[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Bo widzisz... ta na wpół dzika okolica jest dla ciebie
nowa i ciekawa.
- Z pewnością. Skrzywił lekko usta.
- Po wyrwaniu się z wielkiego miasta ja sam z
przyjemnością spędzam na ranczu parę dni. Tobie z tego
samego powodu może wydawać się tu romantycznie, ale
codzienne życie na tym pustkowiu bywa nudne..,
Rusty uniosła rękę.
- Chwileczkę. Skąd ci przyszło do głowy, że chciałabym
tutaj zamieszkać? Dlatego, że zrobiłam parę zdjęć?
- Nie tutaj. - Trent wciągnął głęboko powietrze. - Na
ranczu Triple D.
- Bardzo przepraszam, ale czy nie szukałeś kogoś, kto
miałby osiąść tam razem z tobą?
Spojrzenie Trenta umknęło gdzieś ponad jej głowę.
- Doskonale rozumiem, że masz prawo tak myśleć, ale tak
nie jest. Powinnaś być świadoma mego nastawienia w tej
kwestii, zanim przywiążesz się...
- Do ciebie! - Co za bezczelność!
- Do pomysłu pozostania na ranczu - zakończył z ciężkim
westchnieniem.
Najwyrazniej odrzucał ją jako kandydatkę na żonę,
usiłował powiedzieć, że nie pasuje do jego wyobrażeń. To już
wiedziała. Od śniadania spodziewała się tej rozmowy.
Upokarzająca była świadomość, że nie potrafiła udawać kury
domowej nawet przez tydzień. Miała za to inne przymioty,
czyż nie?
- Mówisz tak, bo nie potrafię gotować? Zcisnął dłońmi
skronie.
- To nieważne.
- Zatem chodzi o mnie. - Ona mu się nie podobała.
Przyjęła ten brak akceptacji jej kobiecości z mieszanymi
uczuciami. - No cóż, już mi mówiłeś, że nie jesteś mną
zainteresowany, więc nie powinnam być zaskoczona. - Po
pocałunku ja ci po prostu nie wierzę, dodała w duchu.
- Nie, to nie tak. Rusty, przepraszam cię, ale nie mogę już
dłużej udawać. Odpowiedziałaś na ogłoszenie w
Mężczyznach Teksasu" w dobrej wierze, ale opisany tam
mężczyzna nie jest mną.
- A kto to jest? Ten niedobry brat blizniak? Roześmiał się
z przymusem.
- Rozbawi cię to, przynajmniej mam taką nadzieję, ale
ogłoszenie dali wujkowie. - Uśmiechnął się, jakby w
oczekiwaniu, że będą śmiać się z tego oboje.
- A ty o tym nie wiedziałeś?
- Wiedziałem - przyznał ze skruchą - ale nie sądziłem, że
jakaś kobieta na nie odpowie. Muszę ci powiedzieć, że jednak
znalazło się mnóstwo chętnych. Nie mogłem w to uwierzyć,
czy możesz sobie wyobrazić jakąś... - nie dokończył.
- Słucham - ponagliła go bardzo zadowolona z jego
zakłopotania.
- Miałem na myśli to, że ty okazałaś się całkowitą
niespodzianką - usiłował ratować sytuację.
- Niewątpliwie. - Byłaby zła, gdyby nie ulga, z jaką
przyjęła wiadomość, że Trent nie jest opisanym w ogłoszeniu
mężczyzną o przedpotopowych poglądach.
Przeczesał nerwowo palcami włosy.
- Narobiłem kłopotów, prawda?
- Może nie. Zastanówmy się. To był żart?
- Ależ skąd! Wujkowie potraktowali to nad wyraz
poważnie. Koniecznie chcą mnie ożenić, a żadna kobieta,
którą tu przywoziłem, im się nie podobała.
- A dużo było tych kobiet?
- Och... nie. - Potrząsnął głową. - Niewiele. Jedna czy
dwie. - Odchrząknął i pospiesznie wyjaśniał dalej: - Wujkowie
chcą, żebym znalazł jakąś prawdziwie oddaną rodzinie i
domowi. Mówiłem im, że teraz kobiety są inne, więc spytali,
czy się spotkam z tą, którą oni mi znajdą, a ja się zgodziłem i
nawet nie marzyłem... no w każdym razie tak się sprawy mają.
- Zamilkł na moment, odetchnął głęboko i dodał: - Jest mi
bardzo przykro, lecz jeszcze nie zamierzam osiąść tu, na
ranczu, i wobec ciebie nie byłoby uczciwe dalsze udawanie, że
jest inaczej.
- Byłoby cudownie, gdybyś czołgał się u mych stóp,
błagając o wybaczenie, ale mam dobre serce... - urwała. Lepiej
nie przesadzać. - Chciałabym cię prosić o przysługę.
- Czego tylko zażądasz. - Przyjął jej słowa z widoczną
ulgą.
- Naprawdę? - Sytuacja zdecydowanie się poprawiała.
- Coś mi się zdaje, że narażam się na szantaż. Wzruszyła
ramionami.
- Przysługa, szantaż, co za różnica.
- Tu bym dyskutował, ale mów.
Rusty bawiła myśl, że mogłaby utrzymać nad nim
przewagę. Właśnie jej powiedział, że ogłoszenie nie. było
[ Pobierz całość w formacie PDF ]