[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wydawała się cięższa, ale gdy już na placu wsadziłem do niej rękę, wyczułem chłodną
kolbę. Pogłoski o niemieckiej niezawodności nie były przesadzone. Zawołałem
taksówkę i dotarłem do Lincolnstrasse. Stamtąd poszedłem na piechotę, szukając
numeru siedem. Przed ósemką był zaparkowany szary produkt spółki opel-nissan z
dwoma młodymi ludzmi wewnątrz. Zapukałem w szybę obok pasażera, przekazałem
pozdrowienia od Jurgena i zapytałem o Buzego.
 Drugie piętro. Pokój dwadzieścia trzy  twardo wyskandował kierowca.
 Mógłby pan pójść ze mną?  zapytałem.  Obawiam się, że nie otworzy drzwi
nikomu, kto mówi po amerykańsku.
Chwilę zastanawiał się, po czym trącił kolegę i powiedział coś w swoim ojczystym
języku. Tamten wyjął ze skrytki płaskie pudełeczko i podał mi. Zerknąłem do środka.
 Poradzi pan sobie?  zapytał kierowca.  Na jego piętrze zajęte są tylko trzy
pokoje, lecz w tej chwili nie ma w nich nikogo.
Wsadziłem kasetkę-wytrych do kieszeni i wszedłem do budynku ze skromną
tabliczką w trzech językach. Nie spotkałem nikogo na schodach ani na korytarzu.
Przyłożyłem pudełeczko do drzwi i słuchałem dłuższą chwilę. Cicho brzmiała jakaś
muzyka, coś pisnęło raz i drugi, drobniutko zaterkotała drukarka. Rozpiąłem torbę i
przewiesiłem przez ramię. Uruchomiłem wytrych i przyłożyłem do klawiaturki na
futrynie drzwi. Chwilę oba systemiki zmagały się, a wygrał, rzecz jasna, lepszy. Mój.
Zamek błysnął zielonym światłem. Wsunąłem się do mieszkania. Mały korytarz
kończył się trzema drzwiami. Z jednych dochodziła muzyka, z drugich popiskiwanie
kompa. Podszedłem ostrożnie i omiotłem je wzrokiem. Pusta sypialnia z włączonym
odbiornikiem radiowym. Pusta kuchnia. Bogg siedział przed pulpitem kompa. Musiał
być bardzo wysoki, lecz na pewno był lżejszy od własnego cienia. Nerwowo
przebiegał palcami po klawiaturze, pomrukując coś do siebie. Gdy czekał na
odpowiedz kompa, zacierał ręce, bębnił w blat albo w oparcie fotela, targał włosy,
drapał się po karku. Chyba dlatego był taki chudy  zużywał masę kalorii na te ruchy.
Na palcach podszedłem bliżej i zerknąłem mu przez ramię. Nie zauważyłem nigdzie
broni, więc cofnąłem się o dwa kroki i chrząknąłem. Krzyknął głośno i poderwał się,
wywracając fotel. Musiał mieć ponad pięćdziesiąt lat, ale miał młode rysy twarzy,
cienki nos, wąskie usta i prawie niewidoczne brwi  młoda twarz starego narkomana.
Patrzył na mnie, trzęsąc głową. Palce rąk wykonywały falowe ruchy, jakby ćwiczył
jakiś trudny fortepianowy pasaż. Odczekałem chwilę.
 Panie Bogg, nie jestem tym, za kogo pan mnie wziął. Nie przyszedłem pana zabić.
Niech się pan uspokoi i usiądzie.  Zrzuciłem torbę na podłogę i wolno odchyliłem
poły kurtki.  Nie mam broni, widzi pan? Chcę tylko porozmawiać.
 Pomylił się pan  powiedział nadspodziewanie dzwięcznym barytonem.  Nazywam
się Buze  zaczął znów ten swój taniec ciała.
Gestykulacja tak wrosła w jego naturę, że nieruchomo nie wytrzymałby chyba nawet
pod lufą pistoletu maszynowego. Przypomniałem sobie jak pewien recenzent
teatralny powiedział o jakimś aktorze, że zadeptał rolę. U Bogga było to organiczne.
