[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cassi zbliżyła się do biurka. Był to
imponujący mebel, niegdyś własność dziadka
Thomasa. Gdy dotknęła ręką chłodnej
powierzchni blatu, miała podobne uczucie
jak wtedy, gdy jako dziecko zaglądała do
sypialni swoich rodziców. Wysunęła
środkową szufladę do samego końca - była
wypełniona taśmami klejącymi, spinaczami i
innymi drobiazgami. Nie zauważyła nic
szczególnego. Uspokojona miała właśnie ją
zamknąć, gdy usłyszała trzaśniecie drzwi
na dole. Przez okno spostrzegła światła w
oknach mieszkania Patrycji. Nie słyszała
natomiast odgłosów samochodu, ale nie było
w tym nic dziwnego: wszelkie dzwięki i
odgłosy z zewnątrz z trudem przedostawały
się do środka poprzez podwójne szczelne
okna. Drzwi do garażu były też zamknięte.
Czy to ona je zamknęła? Chwilę pózniej
usłyszała kroki w hallu i ogarnął ją
popłoch. Najwidoczniej Thomas wrócił. Nie
powinien jej zastać w tym pomieszczeniu.
Gorączkowo szukała wyjścia z sytuacji, ale
zanim zdążyła coś postanowić, w drzwiach
gabinetu stanęła Patrycja.
Obie były jednakowo zdumione swoją
obecnością. Z niedowierzaniem mierzyły
siebie wzrokiem.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała wreszcie
Patrycja.
- Miałam zamiar postawić to samo pytanie -
odpowiedziała Cassi zza biurka.
- Zobaczyłam zapalone światła w gabinecie
Thomasa. Myślałam, że mimo wszystko
wrócił. Jestem jego matką, mam chyba prawo
się z nim spotkać?
Cassi mimo woli skinęła potakująco głową.
To nie jest w porządku, że Patrycja ma
klucz do ich mieszkania i w każdej chwili
może wejść bez najmniejszych skrupułów!
- To moje usprawiedliwienie. A co ty mi
powiesz? - zapytała Patrycja.
Cassi mogła po prostu powiedzieć, że to
jest jej dom i może wejść do każdego
pokoju nie pytając nikogo o zgodę. Ale
milczała w poczuciu winy.
- Domyślam się, dlaczego tu jesteś -
stwierdziła Patrycja ze wzgardą - i pragnę
z tego powodu wyrazić oburzenie.
Penetrujesz jego szuflady, gdy on w tym
czasie ratuje ludzkie życie! Co z ciebie
za żona?
Pytanie Patrycji zawisło w powietrzu, gdyż
Cassi nawet nie próbowała na nie
odpowiedzieć. Zaczęła się zastanawiać nad
tym, jaką jest żoną dla swojego męża.
- Powinnaś natychmiast opuścić ten pokój -
syknęła Patrycja. Cassi nie sprzeciwiła
się. Ze zwieszoną głową szła posłusznie za
teściową. Nie spoglądając za siebie zeszła
po schodach i skierowała się do kuchni.
Trzasnęły frontowe drzwi - to wyszła
Patrycja. Ta kobieta wszystko powie
Thomasowi!
Spojrzała z niesmakiem na kolację,
pozostawioną dla niej na kuchence. Po
zastrzyku z insuliny powinna była coś
zjeść. Zmusiła się do zjedzenia nie
odgrzanego posiłku, przeszukując w myślach
gabinet Thomasa. Gdy już została schwytana
na gorącym uczynku, nie musi się niczego
więcej obawiać. Może szukać dalej.
Istniało co prawda prawdopodobieństwo
wcześniejszego powrotu Thomasa, ale tym
razem postanowiła uważnie nasłuchiwać, czy
nie nadjeżdża jego porsche. Zasłoni też
okna ciężkimi storami i skorzysta z
latarki jak prawdziwy włamywacz.
Znalazłszy się znowu w gabinecie Thomasa,
skierowała się najpierw do biurka.
Postanowiła przeszukać po kolei wszystkie
szuflady. Nie musiała długo szukać: już w
drugiej bocznej szufladzie, w pudełku za
papeterią, znalazła całą kolekcję
plastykowych buteleczek; niektóre były
puste, inne jeszcze pełne. Wszystkie
lekarstwa zostały przepisane przez tego
samego lekarza, Allana Baxtera, w ciągu
ostatnich trzech miesięcy.
Oprócz deksedryny Cassi znalazła dwa inne
rodzaje pigułek - wzięła próbki. Wypełniła
puste miejsca w pudełku i zamknęła
szufladę. Zgasiła latarkę, rozsunęła story
i szybko wyszła z gabinetu. Gdy znalazła
się w swoim pokoju, porównała znalezione
pigułki z rycinami w książce. - O Boże! -
wykrzyknęła głośno, gdy przekonała się, że
jej podejrzenia były uzasadnione. -
Deksedryna, środek na wyczerpanie - to
jedno, ale percodan i talwin - to już
zupełnie inna sprawa.
Po raz drugi tego dnia Cassi rozpłakała
się. Tym razem nawet nie próbowała
wstrzymywać łez: rzuciła się na łóżko i
szlochała bez opamiętania.
Przygoda miłosna z Laurą nie powstrzymała
Thomasa przed randką z Doris. By
zawiedziony, że planowana operacja nie
mogła się odbyć. Jego pacjent przebył
drugi atak serca. Mimo to postanowił nie
psuć sobie reszty nocy długim powrotem do
domu.
Doris wpuściła go natychmiast po
naciśnięciu dzwonka. Gdy znalazł się już
na piętrze, zdziwił się, że Doris
ostrożnie wygląda przez uchylone drzwi,
zanim je szeroko otworzyła. Gdy ją
zobaczył, zrozumiał dlaczego. Doris miała
na sobie jedynie przezroczysty czarny
gorsecik, który zakrywał nie więcej niż
skąpy kostium kąpielowy.
- Zrobiłam ci drinka - powiedziała
wręczając Thomasowi szklaneczkę i
obejmując go, zanim jeszcze zdążył zdjąć z
siebie płaszcz.
Thomas trzymając w jednej ręce
szklaneczkę, umieścił drugą na tyłeczku
Doris. Lampa naftowa w stylu skandynawskim
napełniała pokój ciepłym, złotym blaskiem.
Stolik był nakryty do kolacji; obok stała
otwarta butelka wina.
Kiedy Doris wycofała się do kuchni, Thomas
zatelefonował do szpitala. Dyżurującej
informatorce pozostawił numer telefonu
Doris, z zastrzeżeniem jednak, że wolno
jej go udostępnić tylko w razie absolutnej
konieczności. W razie gdyby miała
jakiekolwiek wątpliwości, sama ma do niego
zadzwonić.
Rozdział VI
- Przeprowadzam się dzisiaj - oznajmił
Clark Reardon. - %7łona powiedziała, że nie
wolno mi się spóznić. - Clark odsunął od
łóżka Jeoffry'ego Washingtona metalowe
krzesło.
- Cieszę się bardzo, że przyszedłeś -
rzekł Jeoffry. - Naprawdę jest mi bardzo
miło.
- Nie ma sprawy - odparł Clark, podnosząc
się z miejsca. Wyciągnął dłoń i uścisnął
mocno rękę Jeoffry'ego.
- Kiedy wreszcie stąd wyjdziesz? -
zapytał.
- Już niedługo. Być może za kilka dni...
Nie jestem pewien. Na razie podłączono mi
kroplówkę. - Unosząc do góry lewą rękę,
Jeoffry wskazał na skręcony, plastykowy
wąż. - Po operacji przyplątało się jakieś
zapalenie w nogach. Przynajmniej coś w tym
rodzaju powiedział mi doktor Sherman.
Musiałem więc przyjmować antybiotyki.
Przez kilka dni czułem się zle, ale teraz
jest lepiej. Dobrze, że wreszcie zabrali
ode mnie monitor. To ciągłe "bi-i-ip"
doprowadzało mnie do szału.
- Jak dawno już leżysz tutaj?
- Dziewięć dni.
- To jeszcze nie tak zle.
- Teraz już nie. Ale początkowo byłem
przerażony. I nie miałem żadnego wyboru.
Powiedzieli, że jeśli nie zostanę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]