[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Idziemy coś zjeść.
Tony pomachał im na pożegnanie. Nie miał ochoty na
jedzenie. Zatopił nos w kołnierzu kurtki i głęboko wciągał w
nozdrza zapach Alicji.
Nawet gdyby tu była, tak starannie przygotowane
oświadczyny okazałyby się katastrofą.
Zaczęto sprzątać śmiecie. Tony posępnie przyglądał się,
jak wrzucano różowe kartony, puste kubki i pudełka po
jedzeniu do dużych plastikowych toreb.
Zmiecie. Romantyczne oświadczyny zostały sprowadzone
do kupki przemoczonego papieru.
Za plecami Tony'ego zahamował samochód.
- Pan Domenico?
Niechętnie odwrócił głowę i zobaczył ciężarówkę
należącą do organizatora festiwalu.
- Mamy tu pańskie balony. Zajmują nam sporo miejsca.
Gdzie je wyładować?
Nie chciał balonów. Najchętniej już nigdy w życiu nie
spojrzałby na żaden balonik - zwłaszcza różowy i w kształcie
serca!
- Proszę włożyć je do mojej furgonetki - powiedział
ponuro. - Zajmę się nimi pózniej.
Mężczyzni wyładowali z ciężarówki trzy gigantyczne
siatki wypełnione dwoma tysiącami różowych baloników.
Tony z rozterką potrząsał głową. Balony za nic w świecie nie
chciały zmieścić się do furgonetki. Będzie musiał za chwilę
wypuścić je w powietrze.
Oparł się o barierkę z lin i wystawił twarz na deszcz.
Ciężarówka wreszcie odjechała. Znów został sam.
Jego jedyny w życiu romantyczny gest zakończył się
kompletnym fiaskiem. Po co porywał się z motyką na słońce?
Powinien załatwić to wszystko inaczej. Gdyby zaraz po
zakończeniu zdjęć do programu walentynkowego oświadczył
się Alicji, nie stałby teraz na deszczu, snując ponure
rozważania.
Wreszcie schronił się w budce biletera, usiadł na
metalowym składanym krześle i obserwował, jak personel
wciąż sprząta zniszczone różowe kartony. Być może powinien
im pomóc. W końcu przysporzył im dodatkowej pracy.
Trzasnęły drzwi jakiegoś samochodu. Na żwirze rozległy
się kroki. Tony tylko westchnął. Zastanawiał się, ile czasu
minie, nim znajdzie go hodowca gołębi
- Tony? - To był kobiecy głos.
- Alicja! - Była tutaj, wróciła! Nie mógł się poruszyć.
Patrzył błędnym wzrokiem, jak Alicja we własnej osobie idzie
ku niemu, lawirując pomiędzy kałużami.
- Jesteś przemoczony. - Podeszła do budki i zamknęła
parasolkę.
- Pada. - Nie to powinien powiedzieć.
- Widzę. - Westchnęła, a z jej ust wydobył się obłoczek
pary. - Przepraszam, że zostawiłam cię samego z tym
programem. To nie było w porządku. - Zadrżała. Miała
zaróżowiony nos i policzki. - To było z mojej strony
nieprofesjonalne zachowanie...
- Zmarzłaś. - Zignorował jej przeprosiny. Rozpiął kurtkę i
wyciągnął ramiona. - Chodz tutaj.
Zerknęła na niego nieśmiało, a potem zaczęła otrząsać z
wody parasolkę.
- Nie sądzę, by to było rozsądne - powiedziała. Kropla
deszczu spadła mu na szyję.
- Nieważne, czy to rozsądne, czy nie. - Przysunął się
bliżej. - Muszę cię przytulić.
Usta jej drżały, gdy rzuciła się w jego ramiona.
- Ja również pragnę, żebyś mnie przytulał - szepnęła,
obejmując go mocno w pasie.
- Alicjo... - Tony otoczył ją ramionami i przycisnął
mocno do piersi. - Kocham cię.
- Mówisz to tylko dlatego, że jest ci mnie żal -
powiedziała stłumionym głosem.
- Mówię tak, ponieważ cię kocham. - Pocałował ją w
czubek głowy.
Cofnęła się, aby spojrzeć mu w oczy.
- Dlaczego więc wtedy nie pozwoliłeś mi mówić?
Musiałeś domyślać się, co czuję.
Przyłożył czoło do jej czoła.
- Nie chciałem, abyś popsuła moje oświadczyny.
- Oświadczyny?
- Miałem orkiestrę i stadion pełen ludzi... Zabrakło tylko
ciebie. - Spoglądając na nią z góry, uśmiechał się z goryczą. -
Cóż, wszystko popsułem. Przykro mi.
- Tony... - Wymówiła jego imię z westchnieniem ulgi.
Wyraz jej twarzy złagodniał. - Nie potrzebuję orkiestry, ludzi,
kamer ani niczego innego. Potrzebuję tylko ciebie. Kocham
cię. Dlatego próbowałam ci się oświadczyć. Pragnęłam, byś
zobaczył, że mogę się obejść bez tych sentymentalnych
bzdur", jak to nazwałeś.
- A ja chciałem ci je dać...
- Uwielbiam cię za to! - krzyknęła.
Patrzyła na niego z taką miłością, że Tony nie mógł już
dalej" zwlekać. Wypowiedział słowa płynące prosto z serca:
- Wyjdziesz za mnie, Alicjo?
- Tak. - Azy napłynęły jej do oczu. Pocałował ją, na wpół
nieprzytomny ze szczęścia.
- Chciałem, by była to dla ciebie niezapomniana,
romantyczna chwila. Tak jak w twoich marzeniach.
- To jest romantyczna chwila. - Uniosła do góry rękę. -
Popatrz, mam gęsią skórkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]