[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niej, że aż zadrżała. - Przepraszam - powiedział. - Ale twój policzek...
- Opuchlizna zejdzie, sińce także zbledną. - Poza tym bardziej bolały te rany, któ-
rych nie było widać. - W sumie mogło być gorzej.
- Przepraszam.
- Za co przepraszasz? - Zaśmiała się drżąco i przestąpiła z nogi na nogę. - Przecież
to ty mnie uratowałeś, nie pamiętasz?
- Kiedy tam wpadłem, sama całkiem dobrze sobie radziłaś. Powiedziano ci, że
złamałaś Jo nos? Muszę pamiętać, aby w łóżku nigdy nie wchodzić ci w drogę.
Uśmiechnęła się blado.
- Chyba oboje wiemy, że raczej się na coś takiego nie zanosi.
Przez chwilę milczeli. W końcu odezwał się Daniel.
- To moja wina. Powinienem był się domyślić, jak niebezpieczny jest Jo, kiedy się
okazało, że kradnie pieniądze. Powinienem był wiedzieć, że przyjdzie do ciebie. Ale
chcę ci teraz wszystko wytłumaczyć.
- Nie trzeba.
- Uwierz mi, trzeba. Wysłuchasz mnie?
Sophie przysiadła na skraju łóżka. A jaki miała wybór? I tak nigdzie nie mogła
pójść, zanim nie zjawi się lekarz.
- W porządku, słucham.
Wziął głęboki oddech.
- Po śmierci Emmy wróciłem z Włoch tak szybko, jak się dało. Nie mogłem w to
uwierzyć. Obwiniałem siebie za to, że nie nalegałem, aby pojechała razem z nami, tak
jak początkowo planowaliśmy. Byłem w strasznym stanie. Pragnąłem się na czymś, na
R
L
T
kimś, wyżyć. Jake leżał w śpiączce w stanie krytycznym i miałem ochotę dokończyć
dzieła.
Sophie opuściła powieki, przeogromnie współczując bratu leżącemu w szpitalu,
bliskiemu śmierci, i temu udręczonemu człowiekowi, który właśnie stracił narzeczoną.
- Jo mnie powstrzymał. Przynajmniej tak sądziłem. Byłem mu wdzięczny za to, że
mnie wtedy ocalił, uratował przede mną samym. Kiedy spotkaliśmy się kilka lat pózniej,
właśnie wyszedł z wojska i szukał pracy. Chciałem mu się jakoś odwdzięczyć. Moja fir-
ma zaczynała się rozrastać. Zaproponowałem mu pracę, uważając, że dziękuję tym za
przyjazń. Za lojalność. - Zaśmiał się z goryczą. - Ale przez cały ten czas on żył w kłam-
stwie. Zdradził mnie w najgorszy możliwy sposób, a ja okazałem się zupełnie ślepy na
jego kłamstwa. Powiedział mi, że Jake wykorzystał Emmę, gdy ja byłem we Włoszech, i
że w dniu wypadku najpewniej wiózł ją na pokątną aborcję, aby ukryć dowody. I pomy-
śleć, że tak mu wtedy dziękowałem za powstrzymanie przed rozerwaniem twego brata na
kawałki... - Daniel pokręcił głową. - Gdy dowiedziałem się o planach ślubnych Moniki i
Jake, wszystko wróciło. - Spojrzał na nią oczami pociemniałymi z żalu. - Myliłem się,
Sophie. Tak bardzo się myliłem.
- To z Jo Emma zaszła w ciążę - szepnęła. - Nie z Jake'em. On... on ją zgwałcił.
Zamknął oczy, oddychając głęboko.
- Wiem. I dlatego właśnie nie chciał, aby Jake kręcił się w pobliżu.
- Ale Jake ma luki w pamięci.
- Jo nie wiedział, co on wie. Nie mógł ryzykować, że ślub dojdzie do skutku i
prawda wyjdzie na jaw. Zamierzał ukraść pieniądze i uciec. I zrobiłby to, gdybyś mnie
nie zaintrygowała, podając kwoty, które nie miały sensu. Za wiele muszę ci podzięko-
wać, Sophie. A za jeszcze więcej przeprosić.
Nareszcie. Ale dręczyła ją jeszcze jedna sprawa.
- To ty nas podkupiłeś w Tropical Palms, prawda? %7łeby zwabić mnie na wyspę.
%7łebyśmy wszyscy uważali, że ten ślub się odbędzie. A przez cały ten czas knułeś plan
pozbycia się Jake'a z życia Moniki.
Daniel zacisnął dłonie w pięści, po czym skinął głową.
R
L
T
- Wykonałeś telefon przez startem helikoptera, tak jak mówiłam, prawda? A potem
twierdziłeś, że zadzwoniłeś na wyspę, aby poinformować o swoim przybyciu. Okłamałeś
mnie.
- Próbowałem się przed sobą usprawiedliwiać. Ale tak, masz rację. Okłamałem cię.
- I zamierzałeś mnie tam trzymać tak długo, jak Jake będzie miał Monicę, prawda?
 Oko za oko, ząb za ząb", tak ujął to Jo. Dlatego właśnie przespałeś się ze mną, prawda,
Danielu? Aby wyrównać rachunki z kimś, kogo postanowiłeś nienawidzić po wsze czasy.
- To nie były moje słowa!
- Ale taki miałeś zamiar! Miałam być twoim więzniem w raju i uznałeś, że skoro
już tam jestem, to równie dobrze możesz mnie wykorzystać.
- Sophie, nie zawsze tak było, musisz mi uwierzyć. Zgoda, uznałem, że to będzie
fair, skoro on ma Monicę. I owszem, aby do tego doprowadzić, złożyłem Tropical Palms
ofertę, której nie mogli odrzucić. Wiem, że nikt nie jest w stanie mnie zrozumieć, ale
musiałem zrobić wszystko, byle tylko mieć kontrolę nad tym ślubem. To był jedyny spo-
sób. A potem, kiedy zjawiłaś się na wyspie, odkryłem, że jest jeszcze inny powód, dla
którego pragnę, abyś tam została.
Sophie wzięła głęboki, uspokajający oddech.
- Dziękuję, że wczoraj mi pomogłeś. Dziękuję, że tu teraz wpadłeś, żeby mi
wszystko wytłumaczyć. Proszę, pozdrów ode mnie Millie. Przekaż jej, że bardzo się cie-
szę, że jest cała i zdrowa.
Zmarszczył brwi.
- Gdzie się wybierasz?
- Wracam do Brisbane. Zarezerwowałam już lot. Meg wyjedzie po mnie na lotni-
sko. - Spróbowała wlać do swego głosu choć odrobinę entuzjazmu, którego w ogóle nie
czuła. - Nie mogę się doczekać, kiedy mi opowie, co się działo podczas mojej nie-
obecności.
- Sophie, chcę, żebyś pojechała do domu.
- Jadę do domu. Mojego domu.
- No ale ślub? Co ze ślubem?
- Nie słyszałeś najnowszych wieści? Nie jestem tu już potrzebna.
R
L
T
Spojrzał na nią z osłupieniem.
- O czym ty mówisz?
- Skąd to zdumienie, Danielu? Sądziłam, że się ucieszysz. Tego przecież chciałeś.
Zlub został odwołany.
Szumiało mu w głowie. Wcześniej zakładał, że zabierze ją ze szpitala i wrócą ra-
zem na wyspę, gdzie sińce zbledną, a ból zelżeje. Sądził, że jeśli wyjaśni jej wszystko, to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl