[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się z jedną dziewczyną. Nic mi nie wspominał o tym w Montrealu, sądził bowiem, że ona przez
ten czas wyszła za mąż za kogo innego i zapomniała o nim, podczas gdy jego miłość nie zmieniła
się i uważał się wciąż za związanego danym słowem. Martwił się z tego powodu bardzo, ale
kiedy wrócił do domu, przekonał się, że ona wcale nie wyszła za mąż i że wciąż myślała o nim.
Wkrótce mają się pobrać. Poproszę go, żeby z nią przyjechał tutaj. I tak mówił mi, że chciałby
ujrzeć miejsce, w którym przebywał tyle lat, nie wiedząc o tym.
 Jaka miła i wzruszająca historia  zachwyciła się Ania, której uwielbienie dla
romantyzmu było nieśmiertelne.  I pomyśleć tylko  dodała z westchnieniem  że gdyby się
stało tak, jak ja chciałam, identyczność Jerzego Moore nigdy by nie wyszła na światło dzienne.
Jak ja zwalczałam pomysł Gilberta! Ale jestem też ukarana: nigdy już nie będę mogła być innego
zdania aniżeli Gilbert. A jak zechcę kiedy oponować, on zawsze będzie mógł mnie poskromić
wspominając sprawę z Jerzym Moore.
 Jak gdyby nawet to było w stanie poskromić kobietę!  zażartował Gilbert.  W każdym
razie nie chcę, abyś została moim echem, Aniu. Nieznaczna opozycja dodaje zaprawy i ubarwia
monotonię życia. Nie życzę sobie mieć takiej żony jak Jan MacAllister po tamtej stronie
przystani. Cokolwiek powie, ona w tej chwili odpowiada swym bezbarwnym głosem:  To bardzo
słuszne, Janie, daję słowo .
Ania i Ewa roześmiały się. Ani głos dzwięczał srebrem, a Ewy złotem, oba zaś zlewały się w
najdoskonalszą harmonię.
Zuzanna, wchodząc do pokoju, na odgłos tego śmiechu westchnęła głośno i głęboko.
 O co chodzi, Zuzanno?  zapytał Gilbert.
 Czy stało się coś złego małemu Jimowi, Zuzanno?  krzyknęła Ania zaniepokojona.
 Nie, nie. Niechże się pani uspokoi, droga pani doktorowo. Mój Boże, wszystko mi idzie na
opak w tym tygodniu. Nie udał mi się chleb, jak pani bardzo dobrze wie, potem spaliłam
najpiękniejszy gors na koszuli doktora, w końcu zbiłam paniną dużą wazę, a teraz na dodatek
wszystkiego donoszą mi, że moja siostra, Matylda, złamała nogę i życzy sobie, abym na jakiś
czas do niej przyjechała.
 Ach, jakże mi przykro, to znaczy, mam na myśli wypadek twojej siostry!  zawołała
Ania.
 Cóż robić! Człowiek rodzi się do smutku, droga pani doktorowo. Brzmi to tak, jak gdyby
miało stać w Biblii, ale tymczasem, słyszę, napisał to pewien pan, co się nazywa Burns. A że
rodzimy się z całą masą kłopotów, to święta prawda. Co się zaś tyczy Matyldy, doprawdy nie
wiem, co z nią począć. Nikt z naszej rodziny dotychczas nie złamał nogi. Mimo to jednak
uważam, że jest moim obowiązkiem pielęgnować ją, jeżeli tylko pani mnie zechce puścić na parę
tygodni.
 Ależ oczywista, Zuzanno. Na czas twojej nieobecności postaram się o jakąś pomoc.
 Jakby pani nie mogła mnie puścić, droga pani doktorowo, to nie pojadę mimo złamanej
nogi Matyldy. Nie chciałabym narazić na kłopoty i zdenerwowanie ani pani, ani tego maleństwa
dla nie wiem ilu złamanych nóg.
 Ależ musisz natychmiast jechać do twej siostry, Zuzanno. Ja postaram się o jakąś
dziewczynę z przystani i na jakiś czas to mi wystarczy.
 Aniu, czy zgodziłabyś się, abym tu zamieszkała, jak Zuzanny nie będzie?  zawołała Ewa.
 Nie odmawiaj mi tego. Mnie będzie bardzo miło, a z twojej strony byłby to akt prawdziwego
miłosierdzia. Czuję się tak osamotniona w tym wielkim domu. Nic tam nie mam do roboty, a w
nocy jest jeszcze gorzej. Wciąż jestem wystraszona i zdenerwowana, mimo zaryglowanych
drzwi.
Ania zgodziła się z radością i Ewa następnego dnia zainstalowała się jako nowa mieszkanka
wymarzonego domku. Panna Kornelia gorąco pochwaliła cały ten projekt.
 To prawie opatrznościowe  w zaufaniu powiedziała do Ani.  Bardzo żałuję Matyldy
Flow, ale jak już złamała nogę, to doprawdy nie mogła wybrać po temu stosowniejszej chwili.
Ewa zamieszka tu podczas pobytu Owena Forda w Czterech Wiatrach i te stare kwoki z Glen nie
będą miały sposobności gdakania, co niechybnie miałoby miejsce, gdyby mieszkała w swoim
domu, a Owen tam ją odwiedzał. I tak już dosyć gadania z tego powodu, że nie włożyła żałoby.
Do jednej z tych bab powiedziałam:  Jeżeli pani myśli, że powinna była włożyć żałobę z powodu
Jerzego Moore, to ja powiem, że on raczej zmartwychwstał, aniżeli umarł, a jeżeli pani ma na
myśli Ryszarda, to przyznam, że nie widzę potrzeby ubierania się w żałobny strój po człowieku,
który umarł, zresztą chwała Bogu, przed trzynastu laty . A znowu Luizie Baldwin, która
pozwoliła sobie na uwagę, że wydaje się to dziwne, jakim sposobem Ewa przez trzynaście lat nie
potrafiła zauważyć, że to nie jej mąż, powiedziałam:  I pani także nie podejrzewała, że to nie jest
Ryszard, mimo że całe życie była pani jego najbliższą sąsiadką, a z natury jest pani dziesięć razy
bardziej podejrzliwa aniżeli Ewa . Niestety nie można zamknąć ust wszystkim ludziom, Aniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl