[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Charity. Nie mogła pozwolić, żeby Kane ciągle unikał po-
wiedzenia prawdy. Skrzyżowała ręce na piersi i rzuciła mu
chłodne spojrzenie.
- Jestenfbardzo zadowolona, że nie dałam się przekonać
do wyjazdu - stwierdziła tak dobitnie, że Kane uniósł gło-
wę i spojrzał na nią badawczo. - Wiem, że zniknięcie Tima
ma jakiś związek z tym intruzem. - Wzięła głęboki oddech.
- Kane, już czas, żeby wyjaśnić sytuację. Musisz mi powie-
dzieć, o co tu chodzi, albo...
Stał bez ruchu z niewzruszonym wyrazem twarzy.
-Albo?
Przełknęła ślinę.
S
R
- Albo zmuszę cię, żebyś mi powiedział.
- Jak chcesz to zrobić?
- Porozmawiam z wydawcą Mirrabrook Star".
- Charity, na litość boską, przestań pleść bzdury.
- Bzdury? Uważasz, że to są bzdury? - Gdy lekceważąco
wzruszył ramionami, ostatecznie straciła cierpliwość. - To
ty opowiadasz mi bzdury! - Gwałtownie zamachała ręka-
mi. - Chaz, z Timem wszystko w porządku. Chaz, możesz
mi wierzyć. Chaz, nie zadawaj pytań. Jeśli pojawią się jacyś
obcy, wskakuj do szafy, ale nie oczekuj słowa wyjaśnienia. -
Fuknęła gniewnie. - Może i jestem naiwną Angielką, może
i nie wiem nic o buszu, ale zasługuję na to, żeby traktować
mnie jak dorosłą osobę, a nie głupią, małą dziewczynkę.
Jeśli nadal będziesz ukrywał przede mną prawdę, zmusisz
mnie, bym zrobiła z tego publiczną aferę. Albo odpowiesz
na moje pytania, albo zwrócę się do prasy, żeby zadała je
w moim imieniu. Może dzięki temu zaczną się w końcu
prawdziwe poszukiwania Tima.
Przerwała, bo zabrakło jej oddechu. Kane stał bez ruchu,
obserwując jej wybuch. Popatrzyli na siebie wrogo, jednak
w końcu Kane wyraznie złagodniał.
- Nie ma potrzeby, żebyś posuwała się do tak drastycz-
nych sposobów. Udowodnię ci, że twój brat jest zupełnie
bezpieczny.
Charity poczuła, że wzrasta jej poziom adrenaliny.
- Mówisz poważnie?
Skinął głową.
- Masz na myśli, że będę mogła zobaczyć Tima i poroz-
mawiać z nim?
-Tak.
S
R
Ogarnęła ją fala emocji: zaskoczenie, radość, nadzieja,
zmjeszanie.
- Dlaczego teraz? Bo zagroziłam, że zrobię z tego pub-
liczną aferę?
-Nie. Po prostu wszystko wymyka się spod kontro-
li. Doszło do tego, że nie mogę zostawić cię tu samej. Nie
mogę też trzymać cię z dala od tych spraw.
Poczuła przyspieszone bicie serca.
- Więc gdzie jest Tim?
- Zawiozę cię do niego. To będzie długa, męcząca jazda
przez busz.
- Nie ma sprawy. - Wszystko zniesie, jeśli dzięki temu
odnajdzie Tima. - Kiedy ruszamy?
- Dziś. Zaraz. - Kane zerknął na zegarek. - Powinniśmy
się pospieszyć.
- Jasne. - Wzięła głęboki oddech, starając się oswoić
z nową sytuacją. Pytania odłożyła na pózniej. - Powiedz
mi tylko, co mam z sobą wziąć.
- Przede wszystkim musimy wziąć jedzenie i wodę.
- A zestaw pierwszej pomocy?
- Też, ale mamy je w każdym pojezdzie. Przygotuję ci
spis
rzeczy niezbędnych przy wyjezdzie w taką głuszę. - Sięg-
nął po długopis i kartkę leżące obok telefonu. Potem siadł
przy stole, błyskawicznie coś notując. Po chwili spojrzał na
Charity. - Zbierz te rzeczy w jednym miejscu, a ja przynio-
sę plecaki.
- Plecaki? Planujesz pieszą wędrówkę?
Bardzo jej zależało, żeby spotkać się Timem, ale obawia-
ła się, że nie dotrzyma kroku Kane owi podczas wędrówki
przez busz. W każdym razie nie w takim upale.
S
R
- Większą część drogi przejedziemy samochodem. Do-
piero na końcu czeka nas krótki spacer. - Podał jej spis. -
Przypomnij mi, żebym zatankował.
- Jasne.
Kane ruszył do wyjścia, ale na chwilę zatrzymał się
w drzwiach.
- Muszę przyznać, że potrafisz wybuchnąć jak wulkan.
Chyba nie widziałeś, jak wygląda prawdziwy wybuch,
pomyślała. Szykowała się do złośliwej riposty, lecz
zadzwonił telefon.
- Southern Cross, słucham?
- Cześć, Charity. Tu Marsha.
- Witaj. - Pomyślała, że Marsha wybrała najgorszy mo-
ment. Nie miała ochoty na plotki z drinkującą przyjaciółką
Kane'a. - Jak się masz?
- Bosko i założę się, że ty też. Dzwonię, żeby ci
pogratulo-
wać błyskawicznego znalezienia pracy w Southern Cross.
- Dzięki - powiedziała bez przekonania.
- Jak ci tam jest?
- Całkiem znośnie.
- Słyszałam, że masz za sobą paskudne przeżycia. Urato-
wałaś Vika, przywiozłaś go do miasta.
- Biedaczysko dzielnie się spisał. Wiem, że bardzo cier-
piał, ale nawet nie jęknął.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]