[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przez kłęby dymu Ellie patrzyła w jego obłąkane oczy. Chwycił ją za rękę, rzucił z powrotem na łóżko. Dym ją dusił, świat ogarniała
czerń. Więc jednak umrze.
Nagle okno otworzyło się z hukiem. Płomienie, podsycone dopływem tlenu, buchnęły z nową siłą.
Mózg Ellie spowijała mgła, nie widziała niczego wyraznie... Przez chwilę wydawało się jej, że w drzwiach balkonowych stoi Dan, a
Piatowsky jest tuż za nim.
Buck rzucił się ku nim jak pantera, ale Piatowsky był szybszy. Kule są szybsze niż stal. Wystrzelił raz, drugi.
Wycelował i strzelił jeszcze raz, na wszelki wypadek. Buck cofnął się i jak marionetka, której przecięto sznurki, osunął się na ziemię.
Całe jego ciało składało się z bólu. Miliony noży wbijały się w jego pierś. Spojrzał na Ellie, leżąca na ziemi odrobinę dalej. Płomienie
lizały drugie włosy, otaczały jej twarz aureolą. Uśmiechnął się.
- Ellie... - szepnął. - Ellie...
Dan gasił ogień gołymi dłońmi. Przerzucił ją sobie przez ramię i ostrożnie zszedł po drabinie.
Na dole czekał Carlos. Ułożyli Ellie na chłodnej trawie. Piatowsky już dzwonił po karetkę, policję i straż pożarną.
W nocną ciszę wdarło się przenikliwe wycie. Podnieśli głowy.
Buck garbił się w oknie.
Ból przeszywał jego klatkę piersiową jak olbrzymi miecz. Nadludzkim wysiłkiem dzwignął się na nogi, uchwycił framugi. Wyglądał
jak wielki drapieżny ptak, gotów do lotu. Za nim szalało ogniste piekło. Przed nim rozciągała się czarna otchłań.
Buzowała w nim moc. Czuł się żywy jak nigdy przedtem, każdy nerw wibrował w nim bólem. Było to prawie piękne. Miecz zagłębił
się w jego sercu raz jeszcze. Buck odrzucił głowę do tyłu i zawył jak wilk. Tak samo jak robił to w Hudson, a strażnicy mówili: - O,
to znowu Buck Duveen. Pewnie mamy pełnię". Ale teraz już nigdy nie zobaczy pełni.
Wył nawet wtedy, gdy osuwał się do tyłu, w płomienie.
Rozdział 84
Dan przez całą noc nie ruszał się od szpitalnego łóżka, od boku Ellie. Opatrzyli mu dłonie i kazali iść do domu, tłumaczyli, że ranna
dostała silny środek nasenny i będzie spała przez wiele godzin, ale nie chciał się ruszyć z miejsca. Piatowsky wyjaśnił wszystko Far-
rellowi i Johannsenowi, zadzwonił do Mai i poszedł się przespać.
Szczupła postać pod białą kołdrą była rzeczywistym dowodem, że Ellie nadal żyje, jest z nim. Na bladej twarzy odcinały się żółto-fio-
letowe sińce, nadgarstki okrywały bandaże, pielęgniarki obcięły popalone rude włosy. Wyglądała jak mały śpiący chłopiec.
Jej buzia była taka niewinna. Robiło mu się niedobrze na samą myśl, jak niewiele brakowało. Nadal nie wiedział, co przeżyła podczas
porwania. Modlił się, aby nie pozostawiło to nieuleczalnych urazów w jej duszy. Już i tak dużo przeszła.
Ellie nie wyobrażała sobie, że może gdzieś być taka cudowna cisza, taki spokój , tak miękka poduszka. Zapach szpitala. Z trudem
uniosła powieki. Zobaczyła twarz Dana i zepchnęła straszne wspomnienia na dno świadomości. Teraz wszystko jest w porządku.
- Cześć, przyjacielu. - Nawet ochrypły i słaby, jej głos był słodki jak czekolada.
Dan bezradnie uniósł dłonie.
- Boję się ciebie dotknąć, a mam wielką ochotę cię pocałować. Szeroki uśmiech był taki sam jak dawniej.
- Więc zrób to, przyjacielu.
Pochylił się i musnął jej usta. Westchnęła z rozkoszą.
- Potraktuj to jako zaliczkę.
Uniosła pytająco brwi. Bolało jak diabli.
- Zaliczkę? Na poczet czego?
- Przyszłych pocałunków i... Do cholery, dosyć tych bzdur o przyjazni. Potrzebuję cię, dziewczyno.
- Tak? - nawet na wpół przytomna, nie mogła oprzeć się pokusie i go nie drażnić. - A do czego?
- Muszę się zastanowić. - Ze zmarszczonym czołem przeczesał ciemne włosy. - %7łebyś poprowadziła małą knajpkę na Running Horse,
gdzie moi kontrahenci będą degustowali wino. Wiesz, nic wyszukanego, może francuskie bistro, z obrusami w biało-zieloną kratkę i
trocinami na podłodze...
Westchnęła głośno i skrzywiła się z bólu.
- Do cholery, Cassidy, każda kobieta może to robić. Gdzie w tym miejsce dla mnie?
- W samym środku - oznajmił z uśmiechem. - Nie potrafię bez ciebie żyć, Ellie Parrish Duveen.
Teraz westchnęła z zadowoleniem. środki nasenne brały górę i jej powieki opadały ciężko.
- W samym środku twojego życia - wymamrotała. - Właśnie tam chcę być. Ponownie dotknął ustami jej warg. Szczęśliwa, zasnęła
głęboko.
Dan siedział przy niej z uśmiechem. O tym, co się stało, trzeba będzie długo rozmawiać. Po tak strasznym przeżyciu upłynie sporo
czasu, zanim wróci do siebie. Jednak z jego pomocą, w ciszy i spokoju winnicy, poradzą sobie ze wszystkim. Co prawda jego samo-
chód nadaje się do kasacji, za to życie jest wspaniałe. Nie żałował niczego.
Koniec końców, zwyciężyli.
KONIEC [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl