[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powinien podpisać zgodę na operację. Mack wysłał ją faksem, więc gdyby ktoś cię pytał,
jesteśmy twoimi kuzynami.
- Pewnie znalezli w mojej torbie jego wizytówkę...
- Pamiętasz w ogóle, co się stało? - Vivian zapytała z wahaniem.
- Tak. Zobaczyłam dwóch nastolatków okładających się pięściami na boisku do
koszykówki. Postanowiłam ich rozdzielić. Jeden z nich miał nóż i weszłam mu w drogę
akurat w chwili, kiedy wyjmował go z kieszeni. - Pokręciła głową. - I tak miałam szczęście,
że kosztowało mnie to kawałek płuca, a nie życie.
- Następnym razem zadzwoń na policję. Do nich należy pilnowanie porządku i
potrafią to świetnie robić.
- Następnym razem, jeśli taki się zdarzy, na pewno zadzwonię. - Natalie chwyciła
Vivian za rękę. - Dziękuję, że przyjechaliście.... To taki kawał drogi. Po tym, co między nami
zaszło, nigdy bym się tego po was nie spodziewała. Szczególnie po Macku.
- Kiedy chłopcy dowiedzieli się o wypadku, natychmiast powiedzieli, że należysz do
naszej rodziny. I to jest święta prawda. Czy to ci się podoba, czy nie.
- Bardzo mi się podoba. Cieszę się, że dalej jesteśmy przyjaciółkami - powiedziała
drżącym głosem.
- Och, Nat! - Vivian pochyliła się i uścisnęła Natalie najdelikatniej jak mogła. -
Przepraszam cię! Przysięgam, że już nigdy nie będę taka podła!
Natalie objęła przyjaciółkę sprawną ręką, i nagle kojące łzy popłynęły jej z oczu.
Vivian wyjęła z torebki dwie chusteczki, jedną podała Natalie, i kiedy obie wytarły
mokre policzki, wybuchnęły śmiechem.
- Mack też ma cię za co przepraszać. Myślę, że skorzysta z okazji. Ale to będzie dla
niego bardzo trudne, więc spróbuj mu to jakoś ułatwić, jeśli możesz...
- On zle wygląda.
- Nic dziwnego. Od kilku tygodni robi wszystko, żeby zaharować się na śmierć. Nawet
nie będę ci mówiła, jak trudno z nim wytrzymać.
- To raczej normalne.
- Jest gorzej niż kiedykolwiek. Jeśli nie wierzysz, spróbuj zerknąć na korytarz, kiedy
wróci. Zobaczysz spanikowany personel szpitala, uciekający na jego widok, gdzie pieprz
rośnie. Szkoda, że armia się na nim nie poznała. Byłby świetnym generałem.
- Czy Glenna... też przyjechała do Dallas?
- Nie widział się z nią ani razu po twoim wyjezdzie. I nawet nie wspomina jej imienia.
Natalie nic nie powiedziała. Była pewna, że Mack przyjechał do niej z poczucia winy,
chociaż nie miał powodu czuć się winnym. Wyciągnął fałszywe wnioski i oskarżył ją o coś,
czego nie zrobiła, ale to nie on pchnął ją nożem. Nie miał na to żadnego wpływu. Sama, z
czystej głupoty, naraziła się na niebezpieczeństwo. Coś takiego mogło wydarzyć się wszę-
dzie. Zmęczona rozmową, położyła się i zamknęła oczy.
Mack wrócił z braćmi po lunchu. Wszyscy trzej mieli wypoczęte twarze. Wyglądało
na to, że skorzystali z możliwości przespania się w prawdziwych łóżkach.
Chłopcy posiedzieli przy Natalie tylko kilka minut i wyszli pospacerować po mieście.
Vivian postanowiła zjeść lunch w szpitalnej kawiarni.
- Wyglądasz lepiej. - Mack usiadł przy łóżku Natalie i ujął ją za rękę. - Jak się
czujesz?
- Jak stratowana przez stado byków. - Nigdy jeszcze nie czuła się z nim tak nieswojo.
Nie przychodziło jej do głowy nic, co chciałaby mu powiedzieć.
- Lekarz mówi, że w piątek możesz stąd wyjść. Uważa, że nie ma przeciwwskazań,
żebym cię zabrał do domu learjetem.
- Learjetem?
- Przylecieliśmy wyczarterowanym samolotem. Piloci zatrzymali się w tym samym
hotelu i będą czekać dotąd, aż będziemy gotowi wszyscy razem wrócić.
- To musi kosztować fortunę... - Natalie otworzyła szeroko oczy.
- Na biednego nie trafiło - zaśmiał się Mack. - Moje interesy kwitną.
- Ja mam tutaj mieszkanie... - zaczęła mówić, nie patrząc mu w oczy.
- Miałaś tutaj mieszkanie.
- Słucham?
- Powiedziałem właścicielce mieszkania, że nie wrócisz. Spakowałem twoje rzeczy,
ostrożnie, i nadałem je na bagaż. Odebrałem też twoją pocztę i załatwiłem to, że cała
korespondencja będzie przesyłana na nasz domowy adres.
- Mack, coś ty zrobił? Ja mam tu pracę!
- Och tak! Rozmawiałem też z dyrektorem szkoły. Przykro mu, że cię straci, ale biorąc
pod uwagę przypuszczalny czas twojej rekonwalescencji, zmuszony jest znalezć kogoś na
twoje miejsce. Możesz jeszcze raz złożyć aplikację, jeśli będziesz chciała tu wrócić. Ale
sądzę, że nie będziesz chciała.
- Oczywiście, że będę chciała wrócić! Nie masz prawa mi tego robić!
- Już to zrobiłem, Nat - powiedział spokojnie. - I jeśli przemyślisz to dokładnie,
zgodzisz się, że było to jedyne, co mogłem zrobić. To, że zostaniesz tutaj sama, w ogóle nie
wchodzi w grę i nie wchodziłoby nawet wtedy, gdybym cię nienawidził.
- Kiedy wyjeżdżałam, myślałam, że mnie nienawidzisz.
- Wiem. Viv ma rację, że nauczyłem się wyciągać bzdurne wnioski. - Pochylił się nad
Natalie i zmusił ją, żeby spojrzała mu w twarz. - Ale jest wiele innych rzeczy, których
wolałbym nauczyć ciebie.
- Na przykład? - wyszeptała.
- Obiecałem ci to kiedyś... - Musnął wargami jej usta. - Nie pamiętasz, Natalie?
ROZDZIAA DZIESITY
[ Pobierz całość w formacie PDF ]