[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spać. Był zbyt podniecony myślą, że jeszcze parę
godzin pracy i będzie mógł się uwolnić.
Nie liczył dni, ale podejrzewał, że już niedługo
będą święta. Przecież mężczyzna porwał go w ostatnim
dniu przed feriami. Eric z przyjemnością myślał o
świątecznych pierniczkach i ciastach oraz o indyku,
którego nikt nie potrafił upiec tak dobrze jak jego
mama.
Myśl o mamie napełniła go smutkiem. Gdzie jest?
Co teraz robi? Czy przygotowała choinkę na jego
powrót? Bez choinki Zwięty Mikołaj mógłby ominąć
ich dom i nic by w tym roku nie przyniósł.
Eric uwielbiał święta. W ich rodzinie zaczynały się
one nawet trochę wcześniej, kiedy to siadali przy
choince, a tata czytał fragment o narodzeniu Pana
Jezusa. A potem rozmawiali ze sobą, planowali wspólne
ferie. Zwykle chodził wtedy spać tak jak rodzice, gdzieś
koło północy. Na dworze było już wtedy zupełnie
ciemno.
To zabawne, ale przestał się bać ciemności. Powoli
nauczył się je różnicować. Na przykład dzisiaj
ciemności były znacznie jaśniejsze niż wtedy, kiedy
obudził się tu po raz pierwszy.
To pewnie z powodu śniegu, pomyślał. Znieg
sprawia, że wszystko wydaje się białe.
Ale było też coś jeszcze. Nagle okazało się, że w
ciemności wcale nie ma potworów czy złych duchów.
W ciągu bardzo krótkiego czasu zaczął myśleć nieco
inaczej. Stał się dojrzalszy i odważniejszy.
Ciekawe, czy mama i tata byliby z niego dumni?
Często wyobrażał sobie, że są razem i że wciąż go
szukają. Tata był policjantem, więc wiedział, co robić.
Eric lubił myśleć, że jest gdzieś w pobliżu i że uwolni
go za godzinę, pół godziny, kwadrans...
Azy napłynęły mu do oczu. Tak bardzo chciał być z
rodzicami! Powoli zaczął się zastanawiać, jak długo ich
nie widział. Przypomniał sobie dzień, kiedy go
porwano, a potem policzył spędzone w piwnicy noce.
Jeśli się nie pomylił, to dzisiaj jest Wigilia!
Wstrzymał na chwilę oddech. Tak, a potem będą święta
i prezenty, i świąteczny obiad z indykiem.
Tak bardzo chciał już być w domu!
Nie płakał jednak. Wiedział, że to nic nie da.
Pragnął jedynie przywołać chwile spędzone wraz z
rodzicami. Ponieważ wyglądało na to, że wciąż jest
sam, podszedł do okna i lekko odsunął deskę. Nie
widział księżyca, ale za to na niebie pełno było
mrugających gwiazd.
Przez moment starał się przypomnieć sobie
właściwe słowa. Miał jednak pustkę w głowie. Dopiero
kiedy przestał tak bardzo się starać, słowa pojawiły się
same:
W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara...
Cezara, żeby przeprowadzić spis ludności. Udał się
także Józef do Judei, zwanego Betlejem, z poślubioną
sobie Maryją. Kiedy tam przebywali, porodziła swego
pierworodnego Syna, owinęła go w pieluszki i położyła
w żłobie .
A gwiazda betlejemska rozpraszała ciemności
szepnął Eric.
Eric raz jeszcze spojrzał w niebo. Jedna z gwiazd
świeciła jakby mocniej i odniósł wrażenie, że wciąż do
niego mruga.
To była ta gwiazda! Eric uśmiechnął się i niemal z
radością do niej pomachał.
ROZDZIAA JEDENASTY
Jak mogłaś mi to zrobić?! Jak mogłaś?! głos
Roberta rozbrzmiewał ostro w jej uchu, więc musiała
odsunąć trochę słuchawkę.
Przecież to nie ja starała się argumentować.
Policja sprawdza wszystkich zamieszanych w tę sprawę.
Ale Robert jej nie słuchał.
Nigdy w życiu nie byłem tak upokorzony! Ci
policjanci przyszli do mojego domu. Jeden powiedział,
że przesłuchują też moją sekretarkę i innych
pracowników banku. Wyobrażasz to sobie?! Będę
skończony w tej branży!
Theresie wcale się tak nie wydawało.
O czym, do licha, myślałaś, kiedy nasyłałaś na
mnie tych policjantów?!
O moim synu! warknęła, a potem nagle się
zreflektowała. Przepraszam, naprawdę nie chciałam
cię urazić. Przykro mi, że tak się stało.
Informacja, że Robert ma solidne alibi dotarła do
niej dosłownie parę minut wcześniej. Wiadomości
spływały z różnych miejsc, ale niestety, żadna z nich nie
była pocieszająca.
Przykro?! Mówisz, że jest ci przykro?! Całe moje
życie, mój dorobek... zaczął w sposób, który
zapowiadał dłuższe przemówienie.
Przepraszam cię, ale nie mogę blokować tej linii
powiedziała i odłożyła słuchawkę.
Parsknęła śmiechem, wyobrażając sobie, jaką
Robert ma teraz minę. W końcu jednak uznała, że
będzie musiała jakoś go udobruchać.
Ale nie tak, jak on to sobie wyobraża, pomyślała.
To zupełnie nie wchodzi w grę.
Nagle zrozumiała, czego tak bardzo nie lubiła w
Robercie. Tego, że bez przerwy mówił tylko o sobie. %7łe
tylko on się liczył. Normalnie nie rzucało się to tak
bardzo w oczy, ale raziło właśnie przy takich okazjach.
Kolejne rozczarowanie? spytał Kip, patrząc na
nią badawczo.
Pokręciła głową.
Nie, raczej objawienie odparła. Czasami w
trudnych sytuacjach można po prostu lepiej ocenić
ludzi.
Cieszę się, że tak dobrze idzie ci z Sullym
mruknął Kip pozornie bez związku.
Theresa uśmiechnęła się blado. Wcale nie miała
takiego wrażenia.
Co chcesz przez to powiedzieć?
Kip zamyślił się. Znowu pił kawę, ale najwyrazniej
bez entuzjazmu. Czoło miał zmarszczone, a usta
zaciśnięte.
Rozumiem Sully ego, bo sam kiedyś byłem
postrzelony. Theresa skinęła głową na znak, że wie o
tym. Potem największym problemem jest strach.
Człowiek boi się dosłownie wszystkiego. Przez dłuższy
czas nie może sobie z tym poradzić. Zauważyłem, że
Sully zapomina przy tobie o strachu.
Westchnęła lekko.
Ale ty przynajmniej nie uciekałeś przed
[ Pobierz całość w formacie PDF ]