[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rytmem i groziła, że wciągnie ją nieodwracalnie w śmiertelny
uścisk. Winorośle dzwigały się przed jej oczami, owijały wokół
kostek. Wśród roślin wiły się żmije, których sploty były prawie nie
do odróżnienia od samych łodyg. Z ust Germaine wyrwał się
skowyt. Starała się odwrócić głowę od koszmarnego obrazu, ale
dżungla zniewoliła ją.
Błyszcząca strużka śliny sączyła się z kącika ust Germaine, lecz nie
zwracała na to uwagi, jak
i na krew kapiącą z otwartych ran na nogach. Dżungli przepadła,
zżarta przez czarną niezgłębioną czuleść, która otworzyła się
przed
nią. Fala zawrotów głowy ogarnęła Germaine, gdy wpatrywała się
w przepaść. Wyciągnęła gwałtownie ramię, żeby uchwycić się
czegoś, ale udało jej się tylko uderzyć ręką o twarde drewno
słupka u podstawy schodów. Nagły ból, przeszywający aż do
kości, sprawił, że i traciła równowagę. Zachwiała się.
Z wrzaskiem runęła w czerń. Padając widziała podrygujące żmije,
otwarte pyski, kły ociekające trucizną, wyciągnięte łapczywie w
górę, by ją ukąsić, zanim jeszcze uderzy o podłogę.
Nagle wszystkie znalazły się na niej, wokół niej, krępowały
ramiona i nogi. Nie mogła oddychać, czuła mrowienie na całej
skórze. Wykręcała się. Obracała. Wrzeszczała. %7łmije kotłowały się
nad nią. Usiłowała poruszyć ramionami, nogami. Była uwięziona.
Unieruchomiona. Sparaliżowana. Wydawała okrzyki - okrzyki
bólu i grozy. Potem tylko krańcowego cierpienia.
Clara Wagner wreszcie sięgnęła po pilota i ściszyła telewizor. Gdy
zamilkł przekaz ostatnich wiadomości, wyrazniejsze stały się
zawodzenia, dobiegające zza drzwi. Poirytowana zmarszczyła
brwi. Co się tam, na Boga, wyprawia?
Ktoś płakał czy krzyczał?
To musiała być Germaine albo Rebeka.
Co one, na Boga, wyrabiają?
Ależ oczywiście! Wiadomo! Rebeka niewątpliwie znów zrobiła coś
głupiego i Germaine musiała ją skarcić. A teraz głupie dziecko
płacze. No cóż, trzeba będzie położyć temu kres.
Zaraz.
Odwróciła wózek do drzwi, przejechała przez
pokój. Zaczęła borykać się z ciężkimi mahoniowymi drzwiami.
Jedną ręką obracała gałkę, drugą manipulowała przy przyciskach
wózka. Gdy drzwi uchyliły się powoli, dzwięki stały się
głośniejsze.
- Na litość boską... - zaczęła, gdy wjechała na szeroką antresolę,
która obiegała wielki hol. - Co, na Boga...
Słowa zamarły jej na ustach. Ujrzała Germaine wijącą się na
dywanie, który rozciągał się na szerokiej przestrzeni między
frontowymi drzwiami i schodami.
Co ona, na Boga, wyprawia? Spadła ze schodów?
- Germaine? Germaine?!
Wzmocniony echem skrzek biegnący przez dżunglę podziałał na
Germaine jak elektryczny wstrząs. Zerwała się na nogi, gdy
usłyszała niewidoczną do tej pory bestię, nadciągającą z hałasem.
Chociaż żmije nadal lgnęły do niej i przed oczami miała krwawą
plamę, z nadnaturalną siłą wyrwała się z uścisku winorośli i
wijących się gadów. Ukryć się.
Musi znalezć jakąś kryjówkę.
Gorączkowo odwróciła się najpierw w jedną stronę, potem w
drugą. Szukała jakiegoś miejsca, byle jakiego, w którym mogłaby
się schronić przed zbliżającą się bestią. Wreszcie dojrzała coś.
Pień - wydrążony pień.
Niewiele, ale wreszcie coś.
Winorośle nadal ją ciągnęły, żmije nadal wiły się wokół, ale ona
przedzierała się ku schronieniu, aż wreszcie opadła na czworaki,
brnąc przez bagno, w które zamieniła się podłoga.
Gdy bestia zawyła po raz drugi, Germanie
jęknęła i podwoiła wysiłki.
- Germaine!!!
Clara Wagner spojrzała z furią na córkę. Cóż ona, na Boga,
wyprawia? Najwyrazniej
nie była ciężko ranna, bo wstała, zrobiła kilka kroków, a potem
znów opadła na podłogę, jakby miała takie zawroty głowy, że nie
mogła ustać.
Zawroty głowy...?!
Oczywiście!
Germaine była pijana! To musiało być to! Po tym, jak
sprowokowała tamtą scenę w salonie, wróciła do pokoju i zalała
się.
Nie zaskoczyło to Clary - wcale a wcale. Zawsze podejrzewała, że
Germaine pije do lustra. To typowe dla kogoś takiego jak ona,
mimo wszystkich wysiłków, jakie jej matka włożyła w to, by
wychować ją jak należy, i poświęceń, których nie żałowała, by za-
pewnić jej wszystkie możliwości. Ale tę dziewczynę zawsze stać
było tylko na sprawienie jej zawodu.
Może gdyby była dość ładna, żeby złowić męża...
Już za pózno! Germaine na zawsze zostanie tylko starą panną,
bibliotekarką.
Ale pijaczką nie zostanie!
- Zaraz będę na dole, Germaine! - zawołała Clara przez balustradę.
- Zaraz będę na dole i przekonam się, czy piłaś, a wtedy...
Nie skończyła zdania. Nerwowo manewrując
ruszyła wózkiem do windy. Gniewnie szarpała składane drzwi.
Wreszcie otworzyła kabinę, wjechała do środka i gwałtownie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]