[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skrobanie pazurami.
 Spróbujmy się wyprostować  zaproponował Eustachy. Zrobili tak i stwierdzili, że można
tu stać. A potem  błotowij z ręką wyciągniętą do Scrubba i Scrubb z ręką wyciągniętą do
Julii (która wiele by dała, żeby być w środku, a nie na końcu)  zaczęli iść po omacku w
ciemność, unosząc wysoko nogi i sztywno je stawiając. Pod stopami czuli kamienie. Po
chwili Błotosmętek natrafił na kamienną ścianę, skręcili więc w prawo i szli dalej. Takich
zakrętów było odtąd sporo. Po jakimś czasie Julia zupełnie straciła orientację i nie miała
pojęcia, w jakim kierunku jest wejście do podziemia.
 Zastanawiam się  dobiegł ją z ciemności głos Błotosmętka  czy składając to wszystko
do kupy, nie byłoby lepiej wrócić... jeżeli to w ogóle MO%7łLIWE... i uraczyć olbrzymów
podczas ich świątecznej uczty, zamiast błąkać się po wnętrznościach jakiegoś wzgórza,
gdzie... stawiam dziesięć do jednego... są smoki, głębokie rozpadliny, gazy, woda i... Auuu!
Lecę! Ratujcie się! Ja...
Teraz wszystko potoczyło się bardzo szybko. Rozległ się dziki wrzask, suchy, grobowy
300
grzechot kamieni i Julia poczuła, że zjeżdża, zjeżdża, beznadziejnie zjeżdża, i to zjeżdża z
każdą chwilą coraz szybciej, po zboczu, które robi się coraz bardziej strome. Jego
powierzchnia nie była gładka i twarda, lecz pokryta żwirem i małymi kamieniami, tak że
gdyby nawet można się było podnieść, nic by to nie dało. Każdy kawałeczek tego zbocza, na
którym by się postawiło nogę, usunąłby się spod niej i pociągnął w dół. Ale Julia bardziej
leżała, niż stała. I im dłużej tak zjeżdżali, tym więcej strącali kamieni i ziemi, tak że ogólne
zjeżdżanie wszystkiego (włączając ich samych) stawało się coraz szybsze i głośniejsze, a
towarzyszyła mu coraz gęstsza i wyższa chmura pyłu. Po dzikich wrzaskach i przekleństwach
Błotosmętka i Eustachego Julia poznała, że trafia w nich wiele z kamieni, które strącała
swoim ciałem. Ale i tak bliska już była obłędu, nabierając pewności, że za chwilę roztrzaska
się w kawałeczki na samym dnie.
A jednak tak się nie stało. Kiedy wszystko się skończyło, jej ciało przypominało jeden wielki
siniak, a mokra, lepka substancja na twarzy wydawała się być krwią. Obsypana była (a
częściowo i zasypana) taką masą ziemi, żwiru i większych kamieni, że nie mogła się
podnieść. Ciemność była całkowita: nie robiło żadnej różnicy, czy miała oczy zamknięte, czy
otwarte. Nic nie słyszała. Była to najstraszniejsza chwila w jej dotychczasowym życiu. A
może jest sama, może inni... Usłyszała jednak obok siebie chrzęst poruszanych kamieni i za
chwilę wszyscy troje wyjaśniali sobie drżącymi głosami, że nikt nie ma połamanych kości.
 Nigdy się nie wdrapiemy po tym świństwie z powrotem  rozległ się głos Scrubba.
 A czujecie, jak tu ciepło?  usłyszeli głos Błotosmętka.  To oznacza, że zjechaliśmy
porządny kawałek. Może milę.
Zapadło milczenie. Po jakimś czasie Błotosmętek oznajmił:
 Zgubiłem hubkę z krzesiwem.
A po dłuższej przerwie Julia powiedziała:
 Okropnie zaschło mi w gardle.
Nikt nie próbował się zastanawiać, co można teraz zrobić, bo wydawało się oczywiste, że
sytuacja jest zupełnie beznadziejna. I nawet nie odczuwali tego tak strasznie, jak można by się
spodziewać. Byli po prostu za bardzo zmęczeni.
Siedzieli tak długo w ciszy i ciemności, aż nagle, bez najmniejszej zapowiedzi, rozległ się
bardzo dziwny głos. Od razu wiedzieli, że to nie jest TEN głos, ten jedyny na całym świecie
głos, o którym każde z nich w sercu marzyło: głos Aslana. Był to mroczny, płaski głos,
wprost  jeśli wiecie, co chcę przez to powiedzieć  czarny jak smoła. Usłyszeli pytanie:
 Co tutaj robicie, istoty z Nadziemia?
Rozdział 10
PODR%7ł BEZ SAOCCA
KTO TU JEST?  wykrzyknęło troje wędrowców.
 Jestem Strażnikiem Marchii Podziemia i mam ze sobą stu Ziemistych pod bronią 
nadeszła odpowiedz.  Powiedzcie mi natychmiast, kim jesteście i z czym przychodzicie do
301
Królestwa Otchłani.
 Wpadliśmy tu przypadkiem...  rzekł Błotosmętek, nie bardzo mijając się z prawdą.
 Wielu wpada, lecz tylko nieliczni wracają do krajów oświetlonych słońcem  powiedział
głos.  Bądzcie teraz gotowi pójść za mną do królowej Otchłani.
 Czego ona od nas chce?  zapytał Eustachy ostrożnie.
 Nie wiem  odrzekł głos.  Jeżeli taka jest jej wola, nie ma co się pytać. Trzeba ją
wykonać.
Kiedy ucichły te słowa, rozległ się trzask przypominający mały wybuch i nagle zimne,
szaroniebieskie światło zalało podziemie. Wszelkie nadzieje na to, że głos chełpił się
bezpodstawnie, wspominając o swoich stu towarzyszach, rozwiały się natychmiast.
Byli najróżniejszych rozmiarów i kształtów, od małych gnomów, ledwo sięgających dzieciom
do kolan, po okazałe postacie, wyższe od dorosłych ludzi. Wszyscy byli uzbrojeni w trójzęby,
wszyscy byli upiornie bladzi i wszyscy stali nieruchomo jak posągi. Niektórzy mieli ogony,
inni nie, niektórzy mieli wielkie brody, inni zaś okrągłe, gładkie twarze, wielkie jak dynie.
Były tam nosy długie i spiczaste, nosy długie, lecz okrągłe jak małe trąby słonia, i nosy
wielkie i mięsiste. Niektórzy mieli pojedyncze rogi wyrastające ze środka czoła. Tylko pod
jednym względem wszyscy byli do siebie podobni: każdy miał twarz tak smutną, jak tylko to
jest w ogóle możliwe. Byli tak smutni, że po chwili Julia prawie zapomniała, że się ich boi.
Poczuła wielką potrzebę rozchmurzenia tych ponuraków.
 Pięknie  odezwał się Błotosmętek, zacierając dłonie.  Tego właśnie potrzebowałem.
Jeżeli te typy nie nauczą mnie poważnego stosunku do życia, to nie mam pojęcia, kto by to
mógł zrobić. Spójrzcie na tego gościa z wąsami morsa albo na tego z...
 Wstawać  przerwał mu przywódca Ziemistych.
Nic innego nie można było zrobić. Trójka wędrowców wygramoliła się spod zwałów kamieni
i ziemi i schwyciła za ręce. W takich chwilach dobrze jest czuć dotyk ręki przyjaciela.
Ziemiści otoczyli ich ze wszystkich stron, krocząc cicho na wielkich, miękkich stopach.
Niektóre z tych stóp miały po pięć palców, inne po sześć, a jeszcze inne w ogóle ich nie
miały.
 Maszerować  rozkazał Strażnik. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl