[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Max.
- Brass Rail, o szóstej - powtórzyła i szybko wyszła z
restauracji. Biegiem wróciła do teatru.
- Zawsze biegasz w porze lunchu? - pytanie zaskoczyło ją
w chwili, gdy właśnie miała otworzyć drzwi sali prób. Tuż
przy niej stał Chalmers. Z bliska wydawał się jeszcze
brzydszy.
- Musiałam pilnie coś kupić - odpowiedziała, z trudem
łapiąc oddech, a kiedy Chalmers popatrzył na jej puste ręce,
uzupełniła szybko: - Z dostawą do domu.
Czy wypytywał ją z czystej ciekawości, czy też kryło się
za tym coś więcej? Wyglądało na to, że odpowiedz go
zadowoliła.
- Zobaczymy, czy gra pójdzie ci tak samo dobrze jak
zakupy - zakpił.
Przeszedł przez drzwi pierwszy, nawet nie zadając sobie
trudu, by je dla niej przytrzymać. Jak jakiś książę, pomyślała
Charley podążając za nim. Mimo dużej odległości zauważyła,
że na widok Chalmersa wszystkim obecnym na scenie zrzedły
miny.
- W porządku! - wrzasnął. - Lecimy dalej z tym pustym
kawałkiem bezdusznej rozrywki. Wszyscy na miejsca!
Sześć osób, a wśród nich Allison, rzuciło się na scenę.
Unikając spojrzenia Reese'a, który siedział z przodu, ze
scenariuszem w dłoni, Charley przeszła za kulisy, by
obserwować Allison.
Gra Allison nie była warta wzmianki. Nic dziwnego, że
dziewczyna skwapliwie skorzystała z szansy, by dodatkowo"
podeprzeć swoją karierę. Całą sprawę przedstawiono jej w
najprostszych słowach. Miała tylko uwieść kongresmena i
sprawić, by był chory z miłości. Charley nie sądziła, by
Allison rozumiała wszelkie zawiłości tego, co robi. Bez
wątpienia była tylko pionkiem.
I kokietką.
Charley zauważyła, że kiedy tylko schodziła ze sceny,
szukała byle pretekstu, by znalezć się w pobliżu jakiegoś
mężczyzny - tancerza lub aktora. Wpatrywała się w swego
wybrańca uduchowionymi, błękitnymi oczami i uśmiechała
się promiennie. Charley, kiedy tylko mogła, włączała się do
rozmowy, z nadzieją, że Allison wypaple coś ważnego.
Niczego jednak nie zauważyła, z wyjątkiem tego, czego akurat
wolałaby nie oglądać: Reese'a i Allison siedzących w
odległym kącie i pogrążonych w rozmowie. Charley nie mogła
opanować uczucia zazdrości.
To był naprawdę długi dzień.
Po próbie, wieczorem Reese czekał na Charley. Nie uszło
jego uwagi, że przez cały dzień go unikała, nawet bardziej, niż
poprzednio. Starał się być cierpliwy i wyrozumiały, ale po ich
cudownej miłosnej nocy taka oschłość raniła go. Pocieszał się,
że nie ignorowałaby go tak ostentacyjnie, gdyby nie to, że
zrobił na niej ogromne wrażenie.
Wychodząc z teatru Charley starała się nie myśleć o
czekającym ją samotnym wieczorze. Allison właśnie odrzuciła
jej propozycję, by wrócić razem do domu i poćwiczyć role.
Uparła się pójść na kolację z facetem o imieniu Peter, który
grał główną męską rolę. Charley wiedziała, że Branigan nie
spuści dziewczyny z oka, ale i tak nie była zadowolona z
obrotu sprawy.
Musiała też poradzić sobie z Reese'em. Tak czy inaczej,
był mężczyzną, z którym pragnęła spędzić ten wieczór, a
zarazem kimś, z kim nie powinna przebywać. Skrzywiła się
boleśnie na myśl, jaki zamęt panuje w jej życiu. Nie uważając,
gdzie idzie, wpadła prosto na Reese'a.
- Mógłbyś przestać tak wyskakiwać znienacka -
krzyknęła, gdy wyrósł przed nią jak spod ziemi.
- Ubijmy interes - powiedział, biorąc ją pod rękę i
pociągając za sobą. - Ja przestanę wyskakiwać znienacka, za
to ty przestaniesz znikać - przytrzymał przed nią drzwi. - Czas
na kolację! Masz ochotę na coś smacznego?
Powinna odmówić, lecz w obecności Reese'a nigdy nie
robiła tego, co należało.
- Na przykład na co? - zapytała, pozwalając się prowadzić
w kierunku zwariowanej okolicy skrzyżowania Broadwayu i
Siódmej Alei.
- Coś najlepszego w całym Nowym Jorku, to jasne -
zapewnił.
W chwilę pózniej podszedł do sprzedawcy hot - dogów.
Siwy mężczyzna na swoim rozklekotanym, składanym
krzesełku sprawiał wrażenie, jakby tu siedział od zawsze.
Wózek i parasol w żółto - niebieskie pasy dopełniał całości
interesu. Na widok Reese'a sprzedawca zerwał się na równe
nogi, a jego ręce zatrzymały się nad rzędem pokrywek.
- Słucham co dla pana? - zapytał uprzejmie.
- Dwa hot - dogi - poprosił Reese. Przez ramię popatrzył
na Charley. - Nadal bez kapusty? Skrzywiła się.
- Tak, bez, za to dużo musztardy - dodała na wszelki
wypadek, gdyby go zawiodła pamięć.
- Mam tylko na gorąco - powiedział sprzedawca
przepraszająco, podając im dwa hot - dogi.
- W porządku - uspokoiła go Charley.
Nagle poczuła się taka głodna, że mogłaby jeść samą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]