[ Pobierz całość w formacie PDF ]
moich zagranicznych przedsięwzięciach?
- Jak dotychczas - westchnął Nabonidus. - Ale widząc nó\ w rękach twego kompana
zaczynam się obawiać, \e \arcik ten nigdy nie będzie opowiedziany.
- Powinieneś wiedzieć, jak nas wydostać z tej kreciej nory - rzekł Murilo. - Powiedzmy,
\e daruję ci \ycie - czy w zamian pomo\esz nam uciec i przysięgniesz zachować milczenie o
mej... hm... niedyskrecji?
- Czy kapłan kiedykolwiek dotrzymuje przysięgi? - włączył się do rozmowy Conan. -
Pozwól mi poder\nąć mu gardło, chcę sprawdzić, jakiego koloru jest jego krew. W Labiryncie
powiadają, i\ serce Czerwonego Kapłana jest czarne, tedy i krew jego tak\e czarną być musi.
- Zamilcz, prostaku! - szepnął Murilo. - Jeśli ów łotr nie zechce pokazać nam wyjścia z
tych lochów, zginiemy tu obaj.
I głośniej ju\ dodał:
- A więc, Nabonidusie, có\ na to powiesz?
- Có\ mo\e odpowiedzieć wilk z łapą w potrzasku - zaśmiał się kapłan. - Jestem
w waszej mocy, lecz jeśli mamy stąd wyjść cało, musimy sobie wzajem pomagać. Przysięgam,
i\ jeśli prze\yjemy tę przygodę, zapomnę o twych ciemnych sprawkach - przysięgam na duszę
Mitry!
- To mi wystarczy - osądził Murilo. - Nawet Czerwony Kapłan nie złamałby tej
przysięgi. A teraz uchodzmy czym prędzej! Mój stojący obok przyjaciel dostał się tu przez
tunel, lecz spadła za nim krata odcinająca nam odwrót; czy mo\esz kratę tę podnieść?
- Nie z tego lochu. Dzwignia podnosząca kratę jest w komorze ponad tunelem. A stąd
wyjść mo\na tylko jedną jeszcze drogą i tę drogę zaraz wam poka\ę. Lecz pierwej zaspokój
i mą ciekawość - odpowiedz, jakeś się tu dostał?
Murilo w kilku słowach opisał swe przypadki, zaś kapłan, wysłuchawszy go, skinął
głową na znak, \e wszystko zrozumiał, po czym z wolna uniósł się na nogi. Obolały jeszcze po
długim spoczynku na kamiennej podłodze, powłócząc nogami ruszył korytarzem. Loch
rozszerzał się, tworząc obszerną komorę; kapłan skierował się w stronę widniejącego na
odległej ścianie srebrzystego kręgu. W miarę zbli\ania się do owego miejsca natę\enie światła
rosło, choć wcią\ pozostawało ono tylko rodzajem rozrzedzającej mrok metalicznej poświaty.
Stanąwszy przy srebrzystym kręgu, ujrzeli wąskie schody wiodące ku górze.
- Oto jest i wyjście. Wiem na pewno, \e drzwi, tam u szczytu, nie są zamknięte. Mam
jednak wra\enie, i\ ten, kto zechce przejść przez owe drzwi, lepiej by zrobił podrzynając sobie
własnoręcznie gardło; spójrzcie - tu gestem wskazał srebrzyste koło.
To, co z dala wyglądało na srebrną płytę, było w istocie wielkim zwierciadłem
osadzonym w ścianie. Zawiły układ miedzianych rur wybiegał z muru ponad nim, zakręcając
ku powierzchni lustra pod prostymi kątami; przyło\ywszy oko do wylotu jednej z owych rur
Murilo ujrzał oszałamiający ciąg wielu mniejszych luster. Z kolei młody szlachcic skupił
uwagę na wielkim zwierciadle i nagle a\ drgnął ze zdumienia; zaglądający mu przez ramię
Conan tylko stęknął głucho, nie wierząc własnym oczom. Mieli wra\enie, i\ zaglądają przez
szerokie okno do wnętrza rzęsiście oświetlonej komnaty; widzieli wielkie lustra na ścianach
obitych aksamitem, kryte kosztownym jedwabiem ło\a, fotele z hebanu zdobione kością
słoniową; widzieli tak\e liczne, zasłonięte kotarami drzwi - zapewne wejścia do innych
komnat. Wiodąc dalej wzrokiem ujrzeli wielkie, czarne monstrum, kontrastujące groteskowo z
przepychem komnaty.
Murilo poczuł, \e serce podchodzi mu do gardła; spojrzawszy w twarz potwora odniósł
wra\enie, i\ bestia patrzy mu prosto w oczy. Odruchowo odskoczył od lustra dostrzegając
równocześnie, jak Conan zbli\ył twarz do srebrzystej tafli, tak \e niemal tykał jej wargami
miotając obelgi i przekleństwa w swym barbarzyńskim języku.
- W imię Mitry, Nabonidusie! - Murilo ledwie dyszał z przera\enia. - Có\ to za ohyda?
- To Thak - spokojnie odparł kapłan, ostro\nie masując swą obolałą skroń. - Ktoś
mógłby nazwać go małpą, lecz ró\ni się on od małpy co najmniej tyle samo, co od człowieka.
Jego lud \yje daleko na wschodzie, w górach obrze\ających wschodnie granice królestwa
Zamory; plemię owo nieliczne jest, lecz wierzę, i\ jeśli nie zostaną wybici, za jakie sto tysięcy
lat staną się ludzmi. Obecnie są w stadium przejściowym, nie będąc, jak ich odlegli
przodkowie, małpami, nie są te\ tym, czym mogą się stać z upływem millenniów ich
potomkowie - ludzmi.
- śyją w wysokich partiach niedostępnych gór, nie znając ognia, nie budując domów,
nie odziani; nie znają te\ broni, a porozumiewają się mową zło\oną głównie z pomruków
i cmoknięć.
- Przygarnąłem Thaka, gdy był jeszcze szczenięciem; z czasem uczył się wszystkiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]