[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przejrzeć wszystkie dokumenty krok po kroku i liczyć na łut szczęścia. Tymczasem do
szczęścia też nie miała zaufania.
Zerknęła na zegar w rogu holoprojekcji. Minęły prawie dwie godziny, odkąd rozpoczęła
lekturę, a tymczasem ledwie liznęła temat. Cóż, znała już sposób na włamanie się do zasobów
Pena, więc zawsze może powrócić do szperania. Z czasem pewnie przejrzy wszystkie pliki.
Nie mogła się jednak oprzeć wrażeniu, że jej plan to kompletna strata czasu. Niczego nie
znajdzie, choćby na głowie stanęła. Pen nie miał powodu podejrzewać, że ktoś ominie
systemy bezpieczeństwa, by uzyskać dostęp do jego osobistych danych, ale jeśli chciał coś
ukryć, raczej nie zapisał tego w pamięci ogólnodostępnego komputera.
Czyżby zatem mówił prawdę o powodach, jakie kierowały nim oraz Khadajim gdy
zakładali szkołę? Nie kryło się w tym nic więcej? Przecież to wydawało się zbyt proste...
Ciśnienie w pokoju nagle uległo zmianie. Wpatrzona w holoprojekcję Dirisha
uświadomiła sobie, że ktoś otworzył drzwi. Drzwi, które zamknęła. Odwróciła się, unosząc
rÄ™kÄ™ uzbrojonÄ… w spetsdöd...
Znalazłaś coś ciekawego? zapytał stojący w progu Pen.
Przyłapał ją!
Obezwładniło ją poczucie winy, ale mimo to zmusiła się do uśmiechu.
Nic godnego uwagi wykrztusiła.
Pen podszedł do konsoli. Na oczach Dirishy wstukał jakiś kod.
Wyświetl status identyfikacyjny Dirishy Zuri powiedział.
Polecenie przyjęte. Wyświetlam.
Dobrze. Przydziel Dirishy Zuri otwarty kanał do wszelkich danych chronionych moim
trybem bezpieczeństwa.
Polecenie przyjęte.
Pen skasował zawartość ekranu.
Dlaczego to zrobiłeś?
Zostały mi dwa wyjścia: wprowadzić więcej zabezpieczeń, na przykład skanowanie
siatkówki oka, skomplikowane kody i tym podobne, co zapewne powstrzymałoby cię przed
wykradaniem informacji. Ale co bym dzięki temu zyskał? Zaczęłabyś myśleć, że naprawdę
mam coś do ukrycia. Drugie wyjście to pozwolić ci oglądać wszystko, co chcesz. Kwestia
zaufania.
Dirisha pokręciła głową.
Zastanawiam się, dlaczego, do cholery, wszyscy wokół okazują mi tyle pieprzonego
zaufania! Nie zasługuję na to!
Może.
Idealny przykład: właśnie włamałam się do twoich archiwów. Na twoim miejscu
wkurzyłabym się, i to niezle!
Wokół oczu Pena pojawiły się zmarszczki.
Nie gniewam się. Twoje postępowanie wskazuje na próbę przejęcia inicjatywy.
Kurwa... Skąd wiedziałeś, co robię?
Zainstalowałem program, który informuje mnie o każdej próbie złamania zabezpieczeń.
Powinnam była się domyślić.
Nie jesteś pierwszą osobą, która próbowała. Ani pierwszą, której się udało.
To była zaskakująca informacja.
Kilku dokonało tego przed tobą.
W pierwszym odruchu Dirisha chciała zapytać o imiona, ale się powstrzymała. Gdyby
Pen uznał, że powinna je znać, sam by je wyjawił.
Takiego zachowania można się spodziewać ciągnął. Nie szkolimy tu robotów.
Ludzie, którzy nie chcą wiedzieć więcej, niż im się mówi, prawdopodobnie nie sprawdzą się
w terenie.
Dirisha wstała i wbiła wzrok w twarz Pena. Niemalże dorównywała mu wzrostem.
A więc o co tu chodzi? Nie masz żadnych sekretów? Nie upychasz trupów po szafach?
Może upycham. Każdy z nas ma swoje sekrety. Ale wszystko, co ci powiedziałem o
naszych celach, to prawda. A poza tym musisz przyznać, że dobrze ci tutaj, czyż nie?
Dirisha zaczęła się zastanawiać nad odpowiedzią, ale nie trwało to długo. Uświadomiła
sobie, że Pen ma rację czuła się w szkole naprawdę dobrze. Może ten skryty mężczyzna był
podstępnym intrygantem, lecz wiele ją nauczył. I choć wciąż nie miała pewności, w co tak
naprawdę została wciągnięta, musiała przyznać, że czuła się szczęśliwsza niż kiedykolwiek
wcześniej. Czy było w świecie coś ważniejszego?
Tak odpowiedziała. Dobrze mi tu.
Zmarszczki w kącikach oczu Pena stały się jeszcze głębsze.
Dobrze. Coraz lepiej.
CZEZ DRUGA
Poznając rzeczy, które istnieją, poznajesz również i te, które nie istnieją.
Miyamoto Musashi
Bywają bowiem trzy rodzaje umysłów:
jeden rozumie sam przez siÄ™, drugi rozumie to, co mu inni pokazujÄ…,
trzeci nie rozumie ani sam przez siÄ™, ani gdy mu inni pokazujÄ….
Machiavelli
Niccolo Machiavelli, Książę,
przeł. Czesław Nanke, Wydawnictwo Antyk, Kęty 2004.
PITNAZCIE
Dwóch spośród trzech nowych adeptów było bardzo dobrych, trzeci, Massey, znakomity.
Dirisha przyglądała się, jak przechodzi Dziewięćdziesiąt Siedem Kroków i kiwała z aprobatą
głową. Po tygodniu w szkole dotarł do jedenastego kroku. Przyuważyła go też rozebranego na
siłowni i wiedziała, że ma doskonale rozwiniętą muskulaturę, nawet w porównaniu do
adeptów, którzy spędzili w szkole długie miesiące. Dwóch pierwszych było całkiem niezłych,
ale Massey miał naprawdę ogromny potencjał/Jeśli jego intelekt szedł w parze z
możliwościami fizycznymi, zapowiadał się na niesamowitego Matadora.
Dirisha patrzyła, jak jeden z nowych potyka się na ósmym kroku. Uśmiechnęła się
mimowolnie. Po czterech latach w szkole mogła przejść do końca z zawiązanymi oczami. Po
czterech latach codziennych ćwiczeń osiągnęła mistrzostwo w wielu dziedzinach, wliczając w
to Dziewięćdziesiąt Siedem Kroków. Gdyby przyszło jej powrócić na Drogę Musashiego, w
przeciągu kilkunastu dni znalazłaby się w pierwszej dwunastce najlepszych wojowników. Nic
jednak nie mogło sprawić, by to zrobiła.
Obserwowała jednego z najlepszych adeptów, jacy kiedykolwiek zagościli w szkole,
kiedy podszedł do niej Pen.
Masseyowi udał się dwunasty krok. Dirisha niemalże potrafiła odczytać jego myśli, gdy
usiłował tak obrócić ciało, by wykonać trzynasty. Wiedział, że musi istnieć jakiś sposób,
przecież widział, jak inni to robią. Na pewno dało się postawić ten cholerny trzynasty krok!
Co o nim sądzisz? zapytał Pen.
Jest bardzo dobry. A właściwie znakomity. Gdzie go znalazłeś?
Na Ziemi. Podobno działał jako niezależny kurier przemysłowy z
antykonfederacyjnymi przekonaniami.
Dirisha znała Pena zbyt długo, by przeoczyć najważniejsze słowo.
Podobno?
Massey wykonał obrót, po którym niemalże stracił równowagę. Cudem uchronił się przed
[ Pobierz całość w formacie PDF ]