[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Młody Szkot pałał świętym oburzeniem.
- Chcesz mnie wykopać teraz, kiedy zaczyna się robić gorąco?
. - Musisz znalezć jego kryjówkę.
- Przecież idzie tutaj. Zaraz go zgarniemy.
- Musisz znalezć jego kryjówkę - powtórzyła Eve. - Sam chyba
rozumiesz, co nas czeka, jeśli uda mu się stąd uciec i stracimy go
z oczu. Musisz wytropić miejsce, gdzie się ukrywa, McNab, i zablokować
je. To rozkaz, detektywie.
Dysząc z wściekłości, McNab pochwycił swoją kurtkę.
- Wy z wydziału zabójstw myślicie, że nasze miejsce jest za
biurkiem. Uśmiechacie się grzecznie, kiedy sami nie możecie sobie
poradzić, ale potem każecie nam wracać do papierkowej roboty.
- Nie mam czasu na twoje żale. Upewnij się, czy twoi koledzy
wiedzą dokładnie, o co chodzi, a potem jedz na dół. - Przeszła obok
niego do salonu.- Wszyscy prócz Jackinsona wychodzą z tego
pokoju. Zajmijcie pozycje. Broń nastawić na ogłuszenie. Chcemy go
żywego.
Spojrzała na Roarke'a i uniosła lekko brwi.
- Cywile muszą przejść do drugiego pokoju. - Podała mu jeden
z przenośnych monitorów. - Możesz się przyglądać.
- Jestem pewien, że będzie na co popatrzeć. Poruczniku, przed
chwilą pozbyła się pani jednego elektronika. Mogę zająć jego miejsce.
224
Nie musisz przecież trzymać się tak twardo przepisów - dodał, nim
zdążyła zaprotestować. - Przynajmniej będziesz miała ze mnie jakiś
pożytek.
Wiedziała doskonale, że zna się na sprzęcie lepiej niż dwaj
elektronicy, których zostawił McNab.
- Pierwsza sypialnia - powiedziała, podejmując błyskawicznie
decyzję. - I tak wolę cię mieć na oku. Jackinson, trzymaj się z dala
261
od wejścia. Kiedy zadzwoni, nie otwieraj, dopóki nie dam ci sygnału.
Peabody, staniesz przy drzwiach do drugiej sypialni. Trzymaj broń
w pogotowiu.
Wracając do centrum dowodzenia, wydawała rozkazy przez swój
nadajnik.
- Zespół A, zająć miejsca. Zespół B. Zespół C. Macie wszystko
obserwować, ale nie róbcie nic, dopóki nie wydam rozkazu. Podejrzany
skorzysta prawdopodobnie z osobistego nadajnika, a potem wsiądzie
do windy. Powtarzam, macie tylko obserwować. Nikt do niego nie
podchodzi. Chcemy, żeby wjechał na górę. Kiedy już tu będzie, dam
wam sygnał, a wy zablokujecie swoje sektory.
- Uwielbiam, kiedy używasz tego gliniarskiego żargonu - wyszeptał
jej do ucha Roarke.
- %7ładnych cywilnych pogaduszek. - Eve zajęła miejsce przed
rzędem monitorów i sprawdziła, czy wszyscy jej podwładni są już na
miejscu. -Już idzie -mruknęła. -Pojawi się tu lada chwila. No chodz,
chodz ty wszarzu, wpadniesz w m o j e ramiona.
Widziała, jak McNab wysiada z windy i idzie przez hall. Wciąż
wściekły, pomyślała, dojrzawszy jego ponurą twarz i sztywną postawę.
Będzie jeszcze musiał nauczyć się pracy w zespole. Spostrzegła leż,
że młody detektyw dyskretnie rozgląda się dokoła. Ona mogła to robić
za pomocą monitorów.
Jakiś android prowadził po kolorowych płytkach parę wielkich
psów o długiej, jedwabistej sierści. Kobieta w surowym, czarnym
kostiumie siedziała na ławce przy fontannie i z wściekłym grymasem
na twarzy mówiła coś do swego nadajnika. Bagażowy pchał w kierunku
drzwi elektryczny wózek załadowany walizkami. Do hallu weszła
właśnie kobieta prowadząca maleńkiego pudelka na srebrnej smyczy.
Zarówno pies. jak i jego pani mieli gładko przylizane włosy, a ich
głowy zdobiły wielkie srebrne kokardy, Tuż za nimi postępował
android obładowany licznymi zakupami w kolorowych torbach
i pudłach.
Bogaci turyści, pomyślała Eve. Robią już zakupy na święta.
Potem zobaczyła jego. Szedł tuż za androidem, ubrany w długi
225
czarny płaszcz, w czapce szofera naciągniętej na oczy. Jego twarz
ginęła pod wielkimi, ciemnymi okularami.
- Jest - wyszeptała do mikrofonu. - Potencjalny cel przechodzi
właśnie przez drzwi wejściowe. Mężczyzna, pięć stóp i dziesięć cali
262
wzrostu, czarny płaszcz, szara czapka, ciemne okulary. Niesie czarną
walizkę. Liderzy zespołów, macie go?
- Tak jest, poruczniku, widzimy go. Podejrzany wyciąga z kieszeni
nadajnik, zatrzymuje się przy fontannie.
W tym momencie ruszyła lawina wypadków, która zniszczyła cały
misternie ułożony plan. Wszystko zaczęło się od pudla. Eve widziała
to dokładnie na jednym z ekranów. Pies zaczął szczekać jak opętany,
wyrwał się swej pani i pognał, warcząc i szczekając, w stronę pary
afganów.
Rozpoczęła się zajadła, jazgotliwa walka. Rzucając się na ratunek
swemu pudlowi, kobieta ze srebrną kokardą we włosach odepchnęła
i omal nie wrzuciła do fontanny eleganckiej pani w czarnym
kostiumie, która podniosła się z ławki, by obserwować niecodzienną
scenę. Jej nadajnik wystrzelił gwałtownie w powietrze i ugodził
dokładnie między oczy policjanta w przebraniu bagażowego. Ten padł
na podłogę jak ścięte drzewo.
Hall wypełnił się krzykami, przekleństwami i brzękiem tłuczonego
szkła, kiedy to jeden z uczestników awantury wpadł na wózek
zastawiony kryształowymi wazami. Trzech bagażowych rzuciło się
do wózka, by ratować resztki cennych kryształów, a jeden z nich
wrzasnął przerazliwie, gdy rozjuszony pies zatopił zęby w jego łydce.
Jeden z chartów wyrwał się swemu właścicielowi i skoczył do
głównych drzwi.
Pies uderzył McNaba od tyłu, na wysokości kolan, skutecznie
podcinając mu w ten sposób nogi. Detektyw runął prosto na drzwi,
do których się właśnie zbliżał. Eve zobaczyła, jak jeden z jej ludzi,
przebrany za odzwiernego, sięga po broń. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl