[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zamrugałam, kiedy zamazał mi się widok.
Sam zadzwonił do Treva przez komórkę.
- Spotkaj się z nami w sekcji z żywnością. Są tutaj.- rozłączył się i wsunął
telefon do kieszeni marynarki.
Szybko zostaliśmy wciągnięci w ruszający się tłum. Im bliżej podchodziliśmy
do sklepu z żywnością, tym bardziej miałam nadzieje że zgubiliśmy agentów. Jeśli był
tu tylko jeden lub dwóch, mogło to być niemal niemożliwe dla nich, aby nas dostrzec.
Kiedy jednak zawróciliśmy do strefy zabawy dla dzieci, zamarłam na widok
znajomej osoby, w granatowej prasowanej marynarce i bezsensownym wyrazem
twarzy.
- Sam.- pociągnęłam go z powrotem.
Mężczyzna spojrzał w górę i zatrzymał swoje oczy na mnie.
Riley nas znalazł.
Tłumaczenie: DziejeSie
Korekta: Joas86
Rozdział 18
- Zatrzymać ich!- krzyczał Riley.
Polecenie miało odwrotny skutek. Tłum rozstąpił się. Ludzie przyciskali się
witryn, okien i ścian, jakbyśmy byli czymś zarażeni. Krzyki i wstrzymywane oddechy
zabrzmiały wokół nas. Drugi agent podążył w naszym kierunku, wyciągając pistolet.
Sam rzucił się w lewo. Gapie zgromadzeni w sekcji medialnej centrum
nagrywali komórkami naszą ucieczkę. Drzwi zatrzasnęły się za sklepem ze świecami.
Wpadliśmy do sklepu odzieżowego. Potknęłam się o krawędz wieszaków,
przewracając je. Koszulki rozsypały się wszędzie. Straciłam tępo. Agent, którego nie
rozpoznawałam, wycelował we mnie pistolet. Z zaciśniętymi zębami i wargami
umieścił palec na spuście.. Ręka Sama zacisnęła się na moim nadgarstku i pociągnęła
mnie mocniej. Pobiegliśmy. Lewo. Prawo. Krążąc pomiędzy wieszakami, wokół ludzi,
sapiących, krzyczących.
Moje kolana były zdrętwiałe, czułam się, jakbym biegła na resztkach adrenaliny
i niczym więcej.
Sam skierował nas do pokoju na zapleczu, kierując się do drzwi wyjścia
awaryjnego. Włączył się przenikliwy alarm za nami. Zwiatło dnia na chwilę mnie
oślepiło. Wyszliśmy na alejkę otoczoną kubłami na śmieci i zniszczonymi towarami.
Już zmierzaliśmy do parkingu, kiedy pistolet kliknął i Riley odciął nam drogę.
- Spowodowaliście wiele kłopotów.- powiedział, dysząc, a jego partner wyleciał
przez wyjście.
Wiedziałam, że Sam ma ukryty pistolet pod nowym płaszczem, ale nie sięgnął
jeszcze po niego, a ja zastanawiałam się, czy zachwycał się ideą zaatakowania Rileya
gołymi rękami.
- Ręce za plecy.- nakazał Riley, wskazując bronią na mnie.- Albo ją zastrzelę.
Sam zasłonił mnie sobą.
- Będziesz najpierw musiał zająć się mną.
Przełknęłam świeże powietrze, starając się schłodzić pieczenie w płucach,
rozluznić skręcanie w środku.
- Dobra.- powiedział Riley, kiedy skierował pistolet na Sama. Sam rzucił się w
kierunku Rileya, wyrzucając stopę, która wygięła kolano Rileya w nienaturalny
sposób. Coś pękło. Riley krzyknął, kiedy Sam owinął rękę wokół jego pistoletu, a
drugą wokół nadgarstka.
Drugi agent zaczął zmierzać w moją stronę.
Rozejrzałam się po alei w poszukiwaniu broni. Kilka kartonów było
położonych na dole i ułożonych przed jednym ze sklepów. W pobliżu śmietnika
wznosiły się skrzynie. Połamane kosze ogrodowe leżały na boku z tyłu domu
towarowego. To była najbliższa broń, do której mogłam się dostać.
***
Pobiegłam, w zbyt szybkim tempie i wpadłam w poślizg na skalistym betonie,
kiedy próbowałam się zatrzymać. Wylądowałam na jednej nodze, przesuwając się po
ziemi, żwir gryzł mnie przez materiał dżinsów. Sięgnęłam do leżącego kosza,
zgarniając kawałek złamanego gipsu.
Mężczyzna złapał mnie za kostkę, szarpiąc mnie. Riley warknął gdzieś za nami.
Zakołysałam się na swojej wolnej ręce i kopnęłam go drugą nogą, trafiając go w nerki.
Zgiął się. Zerwałam się na równe nogi i zamachnęłam się kawałkiem urny w tył jego
głowy. Ciało pękło i krew zabulgotała jak woda zródlana, kiedy upadł na ziemię.
Sam zacisnął Rileya na haku. Ten poleciał do tyłu, uderzając w śmietniki. Sam
był natychmiast ponownie przy nim. Chwycił garść jego włosów lewą ręką i uderzył
go prawą.
Riley zwiotczał. Sam wycelował w niego pistolet.
- Nie! Nie rób tego! Proszę.
Sam spojrzał przez ramię.
- Anna.- powiedział, a jego głos brzmiał jak rozdrażnione westchnienie.
- Proszę.
- Dlaczego?
- Nie wiem.- znałam Rileya osobiście, i mimo że był gotowy odebrać mi życie,
nie byłam pewna, czy ja byłam gotowa do przekroczenia tej granicy.- Proszę.-
powiedziałam raz jeszcze.- Nie rób tego.
Sam opuścił pistolet.
- Sprawdz go.- skinął na człowieka za mną.- ID. Klucze. Broń.
Sprawdziłam kieszenie mężczyzny, obserwując wznoszenie się i opadanie jego
klatki piersiowej. Znalazłam portfel, zestaw plastikowych zapinek i klucze. Podałam
wszystko Samowi. Zabrał wszystkie rzeczy Rileya i wrzucił je do pobliskiego kosza
na śmieci.
Przebiegliśmy do frontowej części i Sam zwolnił, kiedy zadzwonił do innych.
- Wszystko u was w porządku, chłopaki? Musieliśmy się wycofać.- urwał.-
Spotkajmy się w samochodzie.
Do mnie powiedział:
- Wszystko w porządku? Możesz iść?
Skinęłam głową, choć to była ostatnia rzecz, jaką chciałam zrobić. Nie byłam
tak zdecydowana jak Sam. Nie mogłam walczyć z ludzmi, których znałam, którym
myślałam że ufam a potem po prostu odejść. Nie mogłam pogrzebać wszystkiego i
udawać, że wszystko było w porządku. Riley celował we mnie z broni. Czy Connor
zrobiłby to samo? A Tata? Co on by zrobił, gdyby tu był?
- Tak.- powiedziałam. Ponieważ to był Sam. Chciałam udowodnić, że potrafię
stanąć obok niego, kiedy sprawy zle się mają.
Kiedy przeszliśmy przed księgarnią, szary samochód zapiszczał na parkingu.
Guma zapiszczała na chodniku, kiedy samochód skręcił w naszą stronę.
- Czy to....
- Idz!- Sam pchnął mnie w kierunku jeepa.
Szary sedan skręcił w lewo, równolegle do nas ścigając nas przez parking.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]