[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się ruszyć. Diega już nie ma i ta świadomość zniszczyła we mnie chęć
walki.
Nagle coś wyrzuciło mnie w powietrze; uderzyłam o drzewo i
spadłam na ziemię. Powinnam była podnieść się i biec, ale Diego nie
żył i straciłam ochotę do ucieczki. Blondwłosy wampir, którego
widziałam na polanie, wpatrywał się we mnie, gotowy do skoku.
Wyglądał na doświadczonego gracza, o wiele zręczniejszego niż Riley.
Z jakiegoś powodu się na mnie nie rzucał. Nie szalał w amoku jak
Raoul czy Kristie. Panował nad sobą.
— Błagam - powtórzyłam, prosząc, by zakończył moją mękę. -
Nie chcę walczyć.
Nie stracił czujności, ale jego twarz się zmieniła. Popatrzył na
mnie w jakiś dziwny sposób. W jego spojrzeniu było zrozumienie i
coś jeszcze. Współczucie? Na pewno litość.
— Ja także, moje dziecko - powiedział spokojnym, dobrym
głosem. - My tylko się bronimy.
W jego dziwnych żółtych oczach dostrzegłam taką szczerość, że
zaczęłam się zastanawiać, jak mogłam kiedykolwiek wierzyć w
historyjki Rileya. Poczułam się... winna. Może ich zgromadzenie nigdy
nie miało zamiaru atakować nas w Seattle? Jak mogłam wierzyć w
cokolwiek, co usłyszałam?
— Nie wiedzieliśmy... — wyjaśniłam ze wstydem. — Riley nas
okłamał, przepraszam.
Nieznajomy nasłuchiwał przez chwilę i nagle usłyszałam, że
odgłosy bitwy ucichły. Koniec.
Jeśli przez chwilę nie byłam pewna, kto wygrał, to wątpliwości
rozwiały się, gdy sekundę później dołączyła do nas wampirzyca z
falującymi brązowymi włosami i żółtymi oczami.
— Carlisle? - spytała zaniepokojona, patrząc na mnie.
— Ona nie chce walczyć - wyjaśnił.
Kobieta dotknęła jego ramienia. Wampir wciąż był gotowy do
ataku.
— Ona jest przerażona, Carlisle - powiedziała. — Czy nie
moglibyśmy...
Jasnowłosy wampir spojrzał na nią i wyprostował się, ale
widziałam, że wciąż zachowuje czujność.
82
Stephenie Meyer – Drugie życie Bree Tanner
— Nie chcemy cię skrzywdzić — zwróciła się do mnie kobieta.
Miała ciepły, kojący głos. - Nie chcieliśmy też z wami walczyć.
— Przepraszam — wyszeptałam znowu.
Nie potrafiłam opanować chaosu, jaki ogarnął moje myśli.
Diego nie żył, i to było porażające. Reszta się nie liczyła. Bitwa
się skończyła, moje zgromadzenie przegrało, a ja wpadłam w ręce
wroga. Tyle że w moim zgromadzeniu prawie każdy wampir z chęcią
popatrzyłby, jak płonę, natomiast wrogowie zupełnie bez powodu
mówili do mnie z czułością. Na dodatek z tymi dwoma obcymi
wampirami czułam się bezpieczniejsza niż kiedykolwiek z Raoulem i
Kristie. Czułam ulgę, że oboje nie żyją. Wszystko mi się mieszało.
— Dziecko — odezwał się Carlisle. — Czy poddasz się nam?
Jeśli nie będziesz próbowała nas skrzywdzić, my nie skrzywdzimy
ciebie, obiecuję.
Uwierzyłam mu.
— Tak — odparłam szeptem. — Tak, poddaję się. Nie chcę
nikomu robić krzywdy.
Zachęcającym gestem wyciągnął do mnie dłoń.
— Chodź z nami, moje dziecko. Nasza rodzina musi się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl