[ Pobierz całość w formacie PDF ]
opróżnił popielniczki i poprawił krzesła.
Podszedł do bocznego stolika i podniósł Sketcha . Odwracał strony, aż znalazł tę, której
szukał.
Dwoje czcicieli słońca brzmiał tytuł. Hrabina Horbury i pan Raymond
Barraclough w Le Pinet. Spojrzał na obejmujące się uśmiechnięte postacie w strojach
kąpielowych.
Ciekawe rzekł Herkules Poirot. Idąc w tym kierunku, można by do czegoś
dojść& Tak, można by&
*
fr. Co za pomysł!
*
fr. Jakie to niemiłe określenie!
*
fr. Do jutra.
ROZDZIAA DZIEWITY
ELISE GRANDIER
Następnego dnia pogoda była tak wspaniała, że nawet estomac Poirota nie sprawiał mu
kłopotów.
Tym razem lecieli samolotem o 8.45 do Paryża.
Poza Poirotem i Fournierem było jeszcze siedmiu czy ośmiu pasażerów i Francuz
postanowił spożytkować podróż przeprowadzając pewne eksperymenty. Wyjął z kieszeni
mały kawałek bambusa i trzy razy w czasie lotu podniósł go do ust, kierując w różne strony.
Raz zrobił tak wychylając się za róg fotela i przechylając głowę w bok, a raz wracając z
toalety. Za każdym razem któryś z pasażerów przyglądał się mu ze zdumieniem. Przy
ostatnim eksperymencie utkwili w nim oczy wszyscy pasażerowie.
Fournier osunął się na fotel rozczarowany i tylko trochę pocieszało go wyrazne
rozbawienie Poirota.
Jesteś rozbawiony, mój przyjacielu? Jednak chyba zgadza się pan, że należy
eksperymentować?
Evidennnent! W istocie podziwiam pańską skrupulatność. Nie ma nic lepszego jak
przekonanie się na własnej skórze. Odegrał pan rolę mordercy z dmuchawką. Wynik jest
oczywisty. Wszyscy pana widzieli!
Nie wszyscy.
Może i nie. Zawsze znajdzie się ktoś, kto pana nie zobaczy. Ale to nie wystarczy. Aby
morderstwo się udało, musi pan być całkiem pewien, że nikt pana nie zobaczy.
A to jest w normalnych warunkach niemożliwe rzekł Fournier. Dlatego upieram
się przy mojej teorii, że musiały istnieć jakieś niezwykłe okoliczności: moment
psychologiczny! W tym momencie psychologicznym, wyliczonym matematycznie, uwaga
wszystkich musiała być skupiona na czymś innym.
Nasz przyjaciel, inspektor Japp, przeprowadzi na ten temat szczegółowe śledztwo.
Czy pan się ze mną zgadza, monsieur Poirot? Poirot wahał się przez chwilę, potem
powiedział:
Zgadzam się, że był& że musiała istnieć jakaś psychologiczna przyczyna, że nikt nie
widział mordercy& Ale ja idę trochę innym tropem. Czuję, że wrażenia wzrokowe mogą być
mylące. Niech pan zamknie oczy, przyjacielu, zamiast szeroko je otwierać. Proszę użyć oczu
swojego umysłu, a nie ciała. Niech zaczną pracować pańskie małe, szare komórki& Niech
pan dzięki nim zobaczy, co się naprawdę wydarzyło.
Fournier spojrzał na niego z zaciekawieniem.
Nie nadążam za panem, monsieur Poirot.
Ponieważ próbuje pan wyciągnąć wnioski z rzeczy, które pan widzi. Nic nie jest tak
mylące jak obserwacja.
Fournier znów potrząsnął głową i rozłożył ręce.
Poddaję się. Jednak nie nadążam za pańskim tokiem myśli.
Nasz przyjaciel Giraud poradziłby panu. żeby pan nie zwracał uwagi na moje gadanie.
Powiedziałby: ..Zabieraj się do roboty. Siedzieć spokojnie w fotelu i myśleć, to metoda tego
starego pryka. którego szczytowa wydajność już minęła . Ale, mówię panu, młody pies
czasem tak bardzo podnieci się zapachem tropu, że może pobiec za daleko& I jego uwaga
zostanie skierowana w innym kierunku. Niech to będzie dla pana dobrą radą&
I oparłszy się wygodnie Poirot zamknął oczy, być może dlatego, że chciał pomyśleć,
jednak z całą pewnością w pięć minut pózniej pogrążył się w twardym śnie.
Po przybyciu do Paryża udali się prosto na rue Joliette 3.
Rue Joliette leży na południe od Sckwany. Numer 3 nie odróżniał się niczym specjalnym
od innych domów. Przyjął ich wiekowy dozorca i mrukliwie przywitał Fourniera.
No więc znowu mamy tu policję! Nic tylko kłopoty. To tylko wystawia temu domowi
złą opinie.
I narzekając wrócił do swojego mieszkania.
Pójdziemy do biura Giselle rzekł Fournier. Jest na pierwszym piętrze.
Wyjmując z kieszeni klucz wyjaśnił, że policja francuska, czekając na wyniki
przesłuchania w Anglii, była na tyle ostrożna, że zamknęła i opieczętowała drzwi.
Niestety, obawiam się rzekł Fournier że nie znajdziemy tu nic, co mogłoby nam
pomóc.
Zdjął plombę, otworzył drzwi i weszli do środka. Biuro Madame Giselle było małe i
zagracone. W kącie stal staromodny sejf, solidne biurko i kilka starych wyściełanych krzeseł.
Jedyne okno było brudne i wydawało się całkiem możliwe, że nigdy go nie otwierano.
Rozglądając się dookoła, Fournier wzruszył ramionami.
Widzi pan? rzekł. Nic. Absolutnie nic. Poirot okrążył biurko, usiadł na krześle i
spojrzał przez blat na Poumiera. Delikatnie przesunął ręką po blacie biurka, a potem pod
spodem.
Tu jest dzwonek rzekł.
Tak, to dzwonek do stróżówki.
Ach, przezorność. Klienci Madame mogli czasami być nieprzyjemni.
Wysunął kilka szuflad. Zawierały papier listowy, kalendarz, pióra i ołówki, ale żadnych
dokumentów czy czegoś natury osobistej.
Poirot przejrzał je pobieżnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]