[ Pobierz całość w formacie PDF ]
półroczną córeczkę. Nawet Janie Spright, największa kujonka, założyła własną gazetę
poświęconą modzie alternatywnej i liczyła, że za rok wejdzie z nią na giełdę. Pamiętam, jak
kiedyś kłóciłam się z Mary na jej temat. Ja twierdziłam, że grube okulary Janie to konieczność,
Mary że nosi je celowo. Najwyrazniej Mary miała rację. Znowu.
Na samym dole była rubryka: Co słychać z... . Tam znalazłam moje nazwisko i prośbę,
żebym jak najszybciej napisała, co ze mną.
Co ze mną? zadałam sobie pytanie. Mam dwadzieścia siedem lat. Zero sensownej pracy.
Nie mam nawet umowy o pracę, chociaż Harriet obiecała mi, że podpiszemy ją, kiedy tylko jej
kuzyn-prawnik wyjdzie ze szpitala. Co ze mną? Siedzę na zniszczonej kanapie w zapyziałym
mieszkaniu. I tyle.
Lepiej ci? Seema wparowała do pokoju objuczona książkami i zakupami.
Nie miałam nawet siły jęknąć.
Spójrz tylko wyjęła z siatki zieloną butelkę. Kalifornijskie chardonnay z promocji.
Pewnie siara. Jak myślisz, dobre?
Choć było dopiero wpół do trzeciej, wypiłyśmy we dwie trzy butelki, żeby się przekonać.
Rozdział 10
Ponieważ tyle wypiłam, zapadłam w głęboki pijacki sen, z którego wyrwały mnie następnego
ranka dłonie Richarda stukał mnie w czoło.
Pobudka! Pobudka! Jego słowa docierały do mnie powoli, miałam gigantycznego kaca,
ostatnio tak cierpiałam na przełomie tysiącleci. Jest wpół do dwunastej. Za pół godziny mamy
być u twoich rodziców.
Co? Co?!
Usiadłam gwałtownie i walnęłam głową w lampkę, którą umocowałam nad łóżkiem taśmą
klejącą, żeby móc czytać na leżąco. Doprawdy wspaniały pomysł.
Już dzwoniła i pytała, czy wyjechaliście poinformowała Seema. Stała w drzwiach.
Powiedziałam, że nie ma was od dziesiątej. I już wtedy stwierdziła, że chyba nie zdążycie do
Solihull, zanim przypali wołowinę.
O Jezu jęknęłam.
Wyskoczyłam z łóżka, nerwowo naciągnęłam skarpetki i buty, które zresztą zaraz musiałam
zdjąć, żeby włożyć dżinsy.
W tym jedziesz? zapytałam Richarda, podejrzliwie obwąchując moją bluzę, żeby się
przekonać, czy jeszcze nadaje się do użytku. Miał na sobie koszulę ze stójką i nawet porządnie
wyprasowane spodnie.
A krawat?
Noszę krawaty przez cały tydzień. Co, za mało elegancko?
Nie, właściwie może być. Seemo, Gruby Joe ma jakiś krawat?
Owszem, ale chyba używa go jako paska do spodni.
Zadzwoń do mojej mamy poprosiłam Seemę. -I powiedz, że właśnie widziałaś przez
okno, jak się męczę przy zmianie koła. I że Richard mi pomaga. Mama zrozumie, czemu to tak
długo trwa.
Seema szybko wróciła:
Pyta, czy Richard nie ma samochodu?
O Jezu, powiedz, że już jedziemy. Ale lepiej niech jeszcze nie wstawia pieczeni.
Za pózno oznajmiła po chwili. Twierdzi, że przez twój egoizm wszystko się zmarnuje.
Przypuszcza także, że ja nie jestem taka niedobra dla mojej mamy. Z czym się, oczywiście,
zgodziłam. Gdybym taka była, odesłaliby mnie do ciotki do Bombaju. Zapytała, czy moja ciotka
nie przyjęłaby ciebie.
Och, zamknij się, chodzący ideale! warknęłam Bo powiem twoim rodzicom, że marzy
ci się posada striptizerki.
To tylko takie gadanie oburzyła się.
Akurat. Powiesz to cioci w Bombaju.
Richard siedział sobie na łóżku i obserwował z uśmiechem, jak wybebeszam zawartość
szafy, doszedłszy do wniosku, że bluza jednak nie nadaje się od użytku. Po kolei rzucałam
wszystko na podłogę. Byłam już w rozpaczy, gdy weszła Seema z kostiumem, który oszczędzała
na rozmowy kwalifikacyjne.
Załóż go powiedziała wielkodusznie. Ale przysięgnij, że nic nie piśniesz o striptizie.
I nie poplam go, dobrze?
Dzięki. Czy wyglądam na ofiarę losu, która nie trafia widelcem do buzi?
Richard i Seema jednocześnie wbili wzrok w plamy z herbaty na mojej piżamie. Na szczęście
nic nie powiedzieli.
Biedny Richard. Nie dość, że czeka go spotkanie z dwójką kosmitów, którzy od dwudziestu
siedmiu lat podają się za moich rodziców, to jeszcze, co uświadomiłam sobie dopiero kiedy
zatrzymaliśmy się przed domem, stanie twarzą w twarz z moim bratem Colinem.
Colin to mój brat blizniak. Nie uwierzy w to jednak nikt, kto nie widział naszej metryki.
Oczywiście, nikt się nie spodziewa, że jesteśmy identyczni, w końcu ja jestem dziewczynką, on
chłopcem. Powinniśmy jednak mieć coś wspólnego. My tymczasem różnimy się pod każdym
względem, nawet włosy mamy różne. Nie wiadomo, jakim cudem Colinowi dostały się złociste
loki, które powinnam mieć ja, a mnie przypadła w udziale mysia łysinka. No dobrze, z tą łysinka
to przesada, ale co sobie myśli matka natura, dając mężczyznom najpiękniejsze włosy i rzęsy?
Najpiękniejsze rzęsy na świecie mają mężczyzni; jeśli maje kobieta, zaraz pytajcie, jakiego tuszu
używa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]