[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zrozumienia, że należy mu się już odpoczynek, i
wyskoczyła z wozu, ożywiona wspaniałymi
perspektywami.
Sammy, stojący obok drzwi do garażu, uśmiechnął
się.
- Zdaje się, że miałaś wspaniały dzień.
- Tak. Właśnie się dowiedziałam od swojego
nauczyciela, że ubiegają się o mnie dwie, podkreślam:
dwie - uniosła w górę dwa palce - restauracje w Dallas!
- Zakręciła się w kółko, jakby z kimś tańczyła. - To
najlepsza wiadomość, odkąd podjęłam naukę.
Kierowca ujął ją za ręce, położył je sobie na
ramionach i puścił się z nią w tany.
- Jestem szczęśliwy, widząc twoją radość -
powiedział. - Zatańczymy znowu, kiedy ja otrzymam
promocję.
- Dobrze sobie radzisz?
- Niezbyt, ale zdam na pewno. Już moja w tym
głowa.
- Naturalnie! Pamiętaj, że trzymam cię za słowo.
Wierzę w ciebie!
- Wielkie dzięki. Nie mam wyjścia, muszę zdać.
- Czy to prywatne przyjęcie, czy też każdy może się
przyłączyć?
Wirginia i Sammy stanęli jak wryci, słysząc kpiący,
lekko naganny ton pracodawcy. Wilder stał na skraju
podjazdu, ręce wsunął do kieszeni smokinga.
Najwyrazniej wybierał się na przyjęcie w wytwornym
towarzystwie. Wirginia, chociaż miała świadomość, że
nie robi niczego niestosownego, zarumieniła się aż po
korzonki włosów. Nie wyrwała się jednak z objęć
Sammy'ego, to on cofnął się, opuszczając ręce.
- To prywatne przyjęcie, ale naturalnie może się pan
przyłączyć - odparła Wirginia, opanowując zmieszanie.
- Kto wie, może pan nawet przydać tej imprezie nieco
splendoru - dorzuciła żartobliwie. Zawahała się, po
czym dodała: - Proszę pana. - Chciała mu w ten sposób
dać do zrozumienia, że zna swoje miejsce, i dobrze wie,
że ona i Sammy są tylko pracownikami, a on ich
szefem. Miała również nadzieję przypomnieć
Wilderowi, że odnosi się do niej z dystansem od
pewnego czasu, a ściślej od dwóch tygodni.
Sammy podszedł do drzwi garażowych i wystukał
kod na klawiaturze. Drzwi się podniosły i po chwili
Sammy zniknął.
- Cóż to za okazja? - spytał Wilder.
- Dowiedziałam się, że aż dwu właścicieli znanych
restauracji zastanawia się, czy mnie nie zatrudnić, i z
tego, co wiem, są bliscy tej decyzji.
- Ciebie?
- Tak! - Roześmiała się. - Nie byłabym taka
podekscytowana, gdyby chodziło o jednego z moich
znajomych szefów kuchni.
Wilder nawet się nie uśmiechnął.
- Kiedy?
Wirginia wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Prawdopodobnie skontaktują się ze
mną w ciągu tygodnia po rozdaniu dyplomów. -
Przechyliła głowę i spojrzała na niego. - Mógłby pan
okazać więcej radości, że mi się powiodło - dodała.
Uśmiechnął się lekko.
- Cieszę się. Oczywiście, że się cieszę. Moim
zdaniem, w pełni zasłużyłaś na to, by cię zauważono.
Prędzej czy pózniej należało się tego spodziewać.
Mówiąc szczerze, nie sądziłem, że tak szybko uda ci się
spełnić marzenia.
- Na szczęście stało się to prędzej, a nie pózniej,
choć na pewno nie są to moje jedyne marzenia. -
Wirginia otrząsnęła się już z zakłopotania. Wrócił
radosny nastrój, którego nawet Wilder nie mógł zepsuć.
- W każdym razie początek został zrobiony, a to już coś!
- Gratuluję sukcesu. W pełni na niego zasłużyłaś.
- Dziękuję. Jeszcze nie odbyłam rozmów
kwalifikacyjnych.
- Z pewnością się powiodą. Za bardzo pragniesz
odnieść sukces, by nie dopiąć swego.
Wirginia zaśmiała się lekko.
- Powiedział pan to takim tonem, jakby to było coś
nagannego. Dziwnie to brzmi w pana ustach.
