[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaraz broń w moje dłonie, a ta, która godzi na twój spokój i bezpieczeństwo, padnie natych-
miast pod moim ciosem! Naucz mnie, ojcze, co mam czynić, wyznacz mi zadania i uciekaj,
skoro jest to konieczne dla twego ocalenia... Będę walczyła sama, będę ci o wszystkim dono-
siła... Czy jednak sprawy twoje zakończą się klęską czy zwycięstwem, nie wolno ci zostawić
mnie samej w tym zamku, gdy zginie nasza nieprzyjaciółka... Musisz po mnie przyjechać,
żądam tego, albo przynajmniej zawiadomić mnie niezwłocznie, dokąd mam pośpieszyć, aby
się znowu z tobą połączyć.
Ukochana! zawołał Franval, ściskając w ramionach tę potworną istotę, którą tak zręcz-
nie potrafił sobie zjednać wiedziałem, że znajdę w tobie miłość i stałość zdolne zapewnić
nam wspólne szczęście! Wez tę szkatułkę... ukryta jest w niej śmierć!
Eugenia schwyciła pudełko ze śmiercionośną zawartością i przytuliła się do ojca, pona-
wiając najgorętsze przysięgi. Uzgodnili dalsze postępowanie; Eugenia miała zaczekać na wy-
nik procesu wytoczonego Franvalowi i dokonać zamierzonej zbrodni, jeżeli wyrok trybunału
będzie dla ojca niepomyślny... Rozstali się; Franval pośpieszył pożegnać się z żoną; posunął
swą obłudę i czelność do tego stopnia, że zalewał się łzami i nie zdradzając swych uczuć
przyjmował od tego anioła dobroci wzruszające i naiwne pieszczoty, którymi chciała mu
osłodzić rozstanie. Upewniwszy się wreszcie, że pani de Franval pozostanie z córką w Alzacji
bez względu na wynik procesu, nędznik wskoczył na konia i śpiesznie opuścił Valmor... opu-
ścił cnotę i niewinność, tylekroć znieważaną przez jego zbrodnie!
ZatrzymaÅ‚ siÄ™ w Bâle, aby chroniÄ…c siÄ™ przed poÅ›cigiem i przeÅ›ladowaniami, być jednocze-
śnie jak najbliżej Valmoru i w czasie swej nieobecności utrzymywać z Eugenią stałą kore-
spondencjÄ™ Bâle leży w odlegÅ‚oÅ›ci dwudziestu piÄ™ciu mil od Valmoru, ale komunikacja miÄ™-
dzy tymi miejscowościami jest dosyć łatwa, chociaż łącząca je droga biegnie przez środek
Czarnego Lasu; w każdym razie Franval mógł otrzymywać listy od córki przynajmniej raz w
tygodniu. Na wszelki wypadek zabrał ze sobą poważne kapitały, przede wszystkim jednak nie
gotowiznę, ale papiery wartościowe. Zostawmy go na razie w Szwajcarii i wracajmy do jego
żony...
Intencje tej niezwykłej kobiety były najczystsze i najszczersze. Obiecała mężowi, że pozo-
stanie na wsi aż do otrzymania nowych jego rozkazów, nic więc nie było w stanie zmienić
tego postanowienia; codziennie upewniała o tym Eugenię. Niestety, dziewczyna była daleka
od zaufania, jakie winna wzbudzać w niej czcigodna matka; podzielała wszystkie uprzedzenia
Franvala, który podniecał je zresztą swoimi poufnymi listami; była przekonana, że na całym
65
świecie nie mogła mieć grozniejszej nieprzyjaciółki niż własna matka. Pani de Franval starała
się ze wszystkich sił przezwyciężyć odrazę, którą ta niewdzięcznica żywiła dla niej w głębi
serca. Darzyła ją przyjaznią, obsypywała pieszczotami, cieszyła się w jej obecności ze szczę-
śliwego pogodzenia z mężem; do tego stopnia posuwała swą słodycz i gorliwość, iż dzięko-
wała nawet za to Eugenii i przyznawała jej całą zasługę nawrócenia Franvala. Rozpaczała
wreszcie, iż stała się niechcący przyczyną nowych nieszczęść, grożących mężowi; daleka była
od przypisywania Eugenii jakiejkolwiek winy, oskarżała się sama i przyciskając córkę do
piersi pytała ze łzami, czy zdolna będzie kiedykolwiek jej to wybaczyć... Okrutne serce Euge-
nii było jednak niewrażliwe na te anielskie słowa; ta perfidna dusza ogłuchła na głos Natury,
występek zamknął wszystkie drogi, którymi mógł on do niej dotrzeć... Chłodno wysuwała się
z objęć matki, patrzyła na nią wzrokiem pełnym nienawiści i mówiła sobie w duchu dla doda-
nia odwagi: Jakże fałszywa jest ta kobieta... jak przewrotna! Pieściła mnie również i tego
dnia, kiedy kazała mnie porwać. Te niesprawiedliwe pretensje były jednak tylko ohydnymi
sofizmatami, którymi tak chętnie wspiera się zbrodnia, gdy chce stłumić głos sumienia. Pani
de Franval kazała porwać Eugenię dla jej szczęścia i własnego spokoju, w interesie cnoty;
miała więc prawo utaić swe zamierzenia. Podstęp taki może spotkać się z potępieniem tylko
ze strony występnych, których zwodzi; nie obraża bynajmniej uczciwości. Eugenia opierała
się czułościom pani de Franval, ponieważ pragnęła dopuścić się wobec niej strasznego czynu,
bynajmniej nie z powodu grzechów matki, która z pewnością wobec swej córki niczym nie
zawiniła.
Pod koniec pierwszego miesiąca pobytu w Valmorze pani de Franval otrzymała list od
matki z wiadomością, że proces jej męża przybiera coraz grozniejszy obrót, a wobec niebez-
pieczeństwa haniebnego wyroku powinna natychmiast wrócić do Paryża razem z Eugenią,
aby położyć kres krążącym plotkom i razem z panią de Farneille rozpocząć starania zmierza-
jące do ułagodzenia trybunału i załatwienia sprawy Franvala bez konieczności wydawania go
w ręce władz.
Pani de Franval, która postanowiła nie mieć przed córką żadnych tajemnic, pokazała jej
natychmiast ten list. Eugenia popatrzyła uważnie na matkę i zapytała spokojnie, jak zamierza
postąpić wobec tych smutnych nowin.
Nie wiem odpowiedziała z wahaniem pani de Franval. Prawdą jest, że tutaj na nic się
nie przydajemy. Czy pomoc moja nie byłaby dla twego ojca o wiele użyteczniejsza, gdybym
poszła za radą swej matki?
Ty decydujesz, mamo odrzekła Eugenia ja mam obowiązek słuchać cię we wszyst-
kim, możesz być pewna że będę posłuszna...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]