[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie kochała Marcusa. Aż taka głupia nie była. Po pierwsze miał
żonę, a poza tym należeli do dwóch różnych światów. Był zbyt
wykształcony. Za bogaty. Miał zbyt liczne koneksje. Po Marcusie
mogła się najwyżej spodziewać miłego spędzenia czasu i mnóstwa
kasy.
Yvette zacisnęła palce wokół ciepłego kubka. W przeciwieństwie
do większości dziewcząt, nie przepuszczała pieniędzy. Nie żyła
wystawnie, nie wydawała forsy na biżuterię czy ciuchy.
Skorzystała z pomocy pewnego maklera i zainwestowała sporą
sumkę, kupując papiery wartościowe, a także lokując je na
staromodnym rachunku oszczędnościowym.
Nie zamierzała pozwolić, by ktokolwiek lub cokolwiek ją gnębiło -
ani Marcus, ani huragan nazwany Kariną, ani samo życie. Już raz
dostała porządnie w kość. Przysięgła sobie, że to się nigdy nie
powtórzy.
Zaparło jej dech, gdy niespodziewanie pojawiło się to
wspomnienie. Krew. Wielka kałuża krwi. Przerażenie. Brak
nadziei.
Nie! Nigdy do tego nie wróci. To dotyczyło innego
życia. Innej osoby.
Zamierzała iść de przodu. Wyłącznie. Zaoszczędzić tyk, aby móc
skończyć szkołę. Kupić gdzieś mały domek. Wziąć sobie psa.
Wieść szczęśliwe życie.
Wróciła myślami do niesamowitego liściku, który dziś dostała. Od
tego świra, który podpisywał się Artysta. To nie był pierwszy list,
jaki jej przysłał. Zresztą wcześniej dostawała liściki od różnych
fanów, którzy deklarowali jej dozgonną miłość i oddanie. Taka
praca zawsze przyciąga dziwaków, zboczeńców i samotnych
facetów, którzy szukają prawdziwej miłości.
Odstawiła kubek i sięgnęła po plecak, wygrzebała trzy listy.
Pierwszy z nich dostała tydzień temu. Rozłożyła kartkę i
przeczytała krótką, zagadkową wiadomość.
Myślę, że to właśnie ty. Nie mam pewności...
boję się żywić nadzieję... modlę ślę jednak, aby moje marzenie się spełniło.
Czy w końcu cię znalazłem, moja słodka muzo?
Twój Artysta
List był napisany ołówkiem na gładkiej kartce wyrwanej z zeszytu
albo z bloku rysunkowego. Litery były pełne zawijasów, tak
zazwyczaj pisali dość wiekowi ludzie.
Drugi list dostarczono trzy dni temu.
Powiedz, czy tęsknisz do miłości?
Prawdziwej, dozgonnej, wiecznej miłości?
Do tego Jedynego, który cię nigdy nie opuści?
Wydaje mi się, że tak. I to sprawia, że kocham cię jeszcze mocniej.
Twój Artysta
Przygryzła drżącą wargę. Wyglądało na to, że przej-rzał ją na
wylot. Właśnie tego zawsze pragnęła, dozgonnej, wiecznej miłości,
kogoś, kto będzie ją zawsze kochał i nigdy jej nie opuści.
Przeniosła wzrok na dzisiejszy list. Ten został napisany czarnym
atramentem na ślicznym papierze firmy Crane. Kopertę zamknięto
lakową pieczęcią, która przedstawiała krwistoczerwoną ozdobną
literę A".
Kiedy patrzyłem na ciebie ostatniego wieczoru,
zrozumiałem, że naprawdę jesteś tą jedyną, na którą czekam.
Mam wrażenie, że już od wieków nie czułem takiej rozkoszy,
takiego przypływu inwencji... Takiego wzruszenia.
Chcę, abyś to wiedziała, słodka muzo.
Kocham cię. i pewnego dnia... pewnego specjalnego dnia będziemy razem.
Na zawsze.
Twój Artysta
Zastanawiała się, kiedy mężczyzna wykona następny ruch. Czy
znajdzie odwagę, żeby się do niej zbliżyć? %7łeby zapłacić za
prywatny występ?
Zdumiona uczuciem niepokoju, jakie ją nagle ogarnęło, odrzuciła
list Po prostu kolejny palant, uznała zdecydowanie.
Potraktowałaby go poważnie, gdyby zadał sobie trochę trudu i
włożył do koperty dwudziestodolarowy banknot.
Ostatecznie prawdziwa miłość ma swoją cenę.
Nic, z pewnością nie przyszedłby do niej, żeby obejrzeć prywatny
występ. Tacy jak on woleli patrzeć z daleka. Podchodzili do tego
intelektualnie. A orgazm wywoływały u nich wyłącznie ich
zboczone myśli.
ROZDZIAA DZIESITY
Sobota, 21 kwietnia 2007 r.
7.56
Brzęczenie telefonu wyrwało Spencera z głębokiego snu. Nie
otwierając oczu, sięgnął po słuchawkę.
- No?
- Pobudka, detektywie. Trafiłam na coś.
Z trudem uniósł powieki. Mrużąc oczy od światła, spojrzał na
zegar. Nie było jeszcze ósmej.
- Ciociu Patti?
- Dziś mówi kapitan 0'Shay. Podjadę po ciebie za dwadzieścia
minut.
Rozłączyła się, zanim zdołał odpowiedzieć. Znała go
wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że będzie próbował
negocjować, by urwać jeszcze kilka minut.
Odłożył słuchawkę i niechętnie podniósł się z łóżka.
- Jakieś złe wieści? - spytała sennie Stacy.
- To ciocia Patti. Zaraz po mnie przyjedzie. Mruknęła coś, co
zabrzmiało jak uważaj na siebie"
i wtuliła twarz w poduszkę. Pochylił się, żeby ją pocałować, po
czym wyszedł do łazienki.
Kapitan Patti 0'Shay bez wątpienia była punktualna.
Dokładnie dwadzieścia minut pózniej zatrzymała auto pod
domem i nacisnęła klakson. Spencer wychynął z drzwi, ściskając w
ręku podróżny kubek. Zapiął pas i odwrócił się do Patti.
- Możesz powiedzieć, dokąd jedziemy?
- Do Quentina i Anny - rzuciła, ruszając.
Do brata i bratowej? Teraz go naprawdę zaintrygowała.
- Rozumiem, że nie chodzi o wizytę towarzyską?
- Czytając dokumenty Chirurga, trafiłam na coś, co umknęło nam
poprzednio. Na jednym ze zdjęć. Sam zobacz. - Wskazała teczkę
leżącą na desce rozdzielczej.
W teczce były zdjęcia lodówki, w której odkryto obcięte dłonie. Na
jednej fotografii Patti coś zakreśliła. Jakiś mały przedmiot
przyklejony do drzwiczek, prawie pod samą rączką.
Aatwo było go przeoczyć zarówno z powodu wielkości,
umiejscowienia, a także pokrywającej połowę lodówki srebrnej
taśmy izolacyjnej, którą zabezpieczano wywożony sprzęt.
- Zrobiłam powiększenie - powiedziała Patti, nie odwracając
wzroku od drogi.
Spencer sięgnął po następną fotografię. Reklamowy magnesik. Z
informacją o thrillerze napisanym przez Annę North.
Jego bratową.
- Jasna cholera.
- To samo pomyślałam.
- Anna nie będzie zachwycona.
Wiedział, że to grube niedopowiedzenie. W wieku czterech lat
Anna, jedyne dziecko bardzo znanych ludzi, została porwana.
Porywacze odcięli jej mały palec i wysłali go do rodziców jako
ostrzeżenie. Została uratowana, ale trauma, jaką przeżyła,
pozostawiła po sobie trwały uraz. Dawała sobie radę ze swoimi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]