[ Pobierz całość w formacie PDF ]

liksa, ani pudła. Uszczypnęła się w rękę. Zabolało, czyli jednak nie śniła.
- Czas na lekcję ogrodnictwa.
- Też coś! Nie potrzebuję - zaprotestowała panna mechanik.
- Oboje potrzebujemy. - Sięgnął do pudła. - Imię Daisy oznacza stokrotkę. Istnieje
mnóstwo odmian tych kwiatków, a każda z nich to jakby cząstka ciebie. - Wyjął pierw-
szą doniczkę. - To angielska stokrotka Bellis perennis. Otwiera się rano, odwraca do
słońca i zamyka wieczorem. Zupełnie jak ty. - Z uśmiechem podał jej roślinę. - Gerbera
jest bardzo silną odmianą. Solidna i mocna jak ty w czasie pracy. - Podał jej doniczkę.
R
L
T
- Dziękuję... - bąknęła, nie rozumiejąc, do czego Felix zmierza. Starał się mówić od
niechcenia, ale widziała, że jest spięty. Czyżby...?
- Tę nazywają deszczową stokrotką. Dimorphotheca pluvialis. Lubi słońce i zamy-
ka się przed deszczem. Ty też jesteś smutna i nieszczęśliwa, gdy musisz opuścić wesołe
miasteczko.
- Felix, dlaczego mi pokazujesz te wszystkie kwiatki?
- Przypominają mi ciebie. Bywają silne lub delikatne, wrażliwe, dzikie i seksowne.
- Jakim cudem kwiatek może być seksowny?
- Spójrz. Argyrantheum, paryska stokrotka z liśćmi jak gwiazda. Szorstka z ze-
wnątrz, jedwabista i piękna w środku. Bywasz taka, gdy całe twoje ciało zostanie obsy-
pane pocałunkami.
Wspomniała wszystkie upojne chwile i zarumieniła się. Wreszcie zdała sobie
sprawę, że Felix próbował powiedzieć jej o swoich uczuciach.
- Oto Leucanthemum Vulgare, nazywana margerytką. Niektórzy wyrywają jej
kwiatki, starając się wywróżyć: kocha, nie kocha, kocha, nie kocha... Chcesz spróbować?
- Przecież mnie nie kochasz - oznajmiła stanowczym tonem.
- Jesteś pewna? - Uniósł brwi. - Wydaje mi się, że oboje myślimy podobnie i po-
pełniamy ten sam błąd. Zostaliśmy kiedyś skrzywdzeni i nie chcemy znów ryzykować.
Jednak warto przynajmniej spróbować. Ktoś musi być pierwszy, więc postanowiłem być
tym odważnym.
Daisy sięgnęła po stokrotkę i zaczęła wróżyć.
- Kocha, nie kocha... - Było dwadzieścia jeden płatków.
Kocha, pomyślała.
- Odepchnąłem cię i był to największy błąd mojego życia. Chcę cię o tym przeko-
nać. Kocham cię i pragnę być z tobą, nie ukrywając się przed nikim. I już była w jego
ramionach.
- Straciłam nadzieję, że kiedykolwiek to usłyszę! - zawołała radośnie. - Ostatnie
tygodnie były nie do zniesienia.
- Przeniosę tu biuro - oświadczył. - Rozejrzymy się za większym domem... - Przy-
klęknął. - Daisy Bell, czy wyświadczysz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
R
L
T
- Tak - szepnęła przez łzy.
EPILOG
Minęły dwa miesiące. Felix wysiadł z samochodu i ruszył w stronę kościoła. Cze-
kali na niego rodzice, matka i bracia Daisy oraz Bill i Nancy.
- Kochanie, wyglądasz wspaniale - powitała go matka. - Chociaż widzę, że jesteś
bardzo przejęty - dodała.
Miała rację. Tego dnia nie przełknął nawet śniadania.
- %7łartujesz? - Zmusił się do uśmiechu. - To najszczęśliwszy dzień w moim życiu.
Teraz zgodnie z tradycją powinienem chyba czekać na nią w środku? - upewnił się.
Diana Bell poklepała go po ramieniu.
- Daisy na pewno przyjedzie. Nie musisz się denerwować. Jesteś dla niej najważ-
niejszy. Doskonale pasujesz do naszej rodziny.
- Od dawna jesteś jednym z nas - poparł ją Bill.
Serdeczny stosunek rodziny Daisy był wzruszający. Rodzina Feliksa też polubiła
jego narzeczoną. Co prawda oswojenie się z jej ukochaną pracą zajęło wszystkim trochę
czasu.
- Pozwól, że zajmę się twoją butonierką - powiedziała matka, wkładając gerberę z
listkiem paproci.
Felix nie miał pojęcia, jak Daisy będzie ubrana. Nikt nie chciał mu tego zdradzić,
nawet Annie i Alexis. Jego siostry również uparcie milczały.
- Chodz, zaczekamy z tobą w środku - zaproponował Bill.
Skromny kościół parafialny był wypełniony po brzegi. Daisy lubili tu wszyscy.
Gratulowali mu po kolei, wymieniali uściski dłoni, zapewniali, że nie mógł wybrać lep-
szej żony. Dotarcie do ołtarza trwało znacznie dłużej, niż się spodziewał. W końcu rozle-
gły się dzwięki organów. Felix odwrócił się, by zobaczyć nadchodzącą pannę młodą.
Nie włożyła spodni! Miała na sobie wspaniałą, białą suknię, która doskonale pod-
kreślała zgrabną sylwetkę. Włosy ułożone w mnóstwo drobnych fal, jak podczas ich
pierwszego spotkania, tym razem ozdabiała niewielka tiara, od której spływał krótki we-
R
L
T
lon. Felix widział Daisy w sukni dopiero drugi raz i z zachwytu wstrzymał oddech. Zu-
pełnie nie spodziewał się, że narzeczona wybierze tradycyjny strój. Oboje potrafili zdo-
być się na kompromis, co dobrze wróżyło na przyszłość.
Prowadził ją ojciec, za nimi szły druhny.
- Wyglądasz wspaniale. Kocham cię - szepnął, gdy spotkali się przed ołtarzem.
- Ja ciebie też - odpowiedziała.
Ceremonia była skromna i wzruszająca.
Przy wyjściu na młodą parę posypały się płatki kwiatów. Przed kościołem czekał
powóz zaprzężony w czwórkę białych koni.
- Jesteś najpiękniejszą panną młodą, jaką zdarzyło mi się widzieć - powiedział
Felix, pomagając jej zająć miejsce w powozie.
- Ty też nie najgorzej wyglądasz - powiedziała z uśmiechem. - Och, to najwspa-
nialszy dzień w moim życiu - dodała rozmarzona.
Powóz ruszył w stronę wesołego miasteczka. Tego dnia było niedostępne dla pu-
bliczności. Pierwsze przyjęcie weselne zarezerwowali dla siebie. W środku ogrodu roz-
stawiono olbrzymi namiot.
- Nie wiem, jak ci się udało przekonać kucharzy, żeby w tak krótkim czasie restau-
racja hotelowa przygotowała tyle dań - powiedziała Daisy.
- Gdy jesteśmy razem, potrafię zrobić wszystko - stwierdził z uśmiechem. - Przy-
znaję, że tym razem wziąłem do pomocy nasze mamy. Pomogły wybrać potrawy, dzięki
czemu poczuły się bardzo ważne, po prostu niezbędne.
- Jak zwykle starasz się, by wszyscy byli zadowoleni.
- Właśnie sobie coś przypomniałem. - Poprowadził ją do bocznego stolika, gdzie
czekał na nich okrągły tort z trzema rzędami miniaturowych koni. Na szczycie para mło-
da siedziała na karuzeli z cukru. Całość była dopracowana w najdrobniejszych szczegó-
łach.
- Zaraz się rozpłaczę - szepnęła Daisy.
- Tylko nie w dniu ślubu - zaprotestował Felix.
Kiedy goście zasiedli do stołu, Ned Bell wzniósł tradycyjny toast, zgodnie ze zwy-
czajem nie szczędząc żartów i drobnych przytyków.
R
L
T
- Naprawdę nie rozumiem, dlaczego panna młoda nie przyjechała do kościoła pa-
rową lokomotywą - powiedział między innymi.
Daisy wybuchnęła śmiechem, natomiast Felix zripostował:
- Chcieliśmy, ale nie zdążyliśmy załatwić pozwolenia na położenie torów. Choć
masz rację, powóz to jak na moją żonę zbyt standardowy pomysł. Powinniśmy przyje-
chać tandemem.
- Z koszykiem dla Titana - uzupełnił Ned. - Proszę państwa, zdrowie młodej pary! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl