[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie zazna trosk ni cierpień, Bestii żona mężna.
(z pisma dla młodych panienek)
Jeanne-Marie Prince de Beaumont
Clara nawet nie mogłaby sobie wymarzyć wspanialszego dnia na otwarcie nowego
skrzydła Domu. Tego ranka przywitało ich słońce, nad ziemią unosił się zapach kwia-
tów, śpiewały drozdy. Czuła, że dzieci będą zachwycone.
Przerwała na chwilę doglądanie służących i przyjrzała się uważnie swojej nowej
siedzibie. W ciągu niecałych trzech lat ochotnicy przekształcili zaniedbany ogród w raj
na ziemi.
A stało się to wszystko głównie dzięki Morganowi i jego rodzinie. Spadek po wuju
Cecilu, choć całkiem pokazny, nigdy by na to nie wystarczył. Gdy jednak Sebastian
przekazał na rzecz Domu niemałą dotację, a Morgan przekonał oficerów marynarki, by
pomogli mu przy projekcie i budowie, koszt nowego skrzydła okazał się znacznie niż-
szy, niż początkowo sądziła.
Datki na Dom również znacznie wzrosły dzięki jej przygodom. Damy chętnie poma-
gały córce markiza, która przyczyniła się do schwytania groznego przestępcy. O proce-
sie Spectera mówiono miesiącami i w Spitalfields zrobiło się teraz znacznie bezpiecz-
niej; mimo to Clara bardzo się cieszyła, że może trzymać swych wychowanków z dala
od tamtych okolic.
Na widok Juliet, która właśnie zbliżała się do niej z córkami, Clara uśmiechnęła
się serdecznie.
Mówiłam dziewczynkom, że wujek Morgan zabierze nas na wycieczkę po nowej
siedzibie, zanim przybędą inni goście, ale nie mogę go nigdzie znalezć.
Poszedł pomóc Samuelowi przy otwieraniu okien. Pani Carter zamierzała
przejść na emeryturę, więc Lucy i Samuel przejęli codzienne obowiązki w Domu. Nie
sądziliśmy, że będzie dzisiaj tak ciepło, ale Morgan twierdzi, że to dobrze. Zwieże po-
wietrze to dodatkowa atrakcja tej uroczystości. Kto wie, może uda się nam nawet wy-
dobyć pieniądze od lorda Winthorpa?
Juliet zaśmiała się serdecznie.
W to wątpię. Jeśli jego lordowska mość w ogóle się pojawi, to będzie prawdziwy
cud. Wciąż nie może uwierzyć, że poślubiłaś wcielonego diabła.
Na szczęście lord Winthorp jako jedyny nie akceptował męża Clary. Kto mógłby
zresztą nie lubić walecznego kapitana marynarki, który okazał się bohaterem? Ponadto
Morgan wypracował sobie od razu wysoką pozycję w ministerstwie. Zrobił na wszyst-
kich ogromne wrażenie swoim spokojem i praktycznym podejściem do spraw związa-
225
nych z ochroną Londynu. Robert Peel, sekretarz stanu, chciał nawet, by Morgan prze-
wodniczył komisji zajmującej się miejskimi siłami policyjnymi.
A każde osiągnięcie Morgana wprawiało jego rodzinę w stan coraz większej dumy.
Sebastian promieniał, ilekroć wymieniano nazwisko jego brata, a Juliet już dawno mu
wybaczyła złamanie zasad umowy. Zwłaszcza że, co lubiła często podkreślać, dzięki
temu zyskała tak wspaniałą szwagierkę.
A gdzie jest moja siostrzeniczka? spytała Juliet. Przecież nie zostawiłaś jej z
niańką?
Morgan nigdy by mi tego nie wybaczył zaśmiała się Clara. Nie potrafię go
jakoś przekonać, że dziewięciomiesięczne dziecko nie zachwyci się wspaniałą architek-
turą. Morgan chce, by Lydia uczestniczyła we wszystkim. Maleńka jest teraz pod opie-
ką ciotecznej babci, Verity, i ciotecznego dziadka, Lewa. O, właśnie tu idą.
Ciotka Verity wyłoniła się z lasu, tuląc w ramionach Lydię i posyłając jej promien-
ne uśmiechy. Wyglądała niczym dobra wróżka, matka chrzestna Kopciuszka rzucająca
dobre czary. Obok nich podskakiwały Fiddle, Faddle i Foodle; Księżna szła dostojnie
przy nodze towarzyszącego im mężczyzny, wuja Lewa.
Czy to nie urocza para? spytała szeptem Juliet. Wuj jest wdowcem od tak
dawna, że już straciłam nadzieję na jego ponowny ożenek, ale być może twojej ciotce
uda się go skusić.
Sądząc po pełnym uwielbienia spojrzeniu Księżnej oraz częstych uwagach wuja na
temat niedościgłych zalet ciotki Verity, Clara była skłonna się z nią zgodzić. Z pewno-
ścią ciotka zasłużyła sobie na to, by znalezć odpowiedniego towarzysza życia.
Chcielibyśmy zabrać Lydię nad staw, by popatrzyła na łabędzie, ale wuj... to
znaczy pan Prynce, uważa, że powinniśmy najpierw poprosić cię o zgodę. Bał się, że
będziesz się martwić o dziecko, jeśli znajdzie się tak blisko wody.
Nie mam nic przeciwko temu, jeśli oczywiście nie zamierzacie huśtać jej nad
taflą mruknęła Clara.
Ależ skąd! wykrzyknęła Verity, ignorując sarkastyczny ton Clary. Będziemy
ją trzymać w odpowiedniej odległości od wody. Prawda, moje maleństwa?
Chóralne szczekanie niewątpliwie wyrażało zgodę.
Pójdziemy z wami powiedziała Juliet. Dziewczynki z pewnością chętnie
obejrzą łabędzie. Ty też się wybierzesz, Claro?
Jeszcze nie. Powóz z dziećmi może zajechać teraz w każdej chwili i musimy się
na to przygotować, bo kiedy już tu wpadną...
Nie musiała kończyć. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Kiedy tylko wszyscy sobie poszli, Clara ruszyła przez las w stronę domu. W połowie
drogi spotkała Morgana, który najwyrazniej nie zdołał jeszcze doprowadzić się do po-
rządku. Pochwycił jej niezadowolone spojrzenie i natychmiast przygładził włosy.
Przyszłaś mnie sprawdzić? Objął ją w talii z miną winowajcy; musiała się
uśmiechnąć. Poprawiła mu krawat.
Nie, chciałam sprawdzić, czy wszystko gotowe.
226
Sam tego dopilnowałem. I zapewniam cię, aniele, że niczego nie przeoczyłem. A
jeśli nawet, to Lucy, Samuel i Johnny dokonali reszty. Nawet Tim miał swój udział w
przygotowaniu Domu.
Popatrzyła niespokojnie w tamtą stronę.
Może ostatni rzut oka...
Mam lepszy pomysł szepnął Morgan.
I zanim zdążyła się zorientować, co robi, zaczął ją prowadzić w stronę altanki.
Morganie! zaprotestowała słabo. Chyba nie...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]