[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jemu? Nigdy nie mówił o miłości. Pragnął uwielbiającej go kochanki i nic poza tym.
Proponował małżeństwo z rozsądku, powinien być zadowolony. W głowie kłębiły się
pytania, od natłoku myśli robiło się jej niedobrze.
Rozległ się podejrzany szelest; w pobliżu, między drzewami przebiegło jakieś
zwierzę. Zapadła noc, powiał chłodny wiatr, robiło się zimno.
Khaled wzruszył ramionami i niezgrabnie wstał.
- Pózno już. Czas wracać.
Zapakowali talerze i resztki jedzenia, złożyli koc. Machinalne ruchy tylko na
chwilę oderwały myśli od tego, co zaszło.
Lucy zastanawiała się, czy mądrze postąpiła. Ogarnął ją strach, niemal panika.
Otworzyła usta, aby powiedzieć Khaledowi, że wycofuje się, nie wyjdzie za niego, lecz
nic nie mogła wykrztusić. Miała słowa na końcu języka, a jednak ich nie wypowiedziała.
Ze względu na Sama.
Do samochodu szli w ciszy, którą mącił odgłos kroków oraz śpiew ptaka gdzieś
wysoko na drzewie. Lucy miała wrażenie, że cały Biryal opustoszał. Bezskutecznie pró-
bowała wyobrazić sobie swoje życie na tej zagubionej we wszechświecie wyspie.
Khaled usiadł za kierownicą, patrzył przed siebie i nic nie mówił. Lucy wiedziała,
że jest zły, a przynajmniej rozdrażniony, ponieważ go zawiodła. Sama też była poiryto-
wana. Jakim prawem Khaled dopytuje się, czy go kocha, skoro sam nie wyznał miłości?
Na pałacowym dziedzińcu pomógł jej wysiąść, po czym odprowadził samochód do
garażu.
R
L
T
Lucy podejrzewała, że chce być sam, bez niej. Może żałuje, że zgodziła się zostać
jego żoną.
Podziękowała Hadiyi za opiekę nad dzieckiem i zwolniła ją. Gdy została sama, za-
częła niespokojnie krążyć po pokojach. Audziła się, że Khaled przyjdzie.
Nie przyszedł.
Położyła się, lecz nie mogła usnąć. W głowie miała zamęt, myśli goniły jedna dru-
gą. Po pewnym czasie wstała, mrucząc pod nosem, że musi iść do Khaleda.
Zadanie było trudne, ponieważ wciąż gubiła się w pałacu. Wprawdzie poznała dwa
skrzydła, ale labirynt korytarzy przekraczał jej możliwości orientacyjne. Poza tym w no-
cy panowała niesamowita cisza, naokoło czaiły się cienie.
Nie słyszała odgłosu bosych stóp, toteż podskoczyła nerwowo, gdy poczuła dłoń
na ramieniu. Odwróciła się gwałtownie.
Służący w turbanie podniósł ręce obronnym gestem, ale uśmiechnął się, pokazując
bezzębne dziąsła.
- Przepraszam panią. Chciałem zapytać, czy pani czegoś potrzebuje.
- Idę do królewicza Khaleda.
Yusef pokręcił głową.
- Już chyba śpi.
- Może jeszcze nie śpi. Chciałabym sprawdzić.
Wierny sługa zrobił zgorszoną minę, ale Lucy nie ustępowała.
- Muszę rozmówić się z nim w bardzo ważnej sprawie.
Yusef ledwo dostrzegalnie wzruszył ramionami, jakby dawał do zrozumienia, że
jej sprawy nie mogą być ważne.
Doprowadził ją do komnat Khaleda, zapukał i bezszelestnie odszedł. Lucy uchyliła
drzwi.
- Yusefie, o co chodzi?
- Dobry wieczór.
Khaled spojrzał na nią z dezaprobatą.
- Potrzebujesz czegoś ode mnie? - zapytał z chłodną uprzejmością.
- Tak. - Wyżej uniosła głowę. - Musimy porozmawiać.
R
L
T
Przyjrzała mu się. Był półnagi, miał jedynie spodnie od piżamy. Na stoliku leżała
szachownica z ustawionymi figurami.
- Rozgrywasz partię szachów?
- Jak widzisz. - Uśmiechnął się krzywo. - Umiesz grać?
- Niestety, nie umiem. A ty dobrze grasz?
- Trudno mi ocenić.
- Dlaczego grasz?
Khaled postawił wieżę i wzruszył ramionami.
- To bardzo dobra rozrywka. Czego właściwie chcesz?
- Zgodziłam się na małżeństwo...
- Naprawdę? - spytał z ironią.
- Boję się.
Tego nie planowała. Przyznała się do obaw, a wolałaby, żeby Khaled nie wiedział,
że dręczą ją wątpliwości.
- Zdecyduj się. Nie można długo żyć w strachu, bo człowiek czuje się jak nad
przepaścią.
Niepewnie przycupnęła na poręczy kanapy jak najdalej od Khaleda.
- Powiedz, jakie będzie nasze małżeństwo.
- A jak ty je sobie wyobrażasz?
- Chciałabym spędzać część roku w Londynie. Dziecko ma tam krewnych, właści-
wie tylko babcię. A ja mam pracę, z której nie zamierzam zrezygnować.
- Niezbyt pociągający obraz małżeństwa - mruknął Khaled lekko rozbawiony. -
Mówisz, jakby chodziło o umowę handlową.
- A czy nasze plany nie przypominają takiej umowy? - odcięła się. - Zawieramy
umowę ze względu na dziecko. Czy wśród królewskich rodów jest dużo podobnych
małżeństw?
- Pewnie tak.
- Powiedz, czego spodziewasz się po takim małżeństwie - naciskała.
- Po takiej umowie? - ironizował Khaled. - Liczę, że będziemy razem we dnie i w
nocy. Stworzymy pełną rodzinę. Jeżeli urodzi się więcej dzieci, tym lepiej. A te twoje
R
L
T
zastrzeżenia... - Wzruszył ramionami. - Ja nie widzę przeszkód. Możemy spędzać część
roku w Londynie. Sam powinien znać swoich krewnych, a ty pewnie dostałabyś szału,
gdybyś musiała przez cały rok tkwić w Biryalu. Może wszyscy byśmy zwariowali. -
Uśmiechnął się gorzko. - Jeżeli praca jest dla ciebie bardzo ważna, to pracuj. Oczywiście
nie w pełnym wymiarze, bo będziesz miała obowiązki jako matka, żona i... przyszła kró-
lowa.
Mówił zimnym, obojętnym tonem. Lucy ze smutkiem uświadomiła sobie, że nie
może liczyć na gorące uczucie, na wymarzoną miłość.
- Myślisz o cofnięciu słowa? - zapytał Khaled szyderczo. - Chcesz zrejterować?
- Nie wycofam się. Ze względu na dziecko.
- Słusznie.
- Przyznaję ci rację. Małżeństwo jest rozsądnym rozwiązaniem.
Khaled mruknął pod nosem coś, co zabrzmiało jak przekleństwo. Wstał, podszedł
do sąsiedniego stolika i napełnił kieliszek.
- Czy wziąłeś...?
- Przestań! - Gwałtownie odwrócił się. - Przestań traktować mnie, jakbym był ka-
leką. Tego od ciebie nie oczekuję.
- Ja tylko chciałam...
Nie myślała o nim jako o kalece. Był jak dawniej przystojny i pociągający. Miała
ochotę objąć go, zburzyć mur wzniesiony przez strach.
- Myślałeś o ślubie? - wykrztusiła przez ściśnięte gardło. - Kiedy się odbędzie?
- Za dwa tygodnie.
- Tak prędko?
- Prędko? - Zerknął na nią przez ramię. - Im prędzej, tym lepiej.
- Niemożliwe. Muszę zawiadomić matkę. To mój ślub.
- Mój również. Muszę ukrócić plotki, pozbawić brukowce żeru. Co ci potrzebne do
ślubu? Biała suknia i kwiaty, prawda? Jedno i drugie jutro zamówimy.
Jednym haustem opróżnił kieliszek.
Lucy pokręciła głową. Chciałaby dostać coś więcej, nie tylko suknię i kwiaty. Dla
niej ślub był mało ważny, bardziej liczyło się szczere uczucie.
R
L
T
- Chyba lepiej nie urządzać hucznego wesela - powiedziała jakby do siebie. - Bo
my nie... nas nie...
- Nie łączy miłość - dokończył Khaled.
Czyli on jej nie kocha! Bardzo ją to zabolało, chociaż nie powinno.
- Tak.
- Najważniejsze, że kochamy Sama. Nasze wzajemne uczucia są dziecku obojętne.
Ważne, żebyśmy traktowali się życzliwie, delikatnie.
- Skąd ta pewność?
- Nie mam żadnej pewności. Dużo dzieci ma rodziców, którzy nie darzą się miło-
ścią, ale dzieciom to nie przeszkadza. Nasz syn też będzie szczęśliwy. - Odstawił kieli-
szek i wsparł się pod boki. - Jutro powiem ojcu o naszych planach. Informacja błyska- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl