[ Pobierz całość w formacie PDF ]
o mnie - przytaknęła, wracając na ziemię.
Dominic zirytował się jeszcze bardziej.
- Postaram się nie występować ju\ więcej z
takimi nierozwa\nymi propozycjami, jak wspólny
wyjazd za miasto - oznajmił zjadliwie. - Mo\esz mi
jeszcze zemdleć.
- Wyjazd za miasto? - powtórzyła drętwo.
- Tak, wyjazd za miasto. Ludzie czasami wyje\-
WYBRANKA MILIONERA 111
d\ają. Na przykład kiedy chcą spędzić trochę czasu
razem. - Wiedział, \e powinien się wycofać, skapi-
tulować, ale nie potrafił.
Dlaczego Mattie nie chce z nim jechać? Przecie\
było im dobrze razem.
- Wiem, co to jest wyjazd za miasto - zaśmiała
się Mattie, usiłując oczyścić atmosferę.
- Z pewnością. Wyje\d\asz w ka\dy weekend,
jak rozumiem.
- Wiesz doskonale, \e nie.
- Prawda. Zapomniałem, \e ucząc się, musiałaś
cię\ko pracować, \eby popłacić rachunki, kiedy
twój kochaś zbijał bąki, krytykował cię i przepijał
ka\dy grosz, który wpadł mu do ręki.
Mattie puściła mimo uszu cierpką uwagę na
temat Franka, ale w duchu musiała przyznać Domi-
nicowi rację: Frank, z którym tyle ją łączyło, z któ-
rym prze\yła tyle lat, zawodził w decydujących
momentach.
- Kiedy byłam dzieckiem, jezdziłam na wakacje
do Kornwalii. - Podciągnęła kolana pod brodę i za-
patrzyła się w przestrzeń. - Co roku dwa tygodnie
słońca. Mieszkaliśmy na kempingu. Nie w dom-
kach, w przyczepach. Znasz takie kempingi, gdzie
przyczepy zaparkowane są na stałe?
- Nie.
- Jasne, \e nie. To miejsca dla biedaków. Nie
mogę jakoś wyobrazić sobie ciebie spędzającego
wakacje w przyczepie.
- Ja sobie ciebie te\ nie wyobra\am w przyczepie
112 CATHY WILLIAMS
- powiedział z uśmieszkiem. - Prędzej na
pla\y. Biały piasek, czysta woda, lekki
wietrzyk... wysepka stworzona dla dwojga.
Wygodny dom z drewniany mi podłogami,
moskitiera nad łó\kiem, wielkie, szeroko
otwarte okna, przez które do pokoju napływa
chłodne nocne powietrze...
Mattie mimo woli dała się ponieść wizji roz-
taczanej przez Dominika.
- Zapas jedzenia na kilka miesięcy, ale przy
pomoście stoi motorówka, na wypadek
gdybyśmy
chcieli wybrać się na ląd...
Gdybyśmy"... Na tę liczbę mnogą Mattie
ocknęła się z rozmarzenia i zapytała:
- Z Rosalind?
- Nigdy - odparł Dominic zgodnie z prawdą.
Nigdy nie przyszło mu do głowy, by spędzać
z nią weekendy na wsi. A wakacje z kobietą?
Te\ nie brał tego nigdy pod uwagę. Urlop
spędzał zwykle w Grecji, z rodziną. Na
wyprawy w egzotyczne miejsca nie miał po
prostu czasu, zbyt cię\ko pracował.
Jeśli chciał trochę odpocząć, pozostawały
weekendy na wsi, jak to powiedział Mattie.
- Dlaczego?
- Dlatego, \e nie mam czasu leniuchować
na wyspach szczęśliwych, to raz. Dwa, nie
miałem ochoty zabierać Rosalind
dokądkolwiek. - Wzruszył ramionami. - yle mi
się z tobą rozmawia, kiedy siedzisz tak daleko -
powiedział cichym głosem.
- Przysuń się do mnie.
WYBRANKA MILIONERA 113
Mattie przesunęła się, umościła wygodnie, opar-
ła mu głowę na ramieniu, a kiedy otoczył ją ramie-
niem, miała ochotę mruczeć jak kotka: przyjemnie
było czuć go blisko siebie.
- Ktoś taki, jak ty, nie powinien planować
wakacji z kobietą - zauwa\yła trochę markotnie.
- A to dlaczego?
- Bo zaplanujesz wyjazd i zanim wakacje nadej-
dą, damy ju\ mo\e nie być u twojego boku.
- Ale jutrzejszy wyjazd na wieś mo\emy chyba
zaplanować bez większego ryzyka? - Dominic po-
woli rozpinał bluzkę Mattie. - Te guziki są gorsze
ni\ pas cnoty - mruknął pod nosem i Mattie
uśmiechnęła się, czego nie mógł widzieć.
- Dlaczego tak uwa\asz?
- Dlatego, moja droga, \e ka\dego są w stanie
zniechęcić. Powiedz, proszę - szeptał jej do ucha
- \e pojedziesz jutro ze mną. Mattie, spójrz na mnie
- upierał się, pieszcząc ją. - Chcę, \ebyś pojechała.
- Nachylił się, pocałował ją przelotnie w usta i od-
sunął szybko głowę.
- Nigdy nie spaliśmy razem.
- Nigdy nie spaliśmy razem? A czym się zaj-
mujemy od dobrych kilku tygodni, jak nie sypia-
niem z sobą?
- Doskonale wiesz, co chciałam powiedzieć.
Nigdy nie przespaliśmy razem nocy w jednym łó\-
ku. Nie zasypialiśmy i nie budziliśmy się razem o
świcie.
- Nie powiesz mi, \e nie próbowałem.
114 CATHY WILLIAMS
- To nie najlepszy pomysł.
- Takie stwierdzenie wymaga wyjaśnienia. -
Prowokował ją.
Doskonale wiedział, \e będzie w stanie zbić
ka\dy argument, jaki Mattie wysunie. Pociągali się,
czuli się dobrze z sobą i poza tym byli ludzmi
wolnymi. Wszystko to prawda, mimo to Dominic
chciał od Mattie czegoś więcej, ni\ wynikałoby to z
luznego układu, który ich łączył. Czegoś więcej, ni\
Mattie była gotowa ze swej strony ofiarować.
Dlaczego tak czuł? Na to pytanie nie umiał sobie
odpowiedzieć. Mo\e po prostu nie mógł znieść, \e
coś wymyka mu się spod kontroli?
A w tej kobiecie niemal wszystko wymykało mu
się spod kontroli. Owszem, nie znosił zaborczości,
ale chyba jeszcze bardziej irytowało go, \e Mattie
jest jej całkowicie pozbawiona.
- Boisz się spędzić ze mną noc? - zapytał ak-
samitnym głosem.
- A powinnam? Zamieniasz się o północy w
wilkołaka?
- Sama się przekonaj. Mój dom na wsi jest
naprawdę miły. Wokół cisza, spokój. Prawdziwy raj
po londyńskim zgiełku. Nie ma tłumów ludzi, kor-
ków na ulicach. Nerwowego łapania taksówek.
Właściwie powinienem powiedzieć, nie ma metra,
bo ty przecie\, jak z uporem podkreślasz, przemie-
szczasz się po mieście wyłącznie metrem.
- Jutro chciałam kupić telewizor, a jeszcze mam
trochę pracy do zrobienia...
WYBRANKA MILIONERA 115
- Praca? - Dominic wciągnął głęboko powie-
trze. - Nie przesadzasz przypadkiem z tą pracą?
- Ty pracujesz od świtu do nocy, jeśli się nie
mylę.
- To coś innego.
- Tak? A na czym polega ró\nica? Chcesz po-
wiedzieć, \e twoja praca jest znacznie wa\niejsza
od mojej? Wiem, \e dopiero zaczynam, \e jestem
nikim, ale wiem te\, \e stać mnie na wiele. - Od-
chyliła głowę, by móc widzieć jego twarz, i stwier-
dziła, nie bez satysfakcji, \e lekko się zaczerwienił.
- Pamiętaj, \e ja dopiero zaczynam - powtórzyła.
- Chcę się wykazać, a to nie kosztuje mnie tak
wiele, jak mogłoby się wydawać, bo do pracy mam
dwa kroki. Wystarczy przejść z mieszkania do na-
szego biurowca.
- Coś ci muszę powiedzieć... - zaczął Dominic z
wysiłkiem.
- Wpadnę do biura na godzinę, nie więcej. Przy-
gotowujemy akcję promocyjną na billboardach na
Charing Cross i obiecałam Liz, \e skończę kosz-
torys...
Bała się wspólnego wyjazdu. Ka\de rozstanie z
Dominikiem, choćby po kilku godzinach spędzo-
nych razem, sprawiało jej ból. Z drugiej strony, czy
to zbrodnia pozwolić sobie na odrobinę przyjemno-
ści? Od pierwszego dnia w nowej firmie pracowała
bez chwili wytchnienia, \eby dowieść sobie i
swojej bezpośredniej szefowej, Liz Harris, \e
potrafi podołać obowiązkom.
116 CATHY WILLIAMS
- Chodzi o twoją pracę...
- Wiem, \e jest trudna, ale ja ją lubię. Lubię to
tempo. - Mattie się uśmiechnęła. - Pojadę z tobą.
Daj mi trochę czasu rano, zrobię, co mam do
zrobienia, potem mo\emy ruszać.
Nadal nie powiedział jej tego, co powinien po-
wiedzieć. Pózniej, obiecał sobie. Powie po weeken-
dzie. Wrócą do Londynu odprę\eni, będzie mu
łatwiej wyjawić prawdę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]