 Panie Bogg, powiem krótko: uciekł pan ze Stanów, bo grozi panu śmierć. Tu też
panu grozi. Pamięta pan Lubekę? Tyle że jeśli dotychczas nie był pan poszukiwany
specjalnie zawzięcie, to z tego co mi wiadomo, teraz intensywność działania pana
wrogów wzrosła wielokrotnie. Jestem prywatnym detektywem i prowadzę śledztwo,
które w jakiś sposób zahacza o TEC. Jeśli się nie mylę, może mi pan pomóc
rozwiązać zagadkę, a jeśli mi się uda, to wówczas pana wrogowie będą mieli inne
zmartwienia niż szukanie pana. Rozumie mnie pan?
 Pan się myli potrząsnął głową tak szybko, że policzki aż mlasnęły.  Nazywam się
Paul Buze.
Z wyrzutem pokręciłem głową.
 Nie zmienił pan nawet twarzy, to znaczy, że nie ma pan pieniędzy albo
doświadczenia w ukrywaniu się. I jedno, i drugie nie rokuje panu wielkich nadziei. 
Sięgnąłem do kieszeni, wyjąłem płytkę z plexi z wtopioną licencją i rzuciłem mu.  Ma
pan komp, proszę sprawdzić te dane, a czekając na komunikat, proszę myśleć.
Trzymał moją licencję w jednej ręce, drugą błyskawicznie sprawdził swoje ciało -
klepnął się w klatkę piersiową, przeczyścił ucho, przetarł czoło, podrapał kolano.
Zrozumiałem, że jeśli ma gdzieś przy sobie broń, to wyjmie ją, zanim się zorientuję.
Szurnięciem nogi przesunąłem torbę bliżej drugiego fotela i usiadłem w nim gotów do
wyjęcia pistoletu. Bogg powyginał się chwilę i nagle odrzucił mi licencję.
 Albo mówi pan prawdę, albo przygotował pan tę bajkę  mruknął.  Zresztą, co
mnie to obchodzi. Pan mnie myli z kimś mi nie znanym. Co to jest TEC?
Popatrzyłem na niego z politowaniem. Zrozumiał, że jest niezdarny i znów wykonał
serię min i ruchów rękami. Mógłby obsługiwać szesnaście marionetek jednocześnie.
Wyjąłem papierosy i zapaliłem jednego. Szybko podskoczył do stolika i sięgnął do
swoich. Mimo istnych konwulsji sprawnie przypalił i zaciągnął się głęboko.
 Nie mam prawa ani ochoty pana dusić  skłamałem tylko w jednym punkcie. 
Bardzo mi zależy na pana wyjaśnieniach, nie ukrywam. Ludzie, którzy pana ścigają,
zabili już jedną osobę na pewno i kilka prawdopodobnie. Próbowali usunąć i mnie.
Być może jestem blisko rozwiązania zagadki. Jedno jest pewne: zabawa, jeśli to
kiedykolwiek była zabawa, skończyła się.  Wytrzymałem krótką pauzę, by
złowieszcze słowa w pełni dotarły do jego świadomości.  Pamięta pan Bonnie Le
Fay? Zniknęła. Kręciła się przy Kraterze Zgubionego Czasu, nie zaniechała sprawy, z
którą do pana przyszła. I nie ma jej nigdzie. Daj Boże, by się tylko schowała, ale nie
mam specjalnych złudzeń. Do cholery!  ryknąłem, waląc dłonią w poręcz.  %7łycie
panu niemiłe? Kryje pan morderców?!
Na chwilę zamarł w bezruchu, co było sukcesem. Spoglądał na mnie kilkanaście
sekund i wrócił do pląsu, ale coś się zmieniło w choreografii.
 Wierzę panu  powiedział niespodziewanie.  Istnieje co prawda minimalna szansa,
że oni przysłali pana, żeby wywąchać, co wiem i dopiero wtedy podjąć decyzję o
moim być albo nie być. Dobrze, zaryzykuję. Co pan chce wiedzieć?
 Wszystko  odetchnąłem z ulgą.  Dlaczego nie dał się pan zamknąć w kuli TEC,
czego od pana chciała Bonnie, dlaczego pan uciekł do Europy? I tak dalej, i tak
dalej&
 To trochę potrwa  wstał i zgasił papierosa.  Piwa czy& [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl