[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bujnie nigdy nie kwitły!
Halo, Tadeusz powitał go Karol. Smuga zbliżał się ku niemu z różą w dłoni,
wciągając na usta uśmiech powitalny. Szedł powoli, a myśl, że będzie musiał zaraz
dotknąć rÄ™ki tego znienawidzonego faceta, byÅ‚a mu wstrÄ™tna, wiÄ™c chcÄ…c unik¬nąć
tego gestu, wyciągnął ku Borowskiemu różę.
Borowski cofnął się gwałtownie. Zbladł pod opalenizną.
Co to ma znaczyć, do cholery?
ZgÅ‚upiaÅ‚, czy co? pomyÅ›laÅ‚ skonsternowany zachowa¬nym Borowskiego Smuga.
T7 > t0 ma znaczyć, pytam?! z grozbą w głosie powtó-'^yt Borowski.
Karol... Krystyna łagodząco dotknęła ramienia Bo rowskiego, lecz ten
odepchnÄ…Å‚ jÄ… z furiÄ….
Skąd masz tę różę? doskoczył do Smugi, uchwycił g0 za klapy marynarki,
zajrzał mu w oczy i Smuga zobaczył nad sobą rozszerzone zrenice Borowskiego.
Wariat pomyślał.
Z twojego własnego ogrodu. Nie poznajesz?
Ruch rÄ™ki Karola byÅ‚ szybki, prawie niezauważalny. Wy¬rwana brutalnie róża
przeorała kolcami boleśnie, do krwi dłoń Smugi.
Zwariowałeś? ale róża już szybowała ponad tarasem i spadała daleko w
ogród.
Nie znoszę. Nie pozwalam nikomu zrywać moich róż. Nie po to je hoduję, aby
jakiÅ› baÅ‚wan mi je niszczyÅ‚ wyrzu¬ciÅ‚ Borowski przez zaciÅ›niÄ™te zÄ™by.
Krystyna podeszła do męża, ujęła go pod ramię.
Powitanie, jakie nam zgotowaÅ‚eÅ›, nie należaÅ‚o do przy¬jemnych. Widocznie
przyszliśmy nie w porę. Albo czujesz się nie najlepiej, albo twoje małżeństwo
zmieniło cię tak dalece, że my twojego zachowania nie zamierzamy tolerować.
Smuga spojrzał na żonę z wdzięcznością. Krystyna okazała mu lojalność, którą być
może spowodowały wyrzuty sumienia, jednak przyjemnie słyszeć żonę gromiącą
swojego kochanka. Biedna. Tak wiele znaczyÅ‚a dla niej ta wizyta, czekaÅ‚a tak dÅ‚u¬go,
aby zobaczyć Karola. Cóż i tak przy jego młodziutkiej żonie nie ma teraz żadnych
szans.
To moja wina powiedziaÅ‚ poÅ›piesznie Smuga za¬chowaÅ‚em siÄ™
idiotycznie. Wybacz, Karol. Nie wiedziałem, ze jesteś aż tak przewrażliwiony na
punkcie swoich róż.
Nie, to moja wina, wybaczcie, ale rzeczywiÅ›cie nie czu¬jÄ™ siÄ™ dobrze. Od rana
boli mnie głowa z wymuszonym uśmiechem, wciąż bardzo blady, usprawiedliwiał
się BoroW ski. Nie wiem, dlaczego tak się zdenerwowałem.
Ucałował Krystynę w rękę.
Nie gniewaj się, kochana. Wiesz, ile przyjazni żywię dla " h' i twojego męża.
Jesteście moimi jedynymi przyjaciółmi. 016 róbowanymi od lat. Zapraszam do
salonu. Drink dobrze !am wszystkim zrobi.
Przez szeroko otwarte, francuskie okna weszli do holu. Smuga w wysokim lustrze
zobaczył siebie, drepczącego obok Borowskiego, który odzyskał równowagę i
żartowaÅ‚ już nie¬frasobliwie. ObjÄ…Å‚ KrystynÄ™ ramieniem. Smudze znowu
gwaÅ‚¬townie podskoczyÅ‚o ciÅ›nienie.
Boze _ pomyÅ›laÅ‚ nic dziwnego w tym, że Krystyna za¬kochaÅ‚a siÄ™ bez pamiÄ™ci w
Karolu. On jest przystojnym face¬tem. A ja?
Raz jeszcze spojrzał w lustro: niski, na krótkich nogach, z wydatnym brzuszkiem,
Å‚ysiejÄ…cy brzydal.
Dobry Boże, a jeśli ona mnie nigdy nie kochała?
Gdzie siÄ™ podziewa twoja Ewa? Å›wiergotaÅ‚a Krysty¬na. To niegrzecznie,
że nie wita swoich gości.
Robi się na bóstwo roześmiał się Borowski. Pchnął drzwi do salonu,
wielkiego pokoju z kominkiem, ze ścianami wykładanymi modrzewiową boazerią.
GÅ‚Ä™bokie fotele z miÄ™k¬kiej skóry, puszysty dywan, tkany na zamówienie u znanego
plastyka. Wszystko w tej willi było kosztowne, luksusowe.
A ja pomyślał Smuga od piętnastu lat mieszkam z żoną w dwupokojowym
mieszkanku blokowym, cieszÄ…c siÄ™ ze skÄ…¬pego nadmetrażu, jaki przysÅ‚uguje
pracownikowi naukowe¬mu. Mnie, doktora habilitowanego, wciąż nie stać na kupno
samochodu. Meble na raty. Telewizor na raty...
Siadajcie, siadajcie zaprosił Borowski. Komu dżin z tomkiem,
wermutem i cytrynkÄ…? Komu lampeczkÄ™ koniacz-
Salon łączyły z sąsiednim, stołowym pokojem rozsuwane, one drzwi. W tej chwili
szeroko otwarte ukazywały stół nakryty na cztery osoby.
Nikogo poza nami się nie spodziewasz? zdziwiła się Krystyna.
Moje życie towarzyskie skoÅ„czyÅ‚o siÄ™ w momencie dy¬misji mruknÄ…Å‚
Borowski. Szeregi przyjaciół wykruszyły się natychmiast. Składają teraz oferty
dozgonnej przyjazni no¬wemu wÅ‚adcy instytutu. UmarÅ‚ król, niech żyje król. A wiÄ™c
zdrowie króla!
Którego spytał Smuga.
Ach, czy to ważne? Za zdetronizowanego wypijesz?
Mnie wszystko jedno odparł Smuga.
Oczywiście, szara eminencjo. Smuga gwałtownie odstawił szklaneczkę z
dżinem.
Co mi insynuujesz, Karol?
Doskonale wiesz. Ja też wiem, komu zawdziÄ™czam pod¬Å‚ożonÄ… mi Å›winiÄ™.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]