[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przepaskę na mokre włosy. - Tak - odparł krótko mężczy
zna i zwracając się do Sydney, dodał: - Niezbyt dobrze
wychowany ten mój syn.
- Ach, to pan Stanisławski? - Sydney spojrzała na jego
piękne, silne dłonie, przypominające ręce Michaela.
- We własnej osobie, na imię mam Jurij, syn właśnie mi
powiedział, że to pani jest właścicielką tego domu.
- Tak, to ja.
- To bardzo Å‚adny budynek, tylko trochÄ™ chory, a my
jesteśmy lekarzami.
Mrugnął okiem do syna i dorzucił coś po ukraińsku.
- W porządku, tato, możesz iść do domu na obiad - od
powiedział Michael.
- Chodz i ty, i zabierz ze sobÄ… tÄ™ paniÄ…, mama na pewno
przygotowała tyle, że starczy dla wszystkich.
- Bardzo dziękuję, ale... - zaczęła.
- Dziś nie mam czasu - przerwał jej Michael.
Ojciec uśmiechnął się pod wąsem.
- Dziś jesteś wyjątkowo głupi - powiedział po ukraiń
sku - przecież to przez nią tak się zamartwiałeś cały ty
dzień.
Michael przetarł twarz ręcznikiem.
- Wcale się nie zamartwiałem. %7ładna kobieta nigdy...
- Ale ta owszem - dokończył za niego ojciec - prze
praszam - dodał już po angielsku - teraz ja jestem niegrze
czny, nie powinienem mówić w języku, którego pani nie
zna, to wszystko jego wina. - Pocałował ją w rękę. - Do
widzenia, cieszę się, że panią poznałem.
- Ja również. .
68 KSI%7Å‚NICZKA I CZAROWNICA
- Ubierz się - rzucił synowi już w drzwiach.
Michael sięgnął po podkoszulek.
- Bardzo jest miły - zauważyła Sydney uprzejmie, gdy
zostali sami.
- Owszem. Chcesz zobaczyć, co robimy?
- Myślałam...
- Okna i okiennice już skończyliśmy - przerwał jej -
teraz pracujemy przy instalacji. WymianÄ™ rur zaczniemy
w przyszłym tygodniu.
Wyszli na klatkę schodową. Wyprzedził ją nieco i nie
stukając, otworzył drzwi sąsiedniego mieszkania.
- Tu mieszka Keely, nie ma jej teraz. Możemy się ro
zejrzeć.
Pokój Keely upstrzony był kolorowymi malowidłami.
Szale i kolorowe fatałaszki pokrywały stare zniszczone meb
le. Rozpruta ściana w kuchni ukazywała kłębowisko rur.
- Trudno musi być mieszkać w czasie remontu.
- Lepsze to niż pożar, albo zalanie mieszkania. Stare
rury były tak skorodowane, że katastrofa mogła się zdarzyć
w każdej chwili. Te będą znacznie solidniejsze.
Zajrzała mu przez ramię.
- Tak, widzÄ™.
Uśmiechnął się. Pachniała ślicznie.
- Chodzmy, pokażę ci resztę.
Prowadził ją z piętra na piętro, od mieszkania do miesz
kania, pokazując kłębowiska rur i stosy bliżej nieokreślo
nych przedmiotów z różnych materiałów.
- Nieraz wystarczy zwykła naprawa, ale na ogół trzeba
wszystko wymieniać na nowe.
Sydney próbowała nie zadawać pytań w obawie przed
KSI%7Å‚NICZKA I CZAROWNICA 89
kompromitacją. Odzywała się tylko wtedy, kiedy miała
pewność, że nie powie nic głupiego.
Robiło się pózno. Robotnicy z wolna rozchodzili się do
domów, milkły odgłosy pił i młotów. Gdy hałasy ucichły,
z wnętrza mieszkań zaczęły dobiegać dzwięki rozmów
i muzyki.
- Błękitna rapsodia - powiedziała Sydney, przystając
pod jednymi drzwiami.
- To Will Metcalf, muzyk. Gra w zespole.
- Bardzo dobrze gra.
Drewniana poręcz schodów pod jej ręką była sucha
i ciepła. To Michael ją zrobił, pomyślała. Naprawiał, łatał,
reperował, ponieważ dbał o mieszkających w tym domu
ludzi. Znał ich i lubił. Wiedział, kto jest muzykiem, czyje
dziecko właśnie płacze, kto piecze na obiad kurczaka.
- Zadowolony jesteś? - zapytała po prostu.
Było w jej głosie coś szczególnego, coś, co sprawiło, że
przyjrzał jej się uważnie. Kosmyki włosów opadły jej na
czoło, na nosie miała drobne krople potu.
- Tak, ale to ty powinnaś odpowiedzieć na to pytanie.
Dom jest twój.
- Nie - powiedziała bardzo smutnym głosem. - Wcale
nie jest mój, należy do ciebie. Ja tylko podpisuję czeki.
- Sydney...
- No nic - nie dała mu zacząć zdania - zobaczyłam
wystarczająco dużo, żeby wiedzieć, że wszystko jest w ab
solutnym porządku. - Szybkim krokiem przebyła kilka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]