[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A więc przede wszystkim z tą szklanką to nieprawda. - Jak to? Nie rozumiem? Co
nieprawda?
- Okazało się, że jednak była u Natorskiego jedna szklanka gładka, bez deseniu.
Przyniosła ją dozorczyni, widząc, że ja wytłukłam już wszystkie szklanki. Ta sprawa wyszła
na jaw dopiero wczoraj, kiedy dozorczyni dopominała się o swoją szklankę. Myślałam, że to
ważne i dlatego zatelefonowałam do pana.
Downar był bardzo zamyślony.
- Tak, tak. Oczywiście. To bardzo ważne. Dziękuję, że mnie pani zawiadomiła. Z tego
wynika, że ta szklanka, którą znaleziono na podłodze, to była szklanka dozorczyni, którą pan
Natorski wyjął z kredensu. - Tak.
- A dozorczyni wie na pewno, że ta szklanka była gładka?
- Twierdzi, że nie używa innych. Nie lubi szklanek z deseniem.
- Kobiela niepotrzebnie grzebał się w śmietnikach - mruknął do siebie Downar.
Zapalił papierosa. - Czy to wszystko, co chciała mi pani powiedzieć?
- Odnalazłam także ten list, o który pan prosił.
- Anonim do mecenasa?
- Tak.
Na kawałku papieru napisanych było kilka zdań na maszynie. Anonimowy list
utrzymany w tonie bardzo agresywnym miał na celu zdecydowanie zniechęcić Natorskiego do
prowadzenia sprawy Warysa. Daty nie było.
- Nie pamięta pani, kiedy mniej więcej przyszedł ten list?
- Dokładnie nie pamiętam. Jakoś zaraz na początku sprawy. Downar jeszcze raz
przeczytał uważnie tekst.
- Sądząc z konstrukcji zdań, wnioskuję, że pisał to ktoś posiadający wykształcenie.
- I ja tak sądzę.
- I chyba autorką listu jest kobieta. Ewa spojrzała zdziwiona.
- Dlaczego pan tak przypuszcza?
- Nie potrafię tego uzasadnić. Tak mi się zdaje. Cośjest kobiecego w tym stylu. Pani
pozwoli, że zatrzymam ten liścik?
- Ależ oczywiście.
Downar chwilę milczał, przyglądając się z zainteresowaniem swemu papierosowi.
Spytał:
- Czy duży ostatnio był ruch w kancelarii adwokata Natorskiego?
- Nie. Mecenas nie przyjmuje na razie nowych spraw.
- A kto na przestrzeni tych dwóch tygodni był najczęstszym gościem w kancelarii?
- Chyba pani Warysowa.
- Dowiaduje się o sprawę męża?
- Myślę, że tak. To naturalne.
- Oczywiście. Ajaki jest pani osobisty pogląd na sprawę Warysa?
- Jestem przekonana o tym, że jest niewinny.
- Na czym pani opiera to przekonanie?
- Przede wszystkim na kobiecej intuicji. Ten człowiek nie mógł popełnić zbrodni.
Downar uśmiechnął się.
- Bardzo cenię kobiecą intuicję, ale to może trochę za mało jak na materiał
dowodowy.
Przygryzła wargę. Była wyraznie zakłopotana.
- Nie chciałabym zrobić panu przykrości, bo przecież pan prowadził śledztwo w tej
sprawie, ale...
- Proszę. Niech pani mówi śmiało. Z góry obiecuję, że się nie obrażę.
- Bo widzi pan... Mnie się wydaje, że początkowo śledztwo w sprawie Warysa może
nie było najlepiej prowadzone.
Był trochę zaskoczony tym jej oświadczeniem.
- Czy można zapytać, dlaczego się pani tak wydaje?
- Daniela Parnowska została otruta arszenikiem. - Tak.
- Sekcja zwłok ustaliła przybliżony czas zgonu.
- Oczywiście.
- Ale, jak wiadomo, arszenikjest trucizną działającą po pewnym czasie, nieraz nawet
po paru godzinach, w zależności od stężenia i od tego, czy trucizna została podana na pełny
czy na pusty żołądek. Należało więc ustalić, od jak dawna trucizna znajdowała się w
organizmie, a tego nie zrobiono. Mogła przecież zaistnieć taka ewentualność, że Parnowska
przyszła do Warysa już otruta.
Downar z podziwem spojrzał na dziewczynę. Analogia z jego własnym
rozumowaniem w sprawie zamordowania Hertza była tak uderzająca, że trudno mu było się
opanować.
- Do licha! Pani jest zupełnie genialna. Powinna pani pracować w wydziale śledczym.
- Niech pan nie kpi sobie ze mnie.
- Ależ to nie są kpiny. Rozumowanie pani jest zupełnie prawidłowe. Tylko że, widzi
pani, w tej sprawie trudno to było określić. Nie mieliśmy żadnego świadka, który mógł był
stwierdzić, jak długo Parnowska pozostawała w willi Warysów, a poza tym wjej kieliszku
wykryto przecież arszenik.
- To nic nie znaczy. Mógł to przecież ktoś zrobić pózniej, aby rzucić podejrzenie na
Warysa.
Downar siedział zamyślony. Analogia pomiędzy tymi dwoma sprawami narzucała mu
się z taką sugestywną siłą, że nie mógł oprzeć się wrażeniu, iż mordercą w obu wypadkach
była jedna i ta sama osoba. Wiedział z doświadczenia, że zbrodniarz, obmyśliwszy sobie jakiś
system, niejednokrotnie lubi go powtarzać. Czyżby więc sprawa Warysa łączyła się tak ściśle
z zabójstwem Hertza?
- Powiedziała mi pani bardzo dużo niezmiernie ciekawych rzeczy. Nie wyobraża sobie
pani nawet, ile mi dała dzisiejsza nasza rozmowa.
- Pan żartuje.
- Nie. Mówię zupełnie poważnie.
- Bardzo byłabym szczęśliwa, gdybym chociaż w minimalnym stopniu mogła się
przyczynić do rozwiązania tej zagadki.
Downar wstał.
- Niestety muszę już uciekać. Dziękuję pani serdecznie. W przedpokoju zatrzymał się.
- Panno Ewo...
- Słucham?
- Chciałbym pani coś powiedzieć... Ja... ja bardzo chciałbym się z panią kiedyś
spotkać i nie rozmawiać o śledztwie i o trupach. Czy nie moglibyśmy się gdzieś umówić na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]