- Nie miałem takiego zamiaru, przepraszam. -
Wilder ruszył w stronę garażu. - Powodzenia. - Kiedy
już stał koło samochodu, odwrócił się i rzucił od
niechcenia: - Jeśli nie zamierzasz iść wcześnie spać,
moglibyśmy uczcić twoje zwycięstwo lampką dobrego
wina.
Uśmiechnęła się.
- Będzie mi bardzo miło.
- Znakomicie, a zatem do zobaczenia koło dziesiątej
- powiedział wyraznie zadowolony i wreszcie nieco się
rozchmurzył. Na jego ustach pojawił się nawet cień
uśmiechu.
Wirginia patrzyła za odjeżdżającym samochodem.
Dopiero gdy zniknął w alei prowadzącej do bramy,
pozwoliła sobie na głośny okrzyk radości.
Co za wspaniały dzień!
Wilderowi aż pobielały palce, tak kurczowo ściskał
kierownicę. Wziął jeszcze jeden głęboki oddech i zdjął
nogę z gazu, zwalniając do rozsądnych stu dziesięciu
kilometrów na godzinę.
Próbował sobie wmawiać, że przyczyną jego stanu
ducha, irytacji i zdenerwowania był jedynie bardzo
długi i ciężki dzień. Dobrze jednak wiedział, że sprawa
ma się zgoła odmiennie.
Kiedy ujrzał Wirginię w ramionach Sammy'ego,
ogarnęła go tak silna zazdrość, że przez ułamek sekundy
nic nie widział ani nie słyszał. Zdarzyło mu się to po raz
pierwszy w życiu. Musiał kilka razy głęboko zaczerpnąć
powietrza, nim był w stanie się odezwać, a i tak głos go
zdradził - był daleki od zwykłej uprzejmości. Stał w
milczeniu, kiedy inny mężczyzna trzyma w ramionach
kobietę, z którą on... którą on... No właśnie, co? Pragnął
jej? Pożądał aż do bólu? Marzył, by znowu się z nią
kochać, chociaż wiedział, że nie powinien?
Uderzył pięścią w kierownicę.
- Co tu się dzieje, do jasnej cholery! Kim ona jest,
że tak mi zalazła za skórę?!
Po prostu jeszcze jedną kobietą, uspokoił się w
duchu, ale dobrze wiedział, że to nieprawda. Gdyby
była jedną z wielu, nie zaprzątałby sobie nią głowy.
Rozstałby się z nią równie łatwo i prędko jak z
pozostałymi. To, że się kochali, do niczego by go nie
zobowiązywało.
Tymczasem stało się inaczej. Nie przestawał myśleć
o Wirginii, nie potrafił zapomnieć euforii i harmonii ich
zbliżenia. Pragnął tej kobiety. Chciał ją mieć tylko dla
siebie, wiedzieć, że należy do niego.
To zwykłe pożądanie, powiedział sobie. Zgoda,
może nie takie zwykłe, bo do tego stopnia gwałtowne i
dojmujące, że nie pozwalało o sobie zapomnieć. Ale na
pewno nie miłość.
Skąd ta pewność? Polubił i zaakceptował Wirginię,
Podobały mu się jej zadziorność i upór w dążeniu do
celu, fakt, że była uczciwa, miała własne zdanie i łatwo
nie dawała zbić się z tropu. Była zarazem słodka i
mądra, a jej uśmiech go zniewalał. Wiedział, że jej
pragnie od chwili, kiedy ujrzał ten uśmiech. Zdusił to
pragnienie w zarodku, ale na niewiele to się zdało.
Wystarczył jeden impuls, a nie oparł się chęci wzięcia
jej w ramiona.
Czy naprawdę nie zrozumiała, że dane im było
przeżyć coś nadzwyczajnego, niezwykłego, o co nie tak
łatwo pomiędzy kobietą a mężczyzną? Czy musi jej
tłumaczyć, jak bardzo do siebie pasują? Tak bardzo, że
aż boi się o tym myśleć?
Wydaje się, że Wirginia nawet nie domyśla się stanu
jego ducha, nie ma pojęcia o rozterkach. Musi odbyć z
nią poważną rozmowę, wszystko jej wytłumaczyć. A
potem będzie ją mógł mieć tylko dla siebie.
- Oto szampan, którym chciałbym uczcić twój
sukces - powiedział cicho Wilder, ale Wirginia
usłyszała każde słowo. Wyjrzała przez balustradę, by
spojrzeć na niego, stojącego na swym balkonie w blasku
księżyca. Wciąż był w smokingu, muszkę miał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl