszył w moim
kierunku, kury uciekały mu spod nóg. Jego krok był powolny i
opanowany, nawet kiedy nadepnął na zasuszone kolby kukurydzy.
Stanął przede mną i popatrzył na mój biust, który falował od
przyspieszonego oddechu. Potem spojrzał mi w oczy. Jego wzrok
był pewny, świdrujący i palący. Rozchylił wargi i zwilżył je
językiem.
Mówisz, że chcesz jezdzić, co?
Jezdzić? szepnęłam. Nie mogłam wydobyć z siebie nic
więcej.
Tak, jezdzić powtórzył i ruchem głowy wskazał na
stodołę. Jak wrócisz z miasta, zabiorę cię na przejażdżkę.
Myślisz, że dasz radę na oklep?
Litości.
Nigdy tak naprawdę nie rozumiałam, co znaczy zwrot
ugięły się pode mną kolana . Teraz już wiem. Na szczęście
miałam obok siebie kowboja, który mnie podtrzymał. Złapał mnie
za biceps i dosłownie uniósł w górę, gdy starałam się znalezć
oparcie dla stóp. Zrobiłam wdech i jego zapach wypełnił moje
nozdrza. Pot. Słodkie siano. Słońce. Czy mężczyzna może tak
pachnieć? On tak.
Wzięłam kolejny wdech i kichnęłam. Tym razem udało mi
się zrobić to z większą gracją.
Hank zaśmiał się i pomógł mi odzyskać pion, a potem obrócił
plecami do siebie i lekko popchnął w kierunku domu.
Cześć, Clark słyszałam zadowolenie w głosie kowboja.
Tymczasem ja, oszołomiona od buzujących hormonów,
zmierzałam do tylnego wejścia, unosząc się kilka centymetrów nad
ziemią. Clark czekał na mnie przed drzwiami. Miał nachmurzoną
twarz.
Cześć, Clark zabrzmiałam jak echo. Bibliotekarz
otworzył przede mną drzwi i wfrunęłam do środka, nadal nieco
lewitując.
Ciągle byłam w transie. Podpłynęłam do stołu w kuchni i w
końcu usiadłam. Nie mogłam zebrać myśli, a poniżej pępka
czułam pulsowanie, jakby kobiecość zaciskała się na
niewidocznym członku. W uszach dzwoniły mi słowa, które
okazały się bardzo zmysłowe, erotyczne i pełne nadziei. Ciągle je
powtarzałam, próbując różnych brzmień.
Na oklep.
Na oklep.
Na oklep.
Końskie łajno.
Co? spytałam, wyrwana gwałtownie z erotycznego haju.
Końskie łajno powtórzył Clark i wskazał na mojego buta.
Musiałam w nie wdepnąć w otumanieniu.
Cholera westchnęłam. Uniosłam stopę, kiedy zobaczyłam
ślady, które zostawiłam na umytej podłodze. Skacząc na jednej
nodze, ruszyłam do drzwi. Tyle że, robiąc drugi skok, potknęłam
się i poleciałam w przód. Wypadłabym przez drzwi z siatką na
owady, gdyby nie to, że Clark złapał mnie mocno w talii.
Wpadłam prosto na niego i poczułam świeży zapach mydła i
książek. Od razu przywołało to wspomnienie zapachu biblioteki,
którą mamy w domu. Ten specyficzny domowy aromat
pieszczonych słońcem okładek i grubego pożółkłego papieru.
Clark postawił mnie na nogi, zanim zdążyłam na dobre się
rozmarzyć, i pomógł mi wyjść na zewnątrz. Ciężarówka Hanka
znikała w oddali, a ja zaczęłam wycierać but w żwirek.
Przeciągnęłam go kilka razy po kamyczkach i popatrzyłam w
stronę werandy, na której stał Clark, przyglądając mi się uważnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]