[ Pobierz całość w formacie PDF ]

filmem - mówił tonem konesera.
- Naprawdę? - uprzejmie zdziwiła się Anna.
- Naprawdę. Zastanawiałem się nawet, czy
w życiu prywatnym Patric Swayze jest taki sam,
jak w filmie.
- Nie znam go zbyt dobrze.
- yle panią potraktował podczas zdjęć? -
W oczach Martina błysnęło oburzenie.
- Ależ nie. Sądzę, że był miły... dla Demi Mo-
ore, bo to ona partnerowała mu w  Duchu" -
W gÅ‚osie Anny nie pojawiÅ‚ siÄ™ nawet cieÅ„ sar­
kazmu.
- Ach tak, prawda. Zawsze palnę coś ni w pięć
ni w dziewięć. W każdym razie, miÅ‚o mi byÅ‚o pa­
nią poznać. - Wycofywał się tyłem, spoglądając na
mnie z ukosa. - Jestem pani zagorzaÅ‚ym wielbi­
cielem. I Demi, oczywiście.
- Co on ci tutaj nabredził?
- Nic takiego. Lepiej zniosłam oczekiwanie na
werdykt; wiesz, że ława przysięgłych opuszcza
salę sądową na czas obrad - zaśmiała się nieco
sztucznie.
186
Notting Hill
- PosÅ‚uchaj, Anno: jestem facetem dosyć sta­
Å‚ym w uczuciach. Nie potrafiÄ™ siÄ™ szybko zako­
chać i jeszcze szybciej odkochać, a mimo to odmó­
wiÄ™ twojej kuszÄ…cej propozycji. Niech zostanie
tak, jak jest. Nie obraz siÄ™, proszÄ™.
- Ależ skąd? Dobrze, oczywiście... Oczywiście,
jakoś to przeżyję... No to, do widzenia.
- Poczekaj, pozwól mi wytłumaczyć... Chodzi
o to, że nie czuję się z tobą bezpiecznie. Niby
wszystko układa się fantastycznie, jeśli pominąć
twoje nagłe zmiany nastroju, ale ja nie mam
wielkiego doświadczenia w miłości i obawiam
się, że kiedy kolejny raz mnie odrzucisz, już się
nie pozbieram. Znam swoje miejsce i nikt nie
musi mi go wskazywać. Nie pozbieram się, bo
wszystko bÄ™dzie mi o tobie przypominaÅ‚o: plaka­
ty, zdjęcia, filmy. Odejdziesz, a ja będę się czuł
jak śmieć.
- Rozumiem. - Spojrzała mi głęboko w oczy. -
To jest twoja ostateczna odpowiedz, prawda?
- Mieszkam w Notting Hill, ty - w Beverly
Hills. Ciebie zna cały świat, a moja własna matka
czasami zapomina jak mam na imiÄ™.
- SÅ‚uszna decyzja... SÄ…dzÄ™ jednak, że przy­
wiązujesz zbyt duże znaczenie do tak zwanej
sÅ‚awy; ona jest zÅ‚udzeniem, wierz mi. Nie zapo­
minaj, że jestem również dziewczynÄ…. I ta dziew­
czyna stoi teraz przed chłopakiem i prosi, by ją
187
Richard Curtis
kochaÅ‚. - PodeszÅ‚a bliżej i pocaÅ‚owaÅ‚a mnie w po­
liczek.
- Do widzenia - powiedziała od drzwi.
W paczce znalazłem obraz Marca Chagalla  La
Mariee" oprawiony w piÄ™kne zÅ‚ocone ramy. Zaj­
mująca znaczną jego część tytułowa panna młoda
ni to płynęła po powierzchni wody, ni to unosiła
siÄ™ w chmurach.
Jej czerwona sukienka i biały welon odcinały
się od zimnego tła w ciemnoniebieskiej tonacji.
Sylwetka pana młodego, czarno-szara i maleńka
w porównaniu z dorodnymi kształtami kobiety,
płynęła tuląc się do jej głowy. Z boku majaczyły
drewniane domki, zaznaczone tylko czarnÄ… kre­
ską, jakiś człowiek grający na flecie i kobieta
z uniesioną ręką. Drogę nowożeńcom wskazywała
ryba, trzymająca w przedziwnych odnóżach-rę-
kach zapaloną świeczkę. U ich stóp przycupnął
kozioł ze skrzypkami.
Ja i Anna, a może raczej Anna i ja. Ona -
wspaniała, na pierwszym planie i ja - smutny
czarno-szary facet w tle.
Po południu spotkaliśmy się u Tony'ego, który
skrzyknÄ…Å‚ nas do pomocy przy likwidacji knaj­
py. Kiedy zziajani usiedliśmy, by się uraczyć
ostatnim piwem, opowiedziałem o rozmowie
z AnnÄ….
188
Notting Hill
- Co tym sądzicie? Dobrze postąpiłem?
- Dobrze; po tym wszystkim, co zrobiła, wiele
straciła w moich oczach. Poza tym, kiedy byłam
z nią w klopie, zauważyłam, że ma cellulitis na
udach i poÅ›ladkach. Wcale nie jest kimÅ› wyjÄ…tko­
wym. - Honey pogardliwie wydęła usta.
- Dobrze postąpiłeś. Wszystkie aktorki są
zwariowane i nieobliczalne - powiedziała Bella
stanowczym tonem.
- Tony - wywoÅ‚aÅ‚em do odpowiedzi byÅ‚ego re­
stauratora - co myślisz?
- Nigdy z nią nie gadałem, nawiasem mówiąc,
nigdy nie marzyłem, żeby ją poznać.
- Trzy zero dla mnie. Max?
- Jeszcze siÄ™ pytasz? Wegetarianie zawsze wy­
dawali mi siÄ™ niegodni zaufania.
- Bomba. Dzięki.
- Wzywaliście mnie, więc jestem - zameldował
od progu Spike.
- RychÅ‚o w czas. Już po robocie, siadaj. Wil­
liam właśnie odprawił z kwitkiem Annę Scott -
oświeciła go moja siostra.
- Ty tępy fiucie! - wykrzyknął Spike.
- To oryginaÅ‚? - spytaÅ‚a szybko Bella, wskazu­
jąc na obraz, któremu przyglądała się od jakiegoś
czasu.
- Tak sÄ…dzÄ™ - powiedziaÅ‚em wdziÄ™czny, że wy­
bawiła mnie z kłopotu.
189
Richard Curtis
- JeÅ›li dobrze zrozumiaÅ‚em - odezwaÅ‚ siÄ™ Ber­
nie - zaproponowała ci randkę, tak?
- CoÅ› w tym rodzaju...
- Miło z jej strony - rozmarzył się, co mnie
z lekka zaniepokoiło.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytałem
zimno.
- Tylko to, że... no wiesz... To miło, kiedy ktoś
zaprasza cię na randkę. Może nie?
- Szczerze mówiąc, zrobiło mi się przyjemnie.
Wiem, że jako aktorka potrafiłaby udawać, rzucić
tu i tam jakieÅ› okrÄ…gÅ‚e zdanko. Ale ona powie­
działa, że aktorstwo i sława nie mają tu nic do
rzeczy, że jest również kobietą, i ta kobieta stoi
przed mężczyzną i prosi go, żeby ją kochał.
Powoli oswajali się z tą myślą. Popatrywali na
siebie ukradkiem, jakby sprawdzali słuszność
swoich podejrzeń. Miny mieli nietęgie.
- O, cholera... Spieprzyłem sprawę? Widzę po
waszych twarzach! - Milczeli, tylko Spike głęboko
skÅ‚oniÅ‚ gÅ‚owÄ™. - Max, twój samochód jest najszyb­
szy, prawda?
W knajpie powstaÅ‚ straszliwy rejwach. Max ru­
szyÅ‚ pÄ™dem po samochód, reszta gorÄ…czkowo zbie­
rała się wyjścia, pokrzykując na Tony'ego, żeby
zamykał knajpę. Po chwili, która wydawała się
wiekiem, auto z piskiem zahamowaÅ‚o przed wej­
ściem.
190
Notting Hill
- Mamy niewielkie bombki atomowe na wypa­
dek, gdyby ktoÅ› wlazÅ‚ nam w drogÄ™ - bojowo po­
krzykiwał Max.
- I zamierzamy ich użyć! - grzmiał Bernie.
- Gdzie Bella? - Max roztrącił naszą gromadkę.
- Ona nie jedzie - powiedziała Honey.
- Jedzie, jedzie. Bernie - do tyłu, Spike - do
bagażnika. Reszta niech siÄ™ pakuje, gdzie kto mo­
że - komenderował. - Chodz kochanie, pojedziesz
jak królowa. - Porwał Bellę na ręce.
- Gdzie ty się pakujesz? - syknęła Bella do
Maksa, kiedy pruliśmy pełnym gazem Stanley
Crescent w stronÄ™ Notting Hill Gate.
- Pojadę Kensington Church Street, skręcę
w lewo, a potem już prosto Knightsbridge do Hy­
de Park Corner.
- Po co? Skręcaj od razu w Bayswater...
- Ma racjÄ™ - a stamtÄ…d odbijesz w Park Lane
- wtrąciła Honey.
- Albo jedz od razu do Cromwell Road i odbij
w lewo - zaproponował Bernie.
- Ani mi się waż! - wrzasnąłem, waląc brodą
w zagłówki przednich foteli, bo w tym momencie
Max gwałtownie zahamował.
- Zamknijcie się! I to już! Ja decyduję, którędy
jechać, zrozumiano!
- Zrozumiano - odpowiedzieliśmy zgodnym
chórem.
191
Richard Curtis
- James Bond nigdy nie musiał zajmować się
podobnymi bzdurami - powiedziaÅ‚ Max, wÅ‚Ä…cza­
jÄ…c siÄ™ do ruchu.
Po chwili rzeczywiście wywinął numer w stylu
Bonda. PrzemknÄ…Å‚ w poprzek Picadilly, wzbudza­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl