[ Pobierz całość w formacie PDF ]

była jeszcze piękniejsza.
- Cześć, jestem Carmen - powiedziała z uśmiechem, wyciągając
na powitanie doskonale wypielęgnowaną dłoń. - Chciałabym cię
126
R S
zaprosić na kolację. Giles już się zgodził, więc nie możesz odmówić.
Rozerwiemy się gdzieś we czwórkę, będzie wesoło, zobaczysz.
Myślę, że szczęśliwy koniec waszej wyprawy wymaga uczczenia.
Zanim zdążyła znalezć uprzejmą wymówkę, do samochodu
podszedł Vittorio i Carmen oznajmiła:  Kate się zgadza. Zarezerwuję
stolik".
- Do zobaczenia wieczorem! - Pomachała jej na pożegnanie. -
Opowiesz mi o Cabayanach!
Jechali przez Roxas Boulevard w całkowitym milczeniu.
- Przyjadę po ciebie o ósmej. - To były jedyne słowa
wypowiedziane przez Vittoria, kiedy zatrzymali siÄ™ przed jej hotelem.
Potem odjechał szybko, zostawiając Kate w stanie czarnej
rozpaczy. Zupełnie sobie nie wyobrażała, jak przeżyje czekający ją
koszmar.
127
R S
ROZDZIAA ÓSMY
Pozbyła się przynajmniej jednej duchowej rozterki. W
momencie, w którym spojrzała Carmen w oczy, podjęła ostateczną i
nieodwołalną decyzję. Nie będzie miała żadnego romansu z Vittoriem.
Dopóki ta kobieta była dla niej tylko imieniem, Kate skłonna
była ulec pokusie. Więcej niż skłonna - była na to prawie
zdecydowana. Teraz wiedziała, że ta decyzja była ogromnym błędem.
Z wielu różnych powodów.
Carmen nie zasługiwała na jej zdradę, a i jej należało się coś
lepszego niż zostanie tanią zdobyczą pewnego aroganckiego
mężczyzny, który porzuciłby ją po kilku dniach jak plastikową
zabawkÄ™.
Trudno, nie będzie miała czego wspominać, ale przynajmniej nie
będzie niczego żałowała.
Z wysoko uniesioną głową przyjrzała się swojemu odbiciu w
lustrze, zadowolona, że wreszcie odzyskała zdrowy rozsądek. Musiała
zmierzyć się z prawdą, a na dodatek zrobić to z godnością. Kochała
Vittoria, ale on nigdy nie należałby do niej. A kochając się z nim na
jego warunkach, pospiesznie i potajemnie, straciłaby szacunek dla
samej siebie.
Niestety, szacunek dla samej siebie nie był kojącym balsamem
na zranione serce.
Musiała przetrwać jakoś ten wieczór, a potem, nie uprzedzając
Vittoria, wrócić najbliższym samolotem do Londynu. Oznaczałoby to
128
R S
złamanie obietnicy, ale cóż ona była warta. Przede wszystkim nie miał
prawa o coś takiego prosić.
Spojrzała na zegarek. Miała siedem pełnych godzin na
pozbieranie się. Opadła zmęczona na łóżko - co za luksus! - i
zamknęła oczy.
Sen. To było na razie jedyne, na co miała ochotę.
Kiedy się obudziła, w pokoju panował półmrok i musiała zapalić
lampkę, żeby sprawdzić godzinę. Było po siódmej. Spała kamiennym
snem ponad sześć godzin. Zostały jej trzy kwadranse na
przygotowanie siÄ™.
Wzięła szybki prysznic i wysuszyła włosy, a potem otworzyła
szafę, czując, jak mimowolny uśmiech rozjaśnia jej twarz. Po tylu
dniach chodzenia w tych samych spodniach i jednej bluzce taki
wybór! Zdecydowała się na prostą niebieską sukienkę i sandały na
wysokich obcasach. Sczesała włosy do tyłu i spojrzała krytycznym
wzrokiem w lustro.
To, co zobaczyła, mile ją zaskoczyło. Wyglądała na całkiem
opanowaną, jak gdyby ostateczne podjęcie decyzji, po tylu godzinach
udręki, jakimś cudem przywróciło jej równowagę. W głębi duszy
mogła sobie rozpaczać, czuć się jak skazaniec prowadzony na
egzekucję, ale przynajmniej zachowa do końca godność. Nie po-
zwoli, żeby ktokolwiek, a już na pewno nie Vittorio, zobaczył ślad
cierpienia na jej twarzy.
Kiedy zadzwonił telefon, zdecydowanym ruchem podniosła
słuchawkę.
129
R S
- Pan Esquerez czeka na panią w holu - powiedziała
recepcjonistka.
- Proszę mu powiedzieć, że zaraz tam będę. - Z zamkniętymi
oczami wypowiedziała w myślach modlitwę. Boże, daj mi siłę, żebym
przeżyła jakoś ten wieczór.
Gdy jednak wyszła z windy i zobaczyła go przy recepcji,
wszystko zaczęło w niej dygotać. W ciemnym garniturze, z lśniącymi,
zaczesanymi do tyłu włosami, wyglądał tak wspaniale, że dech
zaparło jej w piersiach.
- Wyglądasz pięknie. - Podszedł do niej z czarującym
uśmiechem, ale w jego oczach dostrzegła cień wahania.
- Ty też wyglądasz jak z innej bajki!
- Chodz - roześmiał się. - Powóz czeka. - Położył rękę na jej
ramieniu i poprowadził do wyjścia.
Powóz okazał się lśniącym czarnym cadillakiem. Kate zagłębiła
się w skórzanym fotelu, jeszcze bardziej zmieszana całą sytuacją.
Zastanawiała się, czy ten samochód należy do niego, czy do Carmen.
Jego życie miało różne oblicza, których nie znała i nigdy już nie miała
poznać.
Patrzyła przed siebie, kiedy uruchomił silnik i uregulował
klimatyzacjÄ™.
- Tak będzie dobrze, nie za gorąco?
- Nie, świetnie. - Ale gdy samochód ruszył bezszelestnie, a po
chwili skręcił w zatłoczony Roxas Boulevard, myślała tylko o jednym:
jak zdoła przetrwać ten wieczór. Jak będzie się czuła, siedząc z nim i z
130
R S
Carmen przy jednym stole, patrząc na ich uśmiechy i spojrzenia,
wymianę pocałunków i czułości?
Zamknęła oczy, starając się oddychać wolno, żeby uspokoić
łopoczące serce. Nie powinna była przyjąć tego zaproszenia. Trzeba
było wymówić się bólem głowy albo zmęczeniem, czymkolwiek, byle
uniknąć tego koszmaru. Może jeszcze nie było za pózno...? Gdyby
powiedziała, że nagle poczuła się słabo, na pewno bez protestu
zgodziłby się ją zawiezć z powrotem do hotelu.
Zacisnęła dłonie w pięści. Nie miała innego wyjścia. Nabrała
głęboko powietrza i odwróciła lekko głowę.
- Vittorio, ja... - zaczęła, i nagle, kiedy spojrzała w okno, słowa
uwięzły jej w gardle. To nie był już Roxas Boulevard! - Dokąd ty
mnie wieziesz?
- Zabieram cię gdzieś, gdzie będziemy mogli być sami.
Zrozumiała natychmiast. Jadą do jakiegoś obskurnego hotelu,
gdzie będzie mógł ją zaciągnąć do łóżka. W swojej bezczelności
nawet nie zadał sobie trudu, żeby zapytać, czy ona również ma na to
ochotÄ™.
- Zawracaj do hotelu! - wykrzyknęła. - Nigdzie z tobą nie jadę!
- Owszem, jedziesz. Nie ma mowy o zawracaniu. Chyba że
zamierzasz wyskoczyć z samochodu.
Nie zamierzała. Mimo wszystko samobójstwo byłoby nieco
przesadzonym gestem.
- Oni będą na nas czekać. Ciekawe, jak się wytłumaczysz.
131
R S
- Nikt nie będzie czekać. Kolacja została odwołana. Giles
zdecydował, że jest za bardzo zmęczony. Tak więc, querida, jesteśmy
sami - dodał swobodniejszym tonem, zatrzymując się nagle przed
budynkiem, który zupełnie nie przypominał obskurnego hotelu.
- To jest restauracja! - Spojrzała na niego oszołomionym
wzrokiem.
- Oczywiście. Idziemy na kolację. Uspokój się, querida,
wszystko ci wytłumaczę.
Cały jej gniew ustąpił. Była zaciekawiona. Wysiadła posłusznie
z samochodu i weszła z nim do restauracji urządzonej z
olśniewającym przepychem.
Kiedy kelner wręczył im karty dań i spytał, czy zechcą zamówić
aperitif, potrząsnęła zniecierpliwiona głową i westchnęła z irytacją,
gdy Vittorio zamówił whisky. Zastanawiała się, czy rozmyślnie ją
drażni, odwlekając rozmowę.
- A więc? - zaczęła, kiedy kelner kocim krokiem oddalił się od
ich stolika. - Może powiesz mi wreszcie, o co tu chodzi?
- Właśnie się zastanawiam, od czego zacząć... Ale chyba
najłatwiej będzie od końca. - Skrzyżował ręce na piersi, patrząc na nią
zamyślonym wzrokiem. - Carmen i ja zerwaliśmy ze sobą ostatecznie.
Kate odrętwiała z wrażenia. Wiedziała, że jego przenikliwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl