[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ziem i Zwiętej. Kowalewo jest interesujące z tych samych względów co Papowo, to
jeden z wcześniejszych zamków. Najpierw w 1222 roku gród zwany Koualeuo
ksią\ę Konrad Mazowiecki nadał misyjnemu biskupowi pruskiemu Chrystianowi, a
ten po dziewięciu latach przekazał grodek Krzy\akom. Ci wybudowali w tym miejscu
stra\nicę, a dopiero około roku 1280 rozpoczęto budowę murowanej warowni.
- Przecie\ ten krzy\owiec przybył na te ziemie na początku XIII wieku, a nie
pod jego koniec - zauwa\ył Rysio.
- Zgadza się - pokiwałem głową. - Nie zapominaj, \e murowane warownie
często budowano na fundamentach poprzednich, które mogły mieć piwnice -
tradycyjne miejsce skrytek - uśmiechnąłem się. - Pamiętajcie, co w owych czasach
było najwa\niejsze: walka z niewiernymi. To właśnie Kowalewo w latach 1269-1271
naje\d\ali Bartowie i Jaćwingowie zjednoczeni pod komendą Skomandusa, a w latach
następnych pod dowództwem Dywana, który prawdopodobnie podczas oblę\enia
krzy\ackiej stra\nicy stracił \ycie. W latach 1286-1287 okolice te naje\d\ali Litwini.
Był to zamek graniczny, stojący na drodze do Torunia, którego \adna armia nie mogła
zostawić na swoich tyłach. Tylko podczas wojny we wrześniu 1330 roku armia
polskiego króla Władysława Aokietka, wspomagana posiłkami węgierskimi i ruskimi,
plądrowała ziemię chełmińską, gdy wojska zakonne zamknęły się na zamkach.
Aokietek zapuścił się wtedy a\ do rzeki Osy. Kowalewa nawet nie próbował
zdobywać. W czasie wojen Zakonu z królem Jagiełłą zamek w Kowalewie
przechodził z rąk do rąk, by po wojnie trzynastoletniej znalezć się w polskim
władaniu, a w połowie XIX wieku popaść w ruinę.
- No dobrze, Kowalewo około 1231 roku przejęli Krzy\acy; był to zamek
graniczny, bliski poganom, ale to wszystko, co nas tam sprowadza? - dopytywał się
Rysio. - Czy ten zamek mo\e mieć jakikolwiek związek ze świętym Jodokiem?
- A Bierzgłowo miało?
- Nie wiem.
- ma znalazł tam tajne, na szczęście puste, pomieszczenie. Kowalewo jest o
tyle dla nas interesujące, \e na zamku znajdowała się kaplica pod wezwaniem
Zwiętego Krzy\a. Nic po niej, jak po samym zamku nie zostało, ale wszystkie ślady
trzeba sprawdzić.
Właśnie wjechaliśmy na podłu\ny, niewielki rynek Kowalewa.
Zaparkowaliśmy przy klombach rosnących na środku wysepki. Zaraz zbiegły się
miejscowe dzieciaki ciekawe wehikułu.
- Czy wiecie, gdzie tu stał zamek? - zapytałem.
Dziatwa wydawała się zaskoczona takim pytaniem.
- U nasz nie ma szadnego szamku - mały blondyn odpowiedział straszliwie
sepleniąc.
- Jak to nie ma?! - udawałem zdziwionego. - Czytałem o tym zamku w
przewodniku.
- Niemoszliwe - odparł powa\nie ten sam umorusaniec.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Chodzcie, to wam poka\ę, gdzie był wasz zamek - powiedziałem do
gromadki.
Ruszyliśmy na zachód. Przeszliśmy koło starej fary, równej wiekiem
zamkowi, skręciłem za jej murem w prawo i stanąłem wśród drzew, które niegdyś
stanowiły park.
- Tu kiedyś było przedzamcze, a tam gdzie widzicie ten pagórek, był zamek -
wyjaśniłem.
- Czo to jeszt podszamcze? - zainteresował się blondynek.
- To takie miejsce, gdzie dla załogi zamkowej pracowali rzemieślnicy ró\nych
zawodów, mogły tam być magazyny, spichrza, stajnie, zbrojownie. Sam zamek był
mieszkaniem i punktem obrony Krzy\aków.
- A pan jest Kszyszakiem?
- Nie - roześmiałem się. - Czemu tak uwa\asz?
- Pan tak duszo wie o Kszyszakach.
- Po prostu trzeba interesować się historią swojej miejscowości, wtedy sam
wszystko będziesz wiedział. Chodzmy dalej.
Spacerkiem przeszedłem po wzgórzu. Po prawej stronie ujrzałem przepiękny
ogródek otoczony ścianami z kamieni. Początkowo myślałem, \e to jakaś kompozycja
z modnym ostatnio zastosowaniem skałek. To były resztki murów obwodowych
zamku!
- Mo\e pójdę się zapytać, czy nie znaleziono tam czegoś? - zaoferował się
Rysio wskazując na gospodynię zajętą pielęgnowaniem kwiatków.
- Wybacz, ale nie będę się tobą wyręczał. Byłoby nietaktem, gdybym ciebie
wysyłał na przeszpiegi.
Zaprowadziłem gromadkę dzieci pod wie\ę ciśnień zajmującą najwy\szy
punkt wzniesienia, na którym stał zamek. Przed nami, poni\ej stromej skarpy była
droga, a nad nią filar dawnego gdaniska.
- Tu było gdanisko... - zacząłem.
- Czo to było gdaniszko? - blondynek nie ustawał w pytaniach.
- Zredniowieczna toaleta, a przy okazji ostatni punkt obronny, wie\a
wysunięta za obręb murów i skutecznie blokująca napastników - próbował
wytłumaczyć Rysio.
- Aha - mruknął blondynek, chyba nie do końca rozumiejąc w czym rzecz.
Ostro\nie zeszliśmy do asfaltu i obeszliśmy domki jednorodzinne dochodząc
do tego, w którego ogródku widzieliśmy resztki murów.
- Dzień dobry! - skłoniłem się siwiutkiej babuni z motyczką, porządkującej
tulipany.
- Dobry - odpowiedziała staruszka.
Wyprostowała się kładąc jednocześnie dłoń na kręgosłupie zmęczonym
wygięciem.
- Jestem z Ministerstwa Kultury i Sztuki - przedstawiłem się. - Przyjechałem
w sprawie murów.
Babcia podeszła do płotu.
- Znowu będziecie robić jakąś inwentaryzację? - zapytała. - Kiedyś byli tu tacy
studenci, cały ogródek przekopali.
- Czego szukali?
- Mówili, \e jakiejś osady, pamiątek. Wykopali jakieś monety, groty strzał i
włóczni. Potem zapłacili odszkodowanie i poszli. Ot i cały zamek - zamachnęła się
ręką pokazując na kamienie.
- Ci studenci nie znalezli \adnych komnat, przejść podziemnych?
- Nie. Taki profesor, który z nimi przyjechał, mówił, \e zamek miał takie tajne
przejście, prawdopodobnie do kościoła i nad jezioro. Opowiadał, \e gdzieś czytał, jak
w czasie potopu szwedzkiego grupa \ołnierzy przepadła bez wieści.
Jeszcze parę minut staruszka opowiadała nam o wykopaliskach pod dawnym
zamkiem. Dzieci słuchały tego z otwartymi buziami.
- Ala fajne historie - jęknął blondynek.
Zaraz te\ powiedział do widzenia i zaprowadził swoich towarzyszy na
górkę, gdzie z patykami w dłoniach zaczęli się bić jak rycerze.
Podziękowałem miłej gospodyni za pomoc i wróciłem z harcerzami na rynek.
Wsiedliśmy do wehikułu.
- Mamy jeszcze du\o czasu do kolacji - powiedział Rysio. - Mo\e pojedziemy
gdzieś jeszcze?
Zerknąłem do atlasu samochodowego i przeliczyłem liczbę kilometrów do
przejechania.
- Zgadzam się, pojedziemy jeszcze do Brodnicy i Kurzętnika. Nie sądzę,
\ebyśmy znalezli tam interesujące nas ślady, ale przynajmniej wy będziecie mieli
jakąś korzyść.
Ruszyliśmy na północny wschód, drogą na Ostródę.
- Niech pan powie, czego właściwie powinniśmy szukać? - prosił Rysio. -
Jedziemy oglądać zamki, ale nie wiemy, co tam jest najwa\niejsze.
- Przyznam się wam szczerze, \e sam nie wiem. Jedyną wskazówką ma być
\ywot świętego Jodoka. Czego mamy szukać? Nie wiem. Czegokolwiek. Boję się, \e
ma ma od swojego mocodawcy jakieś wskazówki. Jakim cudem w Bierzgłowie od
razu wszedł do podziemnego przejścia i znalazł ukrytą komnatę?
W Brodnicy zaparkowałem przy uliczce równoległej do Drwęcy. Przeszliśmy
przez most. Po lewej stronie widzieliśmy relikty miejskich murów i pałac Anny
Wazówny, po prawej sterczała w niebo wysoka, ośmioboczna wie\a zamkowa.
Dawne mury zamku były widoczne tylko w zarysie. Przeszliśmy przez kolejny most
nad fosą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]