[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- O co ci chodzi? - powtórzył ostrzejszym tonem. -Masz akurat rozbieraną randkę czy co? Chyba nie
muszę ci przypominać, że udziałowcami naszej firmy są wyłącznie mężczyzni, a ty, aby im dorównać,
musisz być zawsze o milę do przodu. Co z kolei nie uda ci się1 bez mojej pomocy.
Zacisnęła powieki, bo nieraz już słyszała tę śpiewkę.
Co gorsza, powątpiewała w szczerość jego intencji i nigdy nie wiedziała, czy dotrzyma kolejnej
obietnicy, czy znów ją wykorzysta. Dzięki temu mógł trzymać ją w szachu.
- Słuchaj, robi się pózno i mam już dość tej dyskusji! -zdenerwował się Frank. - Masz do wyboru: albo
ruszasz tyłek i przyjeżdżasz tu zaraz, albo nie masz już po co przychodzić w poniedziałek.
- Dobrze, Frank - jęknęła z rezygnacją, odkładając słuchawkę.
- Tylko mi nie mów, że znowu gdzieś uciekasz! - zastrzegł się Mitch.
- Przykro mi, ale mój szef przeżywa kryzys. - Odwróciła się, lecz widok jego rozczochranych włosów
o mało jej nie rozbroił. Najchętniej od razu zrezygnowałaby z pracy!
- No tak, najpierw rodzina, teraz znów praca. Widzę tu pewną prawidłowość...
- Szykuje się fuzja dwóch korporacji, największa, jaką kiedykolwiek przeprowadzaliśmy. Gdyby z
tego nic nie wyszło, dopiero mielibyśmy kryzys! - wyjaśniła z westchnieniem.
Ruszyła korytarzem, aby się przebrać. Z każdym krokiem coraz bardziej żałowała swojej decyzji. O
ileż przyjemniej spędziłaby ten wieczór, gdyby postanowiła zostać w domu...
Mitch dotrzymywał jej kroku, perorując po drodze:
- Czyli że nie mogą się bez ciebie obejść do tego stopnia, że nawet w sobotę wieczorem wyciągają cię
z domu na ratunek firmie? A jeszcze dwa dni temu wmawiałaś mi, że nie chcą dopuścić cię do
współudziału!
Przytaknęła, ale w tym momencie uświadomiła sobie, że Mitch wszedł z nią do sypialni. Patrząc na
szerokie
łóżko, wyobraziła sobie, że leżą tam oboje, więc nietrudno było domyślić się, co mogliby robić...
Odwróciła się, by na to nie patrzeć, ale wtedy zauważyła w lustrze, że Mitch spogląda w tę samą
stronę, a zatem prawdopodobnie myśli o tym samym. Właściwie nie miała co do tego żadnych
wątpliwości.
- Rzuć tę pracę - poradził schrypniętym głosem. Zacisnął zęby aż zazgrzytało, tyle kosztowało go to
stwierdzenie. - Widzisz przecież, że tylko cię wykorzystują.
- Ależ ja nie mogę zrezygnować z pracy! - Spuściła oczy, by uniknąć jego wzroku, który przyciągał ją
jak magnes. Po omacku złapała bluzkę i spodnie, popędziła z nimi do łazienki, aby się przebrać i pod
osłoną zamkniętych drzwi odzyskać panowanie nad własnym ciałem. Natychmiast przypisała jego
słowom jak najgorsze intencje. -Mam się zwolnić tylko dlatego, że się na mnie napaliłeś?
Spodziewała się jakiejś odpowiedzi, ale zza drzwi dobiegło głuche milczenie. Wyszła więc z łazienki
kompletnie ubrana, w nadziei, że to uchroni ją przed kolejnymi awansami.
Jakże się myliła! Ledwo wyłoniła się zza drzwi, a wpadła wprost w jego ramiona. Przytrzymał ją
przed sobą na wyciągniecie ręki i patrząc prosto w oczy wyjaśnił spokojnym tonem:
- Owszem, jestem napalony. Ale to nie znaczy, że to nie pozwala mi myśleć.
- Inaczej niż mnie, chciałeś powiedzieć? - zaperzyła się natychmiast.
Najpierw zacisnął palce na jej ramionach, a potem gwałtownie ją puścił.
- Nie to miałem na myśli. - Okręcił się w miejscu, przeczesując włosy palcami. - Sue, do jasnej
cholery, ja wiem,
co to znaczy pilna praca. Jako nauczyciel nieraz po godzinach mam więcej zajęć ńiż w czasie lekcji.
Znów spojrzał wprost na nią, spięty i jakby bezradny.
- Przez cały czas próbuję cię zrozumieć, ale to naprawdę trudne, a kiedy wreszcie mogłem być z tobą
sam na sam... - tłumaczył, wciągając gwałtownie powietrze. - Tyle razy opowiadałaś mi o swojej
pracy, że zdążyłem wywnioskować co nieco na temat twojego szefa. On chce się zwyczajnie pod
ciebie podczepić. Najwyższy więc czas, żebyś dała sobie z tym spokój, chyba że z kolei wykorzy-
stujesz go jako pretekst do unikania spotkań ze mną?
Wyciągnęła rękę i dotknęła jego policzka.
- Nie uciekam od ciebie, ale czuję, że powinnam tam pojechać - przyznała. - Tak przynajmniej
nakazuje .mi rozsądek, ale...
Przytrzymał jej rękę i podniósł do ust, okrywając namiętnymi pocałunkami.
- W takim razie zostań - podsunął. Potrząsnęła głową, usiłując uchylić się od pieszczot, choć drogo ją
to kosztowało.
- Chyba widzisz, że nie chodzi mi tylko o seks! - przekonywał dalej. - Między nami wytworzyło się już
coś więcej.
Stała plecami do niego, a od kluczyków do samochodu dzieliło ją zaledwie pół kroku. Czuła jednak, że
serce jej krwawi i że nie potrafi już ocenić sytuacji z odpowiedniej perspektywy. Nie ruszała się więc
z miejsca, próbując podjąć jakąkolwiek racjonalną decyzję.
Mitch podszedł bliżej i stanął przed nią, by spojrzeć jej w oczy.
- Wiem, że to trudne, ale spróbuj raz postawić się temu Frankowi okoniem - poradził. - Każdy będzie
tobą rządzić, jeśli tylko mu na to pozwolisz.
W tych słowach zabrzmiał jakiś głębszy podtekst, co natychmiast wykorzystała, by odwrócić jego
uwagę.
- Przypuszczam, że wiesz to z własnego doświadczenia -podchwyciła. Jego wahanie świadczyło, że
trafiła w sedno. Założyła więc ręce przed sobą i zmierzyła go obojętnym spojrzeniem. - Namawiasz
mnie, żebym rzuciła posadę, więc myślę, że w zamian jesteś mi winien jakieś wyjaśnienia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl