[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słyszałam, że wiem, co chce mi powiedzieć.
Obejrzał się na drzwi, a potem znowu zwrócił się do mnie i spojrzał w oczy. Dostrzegłam
jasny błysk w jego zrenicach. Miał plan. Zaczął mówić cicho i tak szybko, że ledwie go
rozumiałam.
 Chciałbym, abyśmy trzymali się od siebie z daleka, przynajmniej na razie, przynajmniej
tutaj. Oszczędzajmy słowa i gesty. Ale będziemy się spotykać. Będziemy, obiecuję ci. Kiedy
tylko będzie taka możliwość, umówimy się gdzieś na mieście. Alex nie musi przecież nic o tym
wiedzieć. Poza tym...
Uciszyłam go gestem dłoni. Musiałam zaczekać chwilę, zanim wszystkie jego słowa
dotarły do mojego mózgu.
Mogłam zrobić teraz tylko dwie rzeczy: przyznać się lub nie. Jeśli tego nie zrobię, za
kilka dni będę musiała zniknąć. A chciałam być z Danielem, naprawdę chciałam. Jeśli
przyznałabym się, że jestem sevilem, Vincent zniszczyłby mnie. Na swój sposób jest to dla nas
jak śmierć.
 Dobrze  wykrztusiłam tylko i przysunęłam się bliżej niego.  Obiecaj mi coś.
 Co tylko zechcesz, najdroższa  szepnął ledwie słyszalnie i delikatnie mnie pocałował.
Odwzajemniłam ten gest.
 Skończ już z tymi badaniami.
Otworzył szeroko oczy.
 Co? Ale dlaczego? Przecież sama chciałaś, żebyśmy...
 Wiem, wiem.  Odgarnęłam włosy z czoła.  Ale tylko o to cię proszę. Będziemy się
przecież spotykać. Ale błagam, nie kontynuuj już tych doświadczeń. Zostaw te dziwne stwory
w spokoju. Jeśli w ogóle istnieją. Proszę, zaufaj mi  dodałam przez ściśnięte gardło.
Patrzył na mnie chwilę. Uśmiechnął się blado i ponownie pocałował.
 Dobrze  powiedział. Nie usłyszałam w jego głosie gniewu ani smutku.  Co tylko
zechcesz. Pójdę zniszczyć notatki.
Wstał i wyszedł.
Zamarłam w takiej pozycji, w jakiej mnie zostawił: siedzącą na miękkich poduszkach, ze
złączonymi kolanami i dłonią na udzie. Czułam się podle. Podle i strasznie. Zauważyłam, że
w drugiej ręce cały czas ściskam Błyskawicę Mroku.
Podświadomie czułam, że to, co zrobiłam, jest najlepszym rozwiązaniem spośród
wszystkich, które, jak by nie patrzeć, i tak były złe. Vincent musi się na to zgodzić, bo już
ułożyłam sobie w głowie plan idealny i nie zamierzałam go zmieniać.
Wrócę do siebie i poproszę Vincenta, żeby mnie wypuścił. I nie chodzi mi
o wypuszczenie z sypialni, która na moje nieszczęście znajdowała się tuż przy sali tronowej.
Chodzi mi o uwolnienie z tamtego świata i zrobienie ze mnie prawdziwego człowieka. On to
naprawdę potrafi. Może wrzucić sevila do świata rzeczywistego, ludzkiego na stałe. Co prawda,
nie mogłabym już nigdy wrócić do siebie, ale to dla mnie żadna strata, nie byłoby mi nawet
przykro. Tu czuję się lepiej. A Daniel przecież już nigdy nie będzie kontynuował badań, obiecał
to. Wymiar sevilów byłby bezpieczny.
Niestety, przez następny tydzień nie miałam czasu, by skontaktować się z Vincentem.
Przeważnie siedziałam z Danielem w laboratorium. Nie pozwoliłam mu już na śledzenie
 stworów z innej planety , ale chłopak był tym wszystkim tak zaaferowany, że nie umiał żyć bez
ciągłych badań.
Tak, zakochałam się w chorym psychicznie człowieku.
Nie chciałam się ujawniać, więc wciąż musiałam zbierać jego podpisy w dzienniczku.
Pracowaliśmy jedynie nad drobnymi maszynami ułatwiającymi życie ludziom, np. nad czymś, co
przypominało psa, który przynosi kapcie i gazetę. Cokolwiek, byle coś robić.
Spędzałam tak większość czasu. Chwilami uśmiechaliśmy się do siebie i staliśmy na tyle
blisko, na ile było to możliwe i nie wzbudzało podejrzeń.
Po zakończeniu pracy nad danym obiektem spotykaliśmy się na mieście, gdzie nie
musieliśmy się już tak kryć. W restauracjach uczył mnie poprawnie wciągać spaghetti i wycierał
umorusane policzki, a kiedy był zdziwiony, że w moim rodzinnym kraju nie jada się takich
rzeczy, nawet nie spytał, skąd tak naprawdę jestem. Dziękowałam za to w duchu.
 Zobaczysz  zagadnął kiedyś, wręczając mi srebrną bransoletkę.  Polubi cię. Alex już
taka jest, ale się przyzwyczai.
Pokręciłam dłonią, by małe zawieszki cicho zabrzęczały. Bransoleta była nieco za duża,
więc okręciłam ją na nadgarstku dwa razy. Na płaskich serduszkach, wiszących obok siebie,
wygrawerowane były dwie litery: S i D. Selena i Daniel.
 Nigdy jej nie zdejmę  przyrzekłam.
Ale co do siostry miał rację. Ciężko było mi wytrzymać napiętą atmosferę w domu,
miałam wrażenie zastoju powietrza. Słyszałam, jak często dopytywała, kiedy zakończą się moje
praktyki. Z utęsknieniem oczekiwała tego dnia i codziennie błagalnie spoglądała na kalendarz.
Nakryłam ją też na tym, że zaglądała do mojego dzienniczka, by sprawdzić, ile pustych miejsc
jeszcze zostało.
Tylko kilka.
Pewnego dnia chciałam zrobić im obojgu przyjemność. Sałatka. Ludzie jedli takie coś,
nawet w restauracjach. Więc i ja postanowiłam spróbować. Zakradłam się do małej kuchni
i wyjęłam wszystkie potrzebne owoce: jabł-ka, banany, brzoskwinię, ananasa, truskawki...
Ułożyłam je ładnie w misce, by ich kolor się nie zlewał. Cóż, moja sałatka wyglądała trochę
inaczej niż to, co widziałam w telewizji. Tam owoce były drobniejsze. Może to jakieś inne
rodzaje? Jednak próby ugotowania czegokolwiek przynosiły następujący efekt: ciepły śmiech
Daniela i ostry, ironiczny rechot Alex.
Nie poczułam się lepiej.
Jakiś czas pózniej dowiedziałam się od Daniela, że musi wyjechać na dzień czy dwa. Za
miastem zorganizowano targi, gdzie mógłby kupić parę potrzebnych narzędzi do naszego
psa-robota za o wiele niższą cenę.
Długo nie mogliśmy się ze sobą rozstać. Zaczęłam za nim tęsknić od razu, jak tylko
wsiadł do metra. Tak, odprowadziłam go. W domu nie moglibyśmy się przecież pożegnać tak,
jak chcieliśmy. Alex nie odstępowała go na krok, tak samo jak mnie. Ciągle wymyślała mu coś
do roboty, byśmy tylko nie przebywali w tym samym pomieszczeniu.
Ooo, dziewczyno, zaczynasz mnie denerwować!
Ale przyrzekłam sobie, że wytrzymam.
To był jedyny czas, kiedy mogłam zniknąć na kilka godzin z tego świata. Zdążę wrócić
przed Danielem. Zajmie mi to chwilę. Powiem Vincentowi, że nie musi się już obawiać żadnych
kłopotów, a w ramach nagrody za dobrze wykonaną misję chcę zostać na Ziemi. Na zawsze. Jako
zwykły człowiek.
I będziemy żyli długo i szczęśliwie.
Rozdział IX. Warunek
Pierwszy warunek szczęścia to urodzić się w sławnym mieście.
Plutarch
Przez ten cały czas, kiedy mogłam przebywać z Danielem, nie przejmowałam się innymi
sevilami, Vincentem... Niczym. Bo po co? Liczyliśmy się tylko on i ja.
Ale kiedy mój chłopak (tak! Nazywałam go tak oficjalnie!) wyjechał, musiałam się
przemóc. Spakowałam ciuchy na zmianę i coś do jedzenia. Nie wiem, dlaczego miałam wrażenie, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl