[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odpowiadał na własne
pytania, że mogłam się nie fatygować. To też słuchając jego
wyroków na całą
młodą Polskę, którą, jak mi się zdaje, znał jedynie z
genialnych krytyk
warszawskich, mogłam swobodnie obserwować towarzystwo.
Było dość cicho w salonie, gdyż wszyscy bvli zajęci grą.
Tylko w przerwach
pomiędzy jednym a drugim tourem śmiano się trochę z
dowcipów starannie
produkowanych przez zabawiających panie młodzieńców;
odpowiadano na nie
uśmiechami, półsłówkami, i wracano do gry.
Pań grających było trzy. Jedna z nich zwłaszcza zwróciła moją
uwagę. Była to
wysmukła, nadzwyczaj wysoka i płaska blondynka, o białej
jak opłatek twarzy,
otoczonej pasmami lnianych włosów. Oczy miała zwykle
spuszczone i powiekami
skromnie nakryte, tylko czasem te powieki podnosiły się
zwolna, leniwie i
odsłaniały oczy blado niebieskie, wielkimi cieniami
podkrążone. Twarz to była
martwa, zupełnie pozbawiona wyrazu, zamknięta jakaś i
wyjątkowo nic nie mówiąca.
Zaciekawiała jednak, nęcąc oko kolorytem bladego pastelu,
wyblakłą barwą i
wiotką linią starego obrazu włoskiego. Podobieństwo to
potęgowało jeszcze
uczesanie nadzwyczaj sztuczne, kopiowane z Botticellego czy
z Ghirlandaia i
szata lekka, wzorzysta, przetykana jedwabiami i złotem, która
spadała odważnie z
obnażonych, bardzo chudych ramion.
 Kto jest ta blondynka?  spytałam znienaćka
SÅ‚awomirskiego, przecinajÄ…c mu
wpół wykład o Wyspiańskim.
On się zmieszał, bo był już rozpędzony w tym kierunku, lecz
połapał się prędko i
odparł:  To pani jej nie zna? To pani Harszynowa, z domu
hrabianka
Ropczycówna...  dodał znacząco.
 Hrabianka Ropczycówna...  zaczęłam przypominać. 
A, wiem! Więc to dawna
narzeczona Mika?
 Tak, pani. Cóż, jakże się pani podoba?
 Bardzo oryginalna powierzchowność  rzekłam,
wpatrując się coraz uważniej. 
Ale wydaje mi siÄ™ sztuczna. Ona kogoÅ› kopiuje...
 Tak, ona pozuje na quatrocento. Ale z tem jej do twarzy.
Dawniej, gdy siÄ™
mniej stroiła i czesała się zwyczajnie, to nie była wcale ładna.
Nawet dziwiono
się ogólnie panu Michałowi... bo ostatecznie nie było w czem
się tak kochać!
 No, proszę pana, miłość jest ślepa.
 W każdym razie teraz można mu śmiało winszować, że to
małżeństwo z hrabianką
Ropczycówną się zerwało...
 Czy mam to wziąć za komplement? Jeśli tak, dziękuję.  I
pomyślałam w duchu:
«No, jeÅ›li tylko przez porównanie z tÄ… lafiryndÄ… zyskujÄ™, to
jeszcze nie wielki
honor. Ona być musi głupia, biedactwo, jak stołowe nogi.
Ale Sławomirski tłómaczył, że pani Harszynowa jest ciężką
żoną. Z tą swoją
Å‚agodnÄ… i dziewiczÄ… minÄ… zrobi zawsze wszystko, co zechce, a
chce tylko jednego
flirtu. Biedny Harszyn!
 Kogo to pan Sławomirski ogaduje?  spytała hrabina
Lucy, zbliżając się znowu
do nas.  Niech siÄ™ pani jego wystrzega, pani Hanno! C'est
une méchante langue!
Ale dość tego, proszę na kolacyę.
Do kolacyi poprowadził mnie hrabia Józef,
brat pana domu i przez cały czas mówił mi o przyszłości
miasta X. i o
kolosalnych interesach, jakie tu robić można. Mówił, że
zakłada właśnie wielką
spółkę garbarską, skupować mają skóry z całego kraju, odjąć
ten handel z rÄ…k
wyzyskiwaczy i wyprawiać i na cały kraj znowu wyprawione
rozsyłać. To jest
interes wspaniały. W pierwszym roku gwarantuje już
procentów, a potem...
nieobliczalne zyski! I co za prawdziwie obywatelska i
patryotyczna działalność!
Wszystkich ludzi dobrej woli radby połączyć w tej sprawie.
Słuchałam, czasem coś przemówiłam. Ale oczy moje
wędrowały dokoła i wyznać
muszę, iż się najczęściej zatrzymywały na Harszynowej.
Siedziała obok Mika. Jego
twarz zasłaniał mi stojący na stole pęk chryzantym, tak że ją
tylko widziałam.
Zledziłam jej ruchy powolne, omdlewające, jej wejrzenia
przeciągłe z pod
nabrzmiałych i ciężko spadających, jakby sennych powiek, jej
matowe oczy o
bladym kolorycie porcelany, jej białą twarz, na której usta się
ledwie odcinały
nikłą linijką, jej odsłoniętą pierś, z której się zsuwał bogaty
stanik. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl