[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciemne plamki.
W sercu czuła coraz większą rozpacz. On musi żyć. Takie głupie
gadanie - życie za życie. Wcale nie chce mu tego odbierać. Chce, żeby
żył i był szczęśliwy.
%7łałowała wypowiedzianych w gniewie gorzkich słów. %7łałowała
wszystkiego, co robiła w ciągu minionych pięciu lat. Bo to było złe,
bardzo złe.
Kiedy wracała do Tristana, czuła, że opada z sił, czuła
przejmujący lęk, ale wiedziała.
Nie zostawi go samego.
Przecież cię kocham, Tristanie.
Objęła go jak najmocniej. Wypuściła powietrze - może po raz
ostatni w życiu...
I wtedy stał się cud. Nagle noga Tristana wysunęła się ze
szczeliny. Był wolny, unosili się w górę! Głowa Emily obijała się o
73
RS
pierś Tristana. W płucach czuła ogień. Boże! Królestwo za łyk
powietrza, za jeden, jedyny łyk...
Nagle ktoś stanowczo, prawie brutalnie wepchnął jej do ust
ustnik. Przez głowę przemknęły jej słowa podziękowania i wreszcie
zaczęła oddychać. Swobodnie, pełną piersią. Ktoś zaczął uwalniać
Tristana z jej objęć. Nie chciała go puścić, nagle jednak dotarło do
niej, że nadeszła pomoc. Załoga jachtu. Tristano był uratowany.
Tristano wrócił ze szpitala na St.Thomas po dwóch dniach, gdzie
zatrzymano go na obserwacji. Na szczęście nie doszukano się niczego.
Czuł się świetnie... pod względem fizycznym. Bo duchowo... O, to już
była całkiem inna bajka.
Do pokoju Emily wpadł jak burza.
- Nigdy więcej nie rób takich głupot, słyszysz?! - zawołał od
progu ze złością. - To było zwyczajne kretyństwo!
Usadowiona za biurkiem Emily na widok Tristana aż
podskoczyła na krześle, zaraz jednak jej twarz rozjaśnił radosny
uśmiech.
- Witaj w domu, Tristanie!
On jednak wcale się nie rozpogodził, tylko spochmurniał jeszcze
bardziej.
- Nie waż się teraz uśmiechać, Emily Pelosi! To, co zrobiłaś na
Hassel Ledge, było czystym szaleństwem!
Mógł na nią wrzeszczeć do woli, ona i tak była szczęśliwa. Przez
ostatnie dwa dni nie mogła spać, nie mogła jeść, chociaż lekarze
zapewniali, że sytuacja wcale nie jest grozna. I oczywiście mieli rację.
Ktoś, kto się tak wścieka, musi czuć się dobrze.
74
RS
- Oddałaś mi swoją butlę! Zostałaś bez powietrza!
- Nic mi się nie stało.
- Emily... - Nawet jeśli miał ochotę na nią ryknąć, wyszedł z
tego tylko jakiś zdławiony jęk. - Czegoś takiego nie wolno robić! Nie
wolno!
- A mi wolno! - Wstała z krzesła. Oparła ręce na biodrach i
próbowała spojrzeć na Tristana z wysoka. Także zrobić odpowiednio
surową minę, co absolutnie jej się nie udawało. Przecież wrócił, był
cały i zdrowy! Niech się teraz złości, proszę bardzo, ona i tak jest
wniebowzięta. - Nic na to nie poradzę, Tristanie. Po prostu jestem,
jaka jestem. Zawsze będę walczyć o swoją rodzinę do upadłego.
Zawsze będę walczyć o tych, których...
Zamilkła, jej policzki zalał krwisty rumieniec. Tristano zmrużył
oczy.
- Których co?
- Wobec których jestem... lojalna - dokończyła niepewnym
głosem.
- Lojalna?
- Tak.
- I to dlatego chciałaś dla mnie umrzeć?- Z tej właśnie
lojalności? Jeszcze dwa dni temu nienawidziłaś mnie.
- Może... Ale teraz jest inaczej.
- To znaczy?
- Och! - Wciąż czerwona jak burak wykonała rękę bliżej
nieokreślony gest. - Najważniejsze, że nic nikomu się nie stało. Może
pogadamy o czymś innym?
75
RS
- Na przykład?
- O świętach.
- Faktycznie. Zwięta za pasem. - Uśmiechnął się i pogłaskał
Emily po policzku. - Ale jak to będzie z tymi świętami? Nie mamy ani
choinki, ani ozdób, dosłownie nic.
- Obejdzie się bez tego. Najważniejsze, że wróciłeś do domu. W
tym roku niczego innego sobie nie życzyłam.
Białe zęby Tristana znów błysnęły w radosnym uśmiechu.
- Ten chwilowy brak powietrza bardzo mocno wpłynął na ciebie,
Em.
Oczywiście. Przede wszystkim przeraził, bo zrozumiała, co
może stracić. Tristana.
- Uświadomiłam sobie, że wszystko, co powiedziałeś o mnie, to
prawda. Jestem twarda, zgorzkniała, egoistyczna...
Zamilkła. Musiała to zrobić z powodu nagłej zmiany sytuacji,
została bowiem wciśnięta w szeroką męską pierś i uciszona gorącym
pocałunkiem.
- Wcale taka nie jesteś, Em. Po prostu tęsknisz za swoim ojcem,
a o to nie można mieć do ciebie pretensji.
- Ale ty go nienawidziłeś.
- Nie, Em, nie czułem do niego nienawiści. Wiem też, jak umarł.
Wiedziałem to zawsze. - Delikatnie odgarnął jej kosmyk włosów z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]