[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i dwa złote puzderka, za które miał mi w tej chwili przynieść należność; Le Brun
wziął resztę na skład do siebie. Ja schowałem do kieszeni wspaniałą kolię wraz z na-
ramiennikami; był to jeden z kwiatów bukietu, który miałem ofiarować. Mateusz de
Fourgeot wrócił w mgnieniu oka z sześćóiesięcioma ludwikami: zatrzymał óiesięć
dla siebie, ja otrzymałem pozostałe pięćóiesiąt. Powieóiał, że nie sprzedał zegarka
ani puzderek, ale oddał je w zastaw.
KUBUZ: W zastaw?
PAN: Tak.
KUBUZ: Wiem komu.
PAN: Komuż?
KUBUZ: DygajÄ…cej pani, pani Bridoie.
PAN: W istocie. Wraz z parą naramienników i kolią wziąłem jeszcze ładny pier-
ścionek i puzderko na muszki okładane złotem. Miałem pięćóiesiąt ludwików w kie-
szeni i obaj z kawalerem byliśmy w świetnych humorach.
de is dide ot KubuÅ› fatalista i jego pan 123
KUBUZ: Dotąd ióie wszystko jak najlepiej. Jest tylko jedna rzecz, która mnie
intryguje: to bezinteresowność imć pana Le Brun; czyżby nie miał żadnego uóiału
w Å‚upach?
PAN: %7łartujesz wióę Kubusiu; nie znasz jeszcze pana Le Brun. Ofiarowałem
się nagroóić jego usługi. Pogniewał się; odrzekł, iż biorę go widocznie za jakiegoś
Mateusza de Fourgeot i że nigdy nie wyciągał ręki. Oto drogi Le Brun wy-
krzyknął kawaler zawsze ten sam; ale wstyd by nam było, gdyby miał się okazać
szlachetniejszym od nas& To mówiąc, wybrał z towarów dwa tuziny chusteczek,
sztukę muślinu i ofiarował mu je w moim imieniu dla żony i córki. Le Brun zaczął
przyglądać się chustkom, które zdały mu się tak piękne, muślinowi, który okazał się
tak delikatnym, sposób ofiary był tak uprzejmy i serdeczny, miał tak bliską sposob-
ność odwzajemnienia się nam sprzedażą przedmiotów, które pozostały w jego rę-
kach, iż dał się przekonać. Ruszamy w drogę, pęóąc, ile tchu dorożkarskiego konia
ku mieszkaniu tej, którą kochałem i dla której była przeznaczona kolia, naramienni-
ki i pierścionki. Podarek usposobił moją panią jak najlepiej. Przyjęła mnie uroczo.
Zaczęło się przymierzanie kolii i naramienników; pierścionek zdawał się robiony na
miarę paluszka. Siedliśmy do wieczerzy, która, jak możesz sobie wyobrazić, odbyła
się wesoło.
KUBUZ: I spęóił pan noc u niej?&
PAN: Nie.
KUBUZ: Zatem kawaler& ?
PAN: Tak sąóę.
KUBUZ: Przy życzliwości, jaka pana zewsząd otaczała, pańskie pięćóiesiąt lu-
dwików nie musiało trwać długo.
PAN: Nie. Po upływie tygodnia udaliśmy się do pana Le Brun zobaczyć, co nam
przyniosła reszta fantów.
KUBUZ: Nic albo baróo mało. Le Brun był strapiony, miotał się na Mervala
i dygającą damę, nazywał ich łajdakami, bezecnikami, oszustami, poprzysiągł, iż odtąd
nic z nimi nie chce mieć do czynienia i wrÄ™czyÅ‚ panu siedemset do oÅ›miuset Êîanków.
PAN: Koło tego: osiemset siedemóiesiąt.
KUBUZ: Zatem, jeżeli umiem trochÄ™ rachować, osiemset siedemóiesiÄ…t Êîan-
ków pana Le Brun, pięćóiesiąt ludwików Mervala i Fourgeota, kolia, bransoletki
i pierścionek, no, liczmy jeszcze pięćóiesiąt ludwików, oto coś pan uzyskał za swoje
óiewiętnaście tysięcy siedemset siedemóiesiąt i pięć funtów w towarach. U dia-
bła, to wspaniale! Merval miał słuszność, nie co óień ma się do czynienia z równie
godnymi ludzmi.
PAN: Zapominasz o koronkowych mankietkach wziętych przez kawalera w cenie
kosztu.
KUBUZ: Bo też kawaler nigdy już o nich nie wspomniał.
PAN: Przyznaję. A złote puzderko i zegarek zastawione przez imć Mateusza, za
nic ich nie rachujesz?
KUBUZ: Bo nie wiem, jak rachować&
PAN: Tymczasem termin płatności nadszedł.
KUBUZ: A fundusze pańskie ani kawalera nie nadeszły.
PAN: Byłem zmuszony ukryć się. Powiadomiono roóinę; jeden z wujów przy-
był do Paryża. Wniósł do policji skargę przeciw całej szajce. Skargę przekazano ko-
misarzowi; komisarz był na żołóie Mervala, którego ochraniał. Odpowieóiano, iż
wszystko odbyło się wedle form prawnych i policja nic tu nie może uczynić. Wierzy-
ciel, u którego pan Mateusz zastawił złote puzderka, zaskarżył go. Stawałem w pro-
de is dide ot KubuÅ› fatalista i jego pan 124
cesie. Koszta sądowe narosły tak ogromne, iż po sprzedaży zegarka i szkatułek brakło
jeszcze piÄ™ciuset Êîanków, których nie byÅ‚o z czego pokryć.
Nie uwierzyłbyś temu, czytelniku. A gdybym ci opowieóiał fakt następujący:
Pewien oberżysta, zmarły niedawno w moim sąsieótwie, zostawił dwie biedne i nie-
letnie sieroty. Komisarz udaje się do mieszkania zmarłego i kłaóie pieczęcie. Wła-
óe zdejmują pieczęcie, spisują inwentarz, zarząóają sprzedaż, która daje osiemset
do óiewiÄ™ciuset Êîanków. Z tych óiewiÄ™ciuset Êîanków, po Å›ciÄ…gniÄ™ciu kosztów sÄ…-
dowych, zostaje po dwa soldy dla każdej z sierot; wtykają im w rękę te dwa soldy
i prowaóą do przytułku.
PAN: To oburzajÄ…ce.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]