[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Charlie spojrzał na swoją seksowną żonę i dyskretnie
rozluznił krawat.
- Sami padną z wrażenia.
Carrie uśmiechnęła się i po raz trzeci od kwadransa
poprawiła mu krawat.
- Będzie dobrze. Zasłużyłeś na chwilę chwały. To
było twoje marzenie. Twoja wizja.
Charlie spojrzał na swoją widownię, gdzie znani
149
S
R
politycy siedzieli obok prostytutek, rządowi dygnitarze
obok dzieciaków, których domem była ulica. Policjanci
obok prawników, dziennikarzy i misjonarzy.
A w pierwszym rzędzie jego rodzina. Wciąż nie mógł
uwierzyć, że w zaledwie osiemnaście miesięcy jedna ma-
ła dziewczynka i jedna uparta kobieta mogą tak wiele
zmienić. Carrie nieugięcie toczyła swoją kampanię na
rzecz zjednoczenia klanu Wentworthów i Charlie musiał
przyznać, że cel osiągnęła.
Patrzył na ojca i nie wierzył, że to ten sam człowiek,
którego znał od przeszło trzydziestu lat. W tej chwili
dziadzio Iggy" prowadził ożywioną rozmowę z Daną,
która siedziała mu na kolanach. Miała dwa kucyki prze-
wiązane wstążkami i uroczystą minkę. Słowem wyglądała
tak, jak gdyby nazwisko Wentworth nosiła od chwili po-
częcia.
- Nic by z tego nie było, gdyby nie wy - powiedział do
żony, po czym znowu spojrzał na Danę i ojca. - Nigdy by
mi się nie udało.
- Gruba książeczka czekowa twojego ojca też się
chyba przydała - odparła Carrie.
Charlie parsknął śmiechem.
- Nie to miałem na myśli.
- Wiem - zaśmiała się Carrie. - Nie martw się, jak mi
się skończy macierzyński, zgłoszę się do ciebie po pod-
wyżkę.
Kiedy wywoływał go prezes zarządu, Charlie gorąco
pocałował żonę w usta, kładąc rękę na jej krągłym brzu-
chu, w którym rosło ich dziecko. Nie wiedział, czym so-
bie zasłużył na tyle szczęścia.
Stanął na podium, witany burzliwymi oklaskami.
- Z wielką przyjemnością staję dziś przed wami, by
150
S
R
ogłosić, że nowy Ośrodek Pomocy Społecznej w Valley ni-
niejszym zostaje otwarty. I jeśli wolno mi dodać: najwyższa
na to pora!
151
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]