[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przedstawiano w niej historie dzieci, nad którymi znęcano się w najokrutniejszy sposób. Mowa była między innymi o przypadku
matki z tzw. zespołem Munchausena. Była to pielęgniarka, która w obecności lekarzy odgrywała rolę kochającej matki, bardzo
zaniepokojonej stanem zdrowia swych dzieci, lecz po kryjomu aplikowała im środki farmakologiczne, które wpędziły dzieci w
chorobę, a w końcu spowodowały ich śmierć. Jak zwykle w takich przypadkach, początkowo nikt nie podejrzewał, że matka z
pełną premedytacją doprowadziła do śmierci własnych dzieci. Moja rozmówczyni była niezmiernie oburzona tym, że eksperci
uczestniczący w dyskusji nie powiedzieli ani słowa na temat, skąd biorą się takie matki. Można było po prostu odnieść wrażenie,
że zsyła je ślepy los, że to co robią, nie ma nic wspólnego z tym, co same przeżyły. Dlaczego nie powiedzieli prawdy? , pytała
mnie ta kobieta, Dlaczego nie powiedzieli, że te matki jako dzieci same były straszliwie maltretowane, że kieruje nimi przymus
powtarzania destrukcyjnych wzorców i dlatego teraz one krzywdzą własne dzieci? Odpowiedziałam jej, że gdyby o tym
wiedzieli, to pewnie by powiedzieli, ale widocznie nie wiedzą. Jak to możliwe , zapytała, skoro ja o tym wiem, a przecież nie
jestem żadnym ekspertem? Wystarczy tylko przeczytać kilka książek. Od czasu, kiedy to robię, moje stosunki z dziećmi bardzo
zmieniły się na lepsze. Jak taki ekspert może powiedzieć, że przypadki tak okrutnego maltretowania dzieci są na szczęście
bardzo rzadkie, a ich przyczyny niezrozumiałe?
Ta rozmowa uświadomiła mi, że muszę napisać jeszcze choćby jedną książkę. Być może upłynie dużo czasu, zanim zacznie ona
być odbierana nie jako prowokacja, lecz jako drogowskaz na drodze ku własnej prawdzie. Mam jednak nadzieję, że dla wielu
osób książka ta już dziś stanowić może potwierdzenie własnych odczuć i doświadczeń.
Na znaczenie wpływu traumatycznych doświadczeń z okresu wczesnodziecięcego na pózniejsze życie człowieka usiłowałam
także zwrócić uwagę Watykanu. Musiałam jednak stwierdzić, że wzbudzenie uczucia miłosierdzia w ludziach, którzy na początku
swego życia nauczyli się tak silnie tłumić autentyczne, naturalne emocje, że najwidoczniej nie pozostało po nich ani śladu, jest
po prostu niemożliwe. Los ludzi, których w dzieciństwie krzywdzono, widocznie zupełnie ich nie interesuje. %7łyją jakby zamknięci
w wewnętrznym bunkrze, w którym wolno im tylko modlić się do Boga. Na Boga przerzucają odpowiedzialność, a sami skupiają
się na skrupulatnym przestrzeganiu kościelnych nakazów, w obawie przed wiecznym potępieniem.
Wkrótce po schwytaniu Saddama Hussaina na świecie rozległy się głosy, apelujące o okazanie miłosierdzia temu okrutnemu,
pozbawionemu wszelkich skrupułów tyranowi, którego niedawno jeszcze cały świat tak bardzo się obawiał. Głos Watykanu
należał wśród nich do najsilniejszych. Moim zdaniem, trudno jednak okazać zwykłe ludzkie współczucie dyktatorowi, który
przysporzył tak wielkich cierpień tak wielu ludziom. Zapomnienie o jego zbrodniach, byłoby zdradą wobec wielu milionów ludzi.
Saddam Hussain urodził się 28 kwietnia 1937 roku. Wychowywał się w bardzo biednej rodzinie chłopskiej, która nie posiadała
własnej ziemi. Mieszkał niedaleko Tikritu. Autorki biografii Hussaina Judith Miller i Laurie Mylroie (1990) podają, że jego
biologiczny ojciec opuścił matkę krótko przed lub po narodzinach dziecka. Hussaina wychowywał ojczym, który był pasterzem.
Na każdym kroku upokarzał on chłopca, obrzucał najgorszymi wyzwiskami, bił go niemiłosiernie, krótko mówiąc dręczył
brutalnie na wszelkie możliwe sposoby. Do dziesiątego roku życia ojczym zabraniał Hussainowi chodzić do szkoły.
Wykorzystywał go do granic wytrzymałości jako siłę roboczą, np. budził w środku nocy i kazał pilnować stada. Były to właśnie
lata, gdy dziecko kształtuje system swych wartości i wyobrażeń o świecie. Kiedy zaczyna zastanawiać się na tym, kim chciałoby
być, co chciałoby w życiu osiągnąć. Saddam Hussain, który był więzniem własnego ojczyma, mógł chcieć tylko jednego:
nieograniczonej władzy nad innymi. Uznał przypuszczalnie, że tylko wtedy odzyska swą utraconą godność, jeżeli posiądzie taką
władzę na innymi, jaką miał jego ojczym nad nim samym. W jego dzieciństwie nie było żadnych innych ideałów, żadnych innych
16
wzorców. Był tylko wszechmocny ojczym i on, jego ofiara, zdany całkowicie na łaskę i niełaskę swego oprawcy, bezsilny wobec
jego terroru. Według tego wzorca stworzył potem Hussain system totalitarny w swoim kraju. Jego ciało nie znało niczego
innego niż przemoc.
Każdy dyktator zapiera się cierpień, których doświadczył w dzieciństwie i próbuje wymazać je z pamięci, kreując wizję własnej
wielkości. Ponieważ jednak cała jego historia zapisana jest w pamięci ciała, pewnego dnia zmusza go ono do konfrontacji z
własną prawdą. To znamienne, że mając do dyspozycji tak wielki majątek, Hussain szukał schronienia właśnie w pobliżu miejsca
swojego urodzenia, w podejrzanej okolicy, gdzie i tak nie miał szans zbyt długo się ukrywać. Powodowany przymusem
powtarzania odtworzył niejako sytuację ze swego dzieciństwa, w której był bezsilną ofiarą. I wtedy, i teraz nie miał żadnych
szans na obronę lub ucieczkę.
Charakter dyktatora, co można udowodnić, nie ulega zmianie w ciągu całego jego życia.
W sposób destrukcyjny nadużywa on władzy tak długo, jak długo nikt mu w tym nie przeszkodzi. Prawdziwym i jedynym celem
wszystkich jego świadomych działań, celem którego on sobie jednak absolutnie nie uświadamia, jest bowiem wymazanie przy
użyciu posiadanej władzy wszelkich upokorzeń, których doświadczył w dzieciństwie i które wyparł ze swojej świadomości. Jest
to oczywiście niemożliwe, bo przeszłości nie da się zmienić, nie można też się z nią uporać tak długo, jak długo człowiek zapiera
się przeszłego cierpienia. Dyktator jednak wierzy we własną wszechmoc. Kierowany przymusem powtarzania podejmuje ciągle
na nowo działania, których destrukcyjności nie dostrzega, co w rezultacie prowadzi go nieuchronnie do katastrofy. Dyktator
[ Pobierz całość w formacie PDF ]