[ Pobierz całość w formacie PDF ]

peace, siedzącej w wózku obok sofy, nie była w stanie osłabić jej radości.
Z uśmiechem pchnęła drzwi.
- Zobaczcie, kogo przywiozÅ‚am! - ogÅ‚osiÅ‚a zdumionym domowni­
kom. Wzięła Bernarda za rękę i wciągnęła go do pokoju.
- ByÅ‚abyÅ› dumna ze mnie, Lily. ByÅ‚am naprawdÄ™ twarda... - od­
wróciła się, żeby zamknąć drzwi, i... zobaczyła go.
Gerałd.
Gwałtownie chwyciła powietrze, łapiąc Bernarda za ramię. Tamten
mężczyzna podniósł się i ruszył w jej kierunku. Jego rysy rozpływały się
jej przed oczyma.
- Evelyn? - odezwała się Lily.
Słyszała troskę w jej głosie, ale nie była w stanie oderwać oczu od
zbliżającego się mężczyzny.
- Ogromnie siÄ™ cieszÄ™, że znów paniÄ… widzÄ™, kuzynko Evelyn - po­
wiedział.
Kuzynko Evelyn? Zrobił taki ruch, jakby chciał wziąć ją za rękę.
Evelyn przeniknął dreszcz przerażenia. Uchyliła się gwałtownie.
Mężczyzna zamarł na moment, po czym powiedział gładko:
- To musi być trudne, wrócić do domu i zobaczyć najazd gości.
Avery Thorne, łaskawa pani. Dawnośmy się nie widzieli.
- Pan Thorne! - powiedział Bernard z zachwytem. Odchrząknął
i wyciągnął rękę. Avery potrząsnął nią.
- Miło mi pana poznać, sir.
- Mnie również.
Avery Thorne - pomyślała Evelyn. No tak, to tłumaczy podobieństwo.
- Jednakowoż - ciÄ…gnÄ…Å‚ Avery - muszÄ™ zauważyć, że już siÄ™ wczeÅ›­
niej spotkaliśmy. Ty byłeś w pieluchach, a ja w krótkich spodenkach. -
SkÅ‚oniÅ‚ gÅ‚owÄ™. - Ale, ale... Jakiż ja jestem opieszaÅ‚y. Może pani usiÄ…­
dzie, kuzynko Evelyn?
- Naturalnie - próbowała się uśmiechnąć. - Obawiam się, że mnie
pan zaskoczyÅ‚. ProszÄ™ mi wybaczyć, że nie przywitaÅ‚am pana jak nale­
ży... kuzynie Avery.
- Zdaje się, że wszystkich zaskoczyłem, łaskawa pani.
Zerknął ku miejscu, gdzie siedziała Lily, obserwując ich uważnie.
Biedna Lily... NieprzywykÅ‚a do mężczyzn, musiaÅ‚a być przerażona, czu­
jÄ…c blisko obok siebie tak ogromnÄ… bestiÄ™.
Evelyn, wykorzystujÄ…c jego chwilowe odwrócenie uwagi, prze­
mknęła obok i usiadła przy Polly Makepeace.
62
- Jak to miÅ‚o znowu ciÄ™ widzieć, ciociu Francesco - Bernard, na­
chylił się nonszalancko nad ręką ciotki.
- Ja też się cieszę, Bernardzie - odrzekła Francesca. - Skoro nie
zanosi się, żeby zrobił to ktoś inny, pozwól, że cię przedstawię naszemu
gościowi, pannie Polly Makepeace. Panna Makepeace wraca u nas do
zdrowia po wypadku.
Evelyn zalała się rumieńcem wstydu. Tak była skoncentrowana na
Averym, że zapomniała o zwykłej grzeczności wobec gości - nawet jeśli
nie był to gość nieoczekiwany.
- CieszÄ™ siÄ™, że czuje siÄ™ pani już na tyle dobrze, iż może pani doÅ‚Ä…­
czyć do rodziny, panno Makepeace - powiedziała.
- Wiem, co ma pani na myśli - powiedziała szorstko Polly. - Proszę
mi wierzyć, nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie upór panny Bede, żebym
została, dopóki nie będę w stanie chodzić o własnych siłach.
- Lily ma absolutną rację - wymamrotała Evelyn. - To, że jest pani
wśród nas, to dla nas wyłącznie przyjemność.
- Hmmm... - Polly odchyliła się na oparcie wózka, Bernard zaś
wykonał nienaganny ukłon w jej kierunku.
Uświadomiwszy sobie nietypowe milczenie Lily, Evelyn przyjrzała
się dziewczynie uważnie. Ku swemu zmartwieniu dostrzegła, że Lily
ubrana jest, jak to sama nazywaÅ‚a,  rozsÄ…dnie". Na twarzy miaÅ‚a wypie­
ki, oczy lÅ›niÅ‚y niebezpiecznym blaskiem. Mężczyzni nie lubiÄ…, jeÅ›li ko­
bieta nosi męski strój... Zwłaszcza tacy mężczyzni jak Avery Thorne.
A Evelyn wiedziała aż nadto dobrze, jak ważną rzeczą jest schlebianie
męskim gustom.
W tej chwili strój Lily był raczej nieroztropny. Spodnie przyciągały
uwagę ku biodrom i znajdującym się poniżej krągłosciom, bynajmniej nie
męskim, a surowa koszula jedynie uwydatniała jej egzotyczną kobiecość.
Tylko włosy, zwinięte na karku w grzeczny węzeł, wyglądały zwyczajnie.
Evelyn przeniosÅ‚a uwagÄ™ na Avery'ego. Wkrótce zostanie on praw­
nym opiekunem Bernarda... Ta myśl obudziła w niej przerażenie.
Spędziły już prawie pięć szczęśliwych lat w Mili House. Nieczęste [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl