[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wyrzucisz ją za burtę, czy ja mam to zrobić? - zapytał głośnym szeptem,
spoglądając na matkę.
- O czym mówicie? - zaciekawiła się starsza pani. - Chyba nie zamierzacie teraz
uciec ode mnie i w tajemnicy wziąć ślub? Jeśli przyjdzie wam do głowy wykraść się z
miasta w środku nocy z jedną walizką, przyrzekam, że pozostanę na ranczu dopóty,
dopóki nie dorobicie się pierwszego dziecka. A może nawet i dłużej.
- Mielibyśmy uciekać? Coś takiego w ogóle nie przyszło nam do głowy -
obruszył się Sam. - A ponadto zbyt osłabłem z głodu, żeby nieść walizkę. Ledwie dam
radę zjeść stek.
Bezskutecznie usiłował skupić uwagę Enid na karcie potraw. I ten właśnie
moment wybrała Emily, żeby wtrącić swoje trzy grosze. Spojrzała na Sama.
- Jeśli masz słabe mięśnie, powinieneś jadać ostrygi - oświadczyła z powagą. -
Są doskonałe na po-ten-cję.
Oczy Marilou najpierw rozszerzyły się ze zdumienia, a po chwili dziewczyna
wybuchnęła gromkim śmiechem. Ginger miała ochotę zapaść się pod ziemię lub
przynajmniej wczołgać pod stół. Nawet Enid wydawała się lekko speszona. Szybko
jednak w jej oczach pojawiły się figlarne błyski.
- 69 -
S
R
- Tylko tego mi trzeba - wymamrotał rozbawiony Sam - żeby jeszcze jedna
kobieta martwiła się o moją potencję. - Sięgnął ponad stołem i czułym gestem
zwichrzył fryzurkę Emily. Dziewczynka odwzajemniła mu się uśmiechem.
Marilou odeszła wreszcie od stolika. Ginger studiowała menu, gdy nagle z ust
Enid padło pod jej adresem zaskakujące pytanie:
- Jak długo znasz Sama?
- Od soboty - wyrwało się Emily.
- Tak, była to sobota, kiedy wybraliśmy się na ryby. Pamiętny dzień -
powiedziała szybko Ginger.
- Nigdy nie zapomnę tuńczyka, którego złapała na wędkę - dodał Sam, rzucając
Ginger rozbawione spojrzenie.
- Złapałam nie tuńczyka, lecz kilka zębaczy - sprostowała fikcyjna narzeczona.
- Co najmniej pięć.
- A ja byłam przekonana, że były to samogłowy - odezwała się Enid. Jak widać,
wspaniale dopisywała jej pamięć.
Ginger wpadła w panikę.
- Masz rację. Okonie i zębacze - przyznała. - Trzy sztuki i dwie.
Było jej gorąco. Na górnej wardze poczuła nagle pot. Nie miała pojęcia, że
kłamanie to aż taki wysiłek.
- Czasami Ginger nie zna nazw ryb, ale wędkuje świetnie - wtrącił Sam. -
Mamo, namówię ją, żeby zabrała cię nad staw.
Ginger kopnęła go pod stołem. Rozbawiony, ścisnął ją za rękę.
- O, nie, dziękuję. Nie znoszę żywych ryb tak samo jak krów. - Enid stuknęła
palcem w kartę potraw. - Zamawiam żeberka. Tylko w takiej postaci lubię zwierzęta.
Starsza pani zaczęła rozwodzić się nad swoją awersją do różnych stworzeń.
Zwykle Sama denerwowały te opowiadania, ale dziś, o dziwo, opowiadanie matki
znosił całkiem niezle. Nagle uprzytomnił sobie, że to wyłącznie zasługa Ginger.
Kiedy zaczęła fantazjować na temat złapanych ryb, ledwie powstrzymał się od
głośnego parsknięcia śmiechem. Od lat nie bawił się tak dobrze jak dzisiejszego
wieczoru.
- 70 -
S
R
Nie powinien do tego się przyzwyczajać, bo kiedy tylko matka odleci na
Hawaje, on i Ginger wrócą do normalnego życia. Każde z nich pójdzie swoją drogą.
Tak jak to zaplanował.
Nagle Enid zapytała Ginger o to, gdzie przedtem mieszkała.
- Jeannie mi wspominała, że obie z Emily przyjechałyście z St. Louis. Czy to
prawda?
Ginger przełknęła kęs ryby i skinęła głową.
- Tam się wychowałam.
- Naprawdę? - zdziwiła się Enid. - Dlaczego, na litość boską, opuściłaś tak
przyzwoite miasto?
- Z całkiem zwyczajnego powodu - odparła z uśmiechem Ginger. - Chciałam
uciec jak najdalej od miejskiego hałasu.
- Dlaczego? - Enid nie była w stanie tego pojąć. Do rozmowy wtrącił się Sam.
- Mamo, wierz mi, nie każdy przepada za mieszkaniem w wieżowcach z
betonu.
- Uważasz, że krowie łajno i gorączka sienna mają swoje uroki? - odcięła się
jego matka, zanim znów zadała pytanie Ginger.
- Twój mąż też pochodził z St. Louis?
Clay! Nagle Ginger uprzytomniła sobie, że ostatnie wydarzenia wymazały z jej
pamięci obraz zmarłego męża.
- Jego rodzina nadal tam mieszka. A ja i Emily jesteśmy zadowolone z
przeprowadzki. Nic nie jest w stanie zastąpić niezwykłej atmosfery małego
miasteczka.
Jakby na potwierdzenie tych słów zjawiła się Marilou. Z namaszczeniem niosła
mały tort z jedną płonącą świeczką.
- Przepraszam, ale nie znamy specjalnej piosenki dla narzeczonych - oznajmiła i
po chwili wraz z trzema innymi kelnerkami na melodię Happy Birthday" zaśpiewała
Szczęśliwych zaręczyn życzymy wam, drodzy narzeczeni".
Ginger dmuchnęła i zgasiła świeczkę. Miejsce Claya zajęła w jej umyśle twarz
Sama. Na dobre.
- Za bardzo mnie pasiecie - poskarżyła się Enid, gdy opuszczali Barkę".
- 71 -
S
R
- Nie musisz tyle jeść. Nikt nie przykłada ci do głowy widelca - zażartował
Sam.
- A wszystko dlatego, że Ginger tak wspaniale gotuje i ta restauracja serwuje
dobre jedzenie. Chyba pęknę, jeśli dalej tak będziecie mnie tuczyć.
Ginger zapewniła starszą panią, że na najbliższą kolację przygotuje dla niej
wyłącznie lekką sałatkę.
%7łeby zrzucić trochę kalorii, Sam zaproponował spacer wzdłuż rzeki. Zbliżając
się do miejskiego parku, usłyszeli dzwięki muzyki dochodzące z pobliskiego parkietu.
- Zapomniałem, że dziś piątek - odezwał się Sam. - W te dni wieczorami gra
tutaj miejska orkiestra.
- To chyba polka - westchnęła Enid. - Jak myślisz, czy potrafią zagrać sambę?
Słowa matki rozśmieszyły Sama.
- Nasza orkiestra składa się z trzech miejscowych dentystów i jednego
emerytowanego proktologa. Ich szczyt umiejętności to walce.
- Lubię tańczyć - wyznała Emily.
- Wobec tego będę musiał poprosić cię do pierwszego tańca - oświadczył Sam.
Jak powiedział, tak zrobił. Matkę i Ginger usadowił na ławce w pobliżu rzeki, a
sam poprowadził Emily na parkiet. Właśnie kończył się walc i zaczynała polka.
Ku zaskoczeniu Ginger, mimo że duży i ciężki, Sam tańczył lekko i dobrze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]