[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mężczyznami? Tak, choć niezbyt często, to ogromne ryzyko. Czy byłem zakochany w
jakimś mężczyznie? Tak, byłem. Poznałem go w Oksfordzie. Studiował o rok wyżej i był...
cudowny. Nie klasycznie piękny, ale inteligentny i czarujący. No i zaręczony od
dzieciństwa z córką sąsiadów dodał głosem pełnym bólu.
A więc nie był... taki jak ty?
- 0, był dokładnie taki jak ja! - odparł James z gorzkim uśmiechem. - Zakochaliśmy się w
sobie do szaleństwa. Usilowałem go namówić, by rzucił wszystko i wyjechał ze mną na
kontynent. On jednak nie potrafil się na to zdobyć. Tłumaczył, że nie może okryć hańbą
rodziny i skrzywdzić swej przyszłej żony... - James patrzył martwym wzrokiem na Vala.
- I ożenił się z nią?...
- Tak. Byłem na ich ślubie. To przemiła dziewczyna. Jeśli musiał z kimś się ożenić, to nie
mógł wybrać lepiej, ale...
Ale co?
- Oszukuje ją każdego dnia, każdym pocałunkiem... Nieustannie zadaje gwałt własnej
naturze. Ja nie mógłbym tak postąpić. Ani wówczas, ani nigdy.
- I Lucas Stanton dowiedział się o tobie?
- Sądzę, że powziął pewne podejrzenia już w Queen s Hall, choć Bóg raczy wiedzieć
dlaczego. Z nikim się tam nawet nie zaprzyjazniłem... oprócz ciebie, Val - dodał. - Byłeś
takim samym wyrzutkiem jak j, choć oczywiście nie miałeś o tym pojęcia. Obaj nosimy od
urodzenia hańbiące piętno: ty jesteś bękartem, a ja czuję pociąg do mężczyzn, nie do
kobiet... Tak czy inaczej, Stanton mniej więcej przed rokiem wyszpiegował mnie w
Lizbonie z pewnym mężczyzną. To nie było nic ważnego, ale od tej pory Lucas trzymał
mnie w garści.
Groził ci?
- Nie zląkłbym się jego grózb, ale w pierwszej chwili zlekceważyłem sprawę... Stanton
jednak szantażował mnie nadal, a ja coraz dokładniej uświadamiałem sobie, co by się
stało z Maddie, gdyby prawda wyszła na jaw... Lekkomyślność naszego ojca już jej
pokrzyżowała życie, ale to zniweczyłoby wszelkie jej nadzieje na szczęśliwe małżeństwo.
- Rozumiem - przyznał cicho Val. - Wobec tego wziąłeś pieniądze, żeby opłacić milczenie
Stantona.
Tak. Miałem niezbyt wiele, ale wystarczało mi na własne potrzeby. Sprzedałem
niewielką posiadłość i udało mi się spłacić ojcowskie długi... i przygotować debiut
Maddie. Ale szantażysta wciąż zwiększał swoje wymagania.
- Przecież nie brak mu pieniędzy!
- Oczywiście. Ale zadawanie innym bólu sprawia mu przyjemność, Val. Mogłeś to
zauważyć w Queen s Hall. Pieniądze były dla niego najmniej ważne. - Siedzieli przez
chwilę w milczeniu, po czym James mówił dalej: - Nie będę przed tobą udawał niewinnej
214
ofiary, Val. Prawda wygiąda tak: choć nie jestem zwolennikiem Bonapartego, doceniam,
że utrzymał reformy wprowadzone przez rewolucję. W Europie pod rządami Napoleona
mógłbym żyć bez trwogi. Sądzę, że w pewnym stopniu na mojej decyzji zaważył kontrast
pomiędzy ich a naszym prawodawstwem wyznał z goryczą.
- Chyba potrafię to zrozumieć - powiedział Val. Nigdy się nie zastanawiałem nad
prawami godzącymi w... takich jak ty.
- W zeszłym roku dwóch podobnych mi powieszono.
- Jakim byłem głupcem w porównaniu z Charliem! Nie miałem pojęcia...
Znaliśmy się z Charliem o wiele dłużej, więc to całkiem zrozumiałe.
Ty pierwszy okazałeś mi przyjazń, James je mówił Val, starając się opanować
drżenie głosu. Widziałeś we mnie człowieka, a nie tylko hrabskiego bękarta !
Traktowałeś mnie jak równego sobie...
- Przecież wszyscy ludzie są równi! Widzę, że muszę ci podsunąć publikacje wigów -
dodał z wymuszonym uśmiechem. Zamilki na chwilę, po czym spytał: - Co zamierzasz
uczynić? Nie proszę o łaskę dla siebie, ale chciałbym jakoś przygotować Maddie na to,
co ją czeka.
Deyereaux nie stanie przed sądem, bo jego ojciec ma ogromne wpływy. Tobie chyba
także odebraliby najwyżej patent oficerski... Nie przypuszczam, by komukolwiek zależało
na rozpętaniu skandalu właśnie teraz, gdy Wellington wkracza na teren Hiszpanii. Ciąży
jednak na tobie zarzut nie tylko zdrady, ale i... sodomii - wykrztusił z trudem Val.
- Sądzę, że czeka cię deportacja...
- A gdybym sam złożył oficerski patent i udał się dobrowolnie na bezterminowe wygnanie
do Włoch albo Grecji? Wówczas zarówno Whitehall, jak armia uniknęłyby skandalu, a
mojej siostry i całej rodziny nie unurzano by w błocie.
- Postaram się przekonać ich, że takie rozwiązanie byłoby najlepsze, Jamesie.
Oczywiście, w tej sytuacji także Stan- ton uniknie kary - dodał z goryczą.
Ręce Jamesa zacisnęły się na pogrzebaczu, uniósł go w górę niczym broń... ale zaraz
ostrożnie położył koło kominka.
- Na to już nic nie poradzimy, Val - powiedział z pozorną obojętnością.
- Wiem! - odparł Val, z trudem opanowując furię. - Ale doprowadza mnie do szału, że taki
podlec wyjdzie z tego bezkarnie! Deyereaux także przydałaby się dobra nauczka... Ale
Stanton?! Oby zgnił w piekle!
- Wraca niebawem do Hiszpanii, prawda? Być może więc znajdzie się w piekle
wcześniej, niż przypuszczasz, Val - odparł James z krzywym uśmieszkiem.
Postaram się, żeby i on przekonał się, co to strach! wykrzyknął gwałtownie
Valentine. .- Teraz ja będę go miał w garści!
- Bądz ostrożny. Z kimś takim jak Stanton lepiej nie igrać!
Wierzaj mi, Jamesie, to nie będą igraszki! zapewnił Val i wstał. Mogę się nieco
wstrzymać z przesłaniem raportu kapitanowi Grantowi. Zresztą, i tak potrwa kilka
tygodni, nim do niego dotrze. Starczy ci czasu na załatwienie wszystkich spraw... Głos
mu się załamał.
Dziękuję ci, przyjacielu. Czy wolno mi cię jeszcze tak nazwać? - spytał James z
uśmiechem, zza którego przezierał lęk przed odtrąceniem.
215
- Oczywiście - zapewnił Val, podając mu sztywno rękę i przeklinając się w duchu za ten
oficjalny ton. Gdy wymienili uścisk, natychmiast cofnął dłoń i ujrzał ból w oczach Jamesa.
Czuł się tak niezręcznie! Kochał przecież Jamesa prawie tak jak Charliego... ale jakże
mógł mu to okazać teraz, kiedy już wiedział, kim on jest?
Do spotkania w ministerstwie Val miał jeszcze prawie godzinę. Idąc ulicą, zorientował się
nagle, że jest bardzo blisko Faringdon House. Po co ja tam idę?! mówił sobie, zmierzając
w tym kierunku. Nie miał przecież ojcu nic do powiedzenia! Nogi jednak same go niosły i
oto już trzymał w ręku kołatkę.
- Pan hrabia w domu, Baynes?
- Tak, panie poruczniku, w bibliotece.
Hrabia znów siedział za biurkiem. Gdy zaanonsowano Vala, podniósł głowę i uśmiechnął
się niepewnie.
Milo mi cię widzieć, Valentine - powiedział, wychodząc zza biurka. - Przynieś nam sherry,
Baynes.
- Słucham, panie hrabio.
- Siadaj, Val. - Spojrzał na syna, jakby chcąc zapytać o powód jego wizyty.
Byłem w pobliżu, pomyślałem więc, że wstąpię i spytam, czy pan hrabia wypoczął już
po wczorajszych trudach? spytał oficjalnym tonem Val.
- Nie musisz szukać pretekstu, by mnie odwiedzić, Valentine odparł spokojnie oj ciec.
Jesteś tu zawsze mile widziany. Bardzo bym chciał, byś zrozumiał, że Faringdon
House to także twój dom. - W tej chwili zjawił się lokaj z sherry. Dziękuję, postaw tutaj.
Napijesz się, Val?
- Z przyjemnością, panie hrabio.
Sączyli sherry, świadomi rosnącego między nimi napięcia. W końcu odezwał się Val:
- Sam nie wiem, czemu tu przyszedłem... Może łudziłem się, że Charlie...
Hrabia popatrzył znad kieliszka.
- Choć był od dłuższego czasu w wojsku, nadal co rano nadsłuchuję, czy nie pędzi po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]