[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spoczywa w obejmujących ramionach i chociaż skóra okryta ubraniem nie sygna-
lizuje, że doznaje ulgi, żywe ciało nie dotyka jego ciała, to przynajmniej usta i
ręce mówią, że wszystko jest w porządku. Radość życia, normalna dla kontinu-
um, jest prawie doskonała. Jest smak i struktura piersi, ciepłe mleko płynie do
głodnych ust, czuje bicie serca, które powinno być dlań więzią zapewniającą o
kontynuacji życia rozpoczętego w macicy. Jest ruch, rejestrowany przez jego
niewydolny jeszcze wzrok. Dzwięk głosu jest także odpowiedni. Tylko ubranie i
zapach (mama używa wody kolońskiej) stwarzają ważenie dysonansu. Niemowlę
ssie, a kiedy czuje się pełne i zadowolone - zasypia.
Budzi się w piekle. %7ładnego wspomnienia, żadnej nadziei, żadnej myśli,
która mogłaby przywołać w tym ponurym czyśćcu pocieszające wspomnienie o
spotkaniu z matką. Mijają godziny, dni i noce. Niemowlę krzyczy, męczy się, za-
sypia. Budzi się i moczy pieluszki. Teraz nie wiąże się z tym żadne przyjemne
uczucie. Przyjemna ulga, zapowiadana przez jego wewnętrzne organy, ustępuje
natychmiast miejsca wzmagającemu się bólowi, gdy gorący, kwaśny mocz po-
drażnia jego ciało, które zdążyło się już odparzyć. Niemowlę krzyczy. Jego zmę-
czone płuca muszą krzyczeć, żeby zagłuszyć ostre pieczenie. Krzyczy, aż krzyk i
ból zmęczą je, i znowu zasypia.
W klinice, gdzie przebywa, a która wcale nie jest wyjątkiem, zapracowane
pielęgniarki zmieniają pieluchy według ujednoliconego planu, bez względu na to,
czy są suche, wilgotne, czy całkiem przemoczone. Odsyłają dzieci do domu z od-
parzeniami, których leczeniem musi zająć się ktoś, kto ma na to czas.
Dziecko, które znajdzie się wreszcie w domu swej matki (nie można go
przecież nazwać jego domem), zdążyło już poznać w pełni naturę życia. Na
przedświadomej płaszczyznie, która określi wszystkie jego pózniejsze ważenia i
będzie przez nie określana, poznaje życie jako niewypowiedzianie samotne, nie
reagujące na jego sygnały, pełne bólu.
Ale dziecko jeszcze się nie poddało. Dopóki życie trwa, jego siły witalne
będą nieustannie próbowały odzyskać równowagę.
Dom nie różni się w zasadzie od kliniki położniczej, jeśli nie liczyć bolesne-
go odparzenia. Godziny, podczas których niemowlę nie śpi, upływają wśród tęsk-
noty, pragnienia i niekończącego się czekania na właściwy stan rzeczy, który za-
stąpiłby milczącą pustkę. Przez kilka minut w ciągu dnia pragnienie spełnia się i
przemożna, odczuwana na skórze jak swędzenie, potrzeba dotyku, bycia trzyma-
nym na ręku i noszonym zostaje zaspokojona. Jego matka jest tą osobą, która
po długim namyśle zdecydowała się dopuścić je do piersi. Kocha je z nieznaną jej
dotąd czułością. Z początku trudno jej odkładać niemowlę po karmieniu do łó-
żeczka, zwłaszcza, że płacze ono wtedy tak rozpaczliwie. Przekonana jest jed-
Jean Liedloff 47 Koncepcja kontinuum
nak, że musi tak postępować, bo własna matka powiedziała jej (a ona przecież
musi się na tym znać), że zepsuje dziecko, jeśli mu teraz ustąpi, i potem będzie
sprawiało kłopoty. Chce postępować prawidłowo; przez chwilę czuje, że małe ży-
cie, które trzyma w ramionach, jest ważniejsze niż wszystko inne na świecie.
Wzdycha i delikatnie kładzie niemowlę do łóżeczka przystrojonego żółtymi
kaczuszkami, zharmonizowanego z wystrojem całego pokoju. Ciężko się napra-
cowała, żeby móc je wyposażyć w miękkie zasłony, dywan w kształcie wielkiej
pandy, białą toaletkę, wanienkę i stół do przewijania z zasypką, oliwką, mydeł-
kiem, szamponem i szczotką do włosów, wszystko zrobione specjalnie dla dzieci,
w kolorowych opakowaniach. Na ścianie wiszą obrazki przedstawiające zwierząt-
ka ubrane jak ludzie. W szufladach komody pełno jest małych podkoszulków,
śpioszków, bucików, czapeczek, rękawiczek i pieluszek. Na komodzie stoi owiecz-
ka-zabawka oraz wazon z ciętymi kwiatami - bo mama "kocha" też kwiaty.
Wygładza dziecku koszulkę i przykrywa je haftowanym prześcieradłem i ko-
cykiem, na którym widnieją jego inicjały. Patrzy na nie z zadowoleniem. Nie za-
niedbano niczego, żeby doskonale urządzić pokój dziecięcy, chociaż ona i jej
młody mąż nie mogą sobie jeszcze pozwolić na zakup wszystkich zaplanowanych
mebli do innych pokojów. Pochyla się, żeby pocałować jedwabisty policzek dziec-
ka, a kiedy kieruje się do drzwi, pierwszy bolesny krzyk wstrząsa jego ciałem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]