[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na Dul les, o co chodziło temu człowiekowi? I co czeka na niego przy Fremont
Avenue 122 w Baltimore?
Niebezpieczeństwo, które mogło grozić Charley, tylko wzmagało potrzebę
rozwikłania zagadki. Jego umysł, otępiały od zmęczenia i strachu,
nieprzytomnie krążył wokół tych pytań, a myśli rozbiegały się bezładnie na
wszystkie strony. Tymczasem:
Z białą plamą poświaty księżyca z tyłu, na surduta czarnym suknie, w letni wieczór
przechadza się Pierrot, poszukując szczęścia i przygody...
Wskazując głową radio, Marcus powiedział:
- Dla mnie to brzmi jak ta sama zacięta stara płyta.
- Bo nie znasz niemieckiego. - Middleton przetarł piekące oczy. - I nie słuchasz
akompaniamentu.
- Nowoczesna muza - stwierdziła Traci, wysilając się na komplement, choć
wyraznie straciła zainteresowanie.
Marcus pociągnął nosem.
- Moim zdaniem, brzmi jak jakiś tajemny szyfr.
- Zabawne, że o tym mówisz. - Middleton spojrzał przez brudne okno na
niewyrazne kontury drzew. - Podczas drugiej wojny świa-
towej krążyły plotki, że naziści wykorzystywali muzykę dodeka-foniczną do
przesyłania wiadomości sympatykom faszyzmu wśród amerykańskich elit
kulturalnych. Nie ma w niej standardowej melodii, nikt nie rozpozna
fałszywej nuty...
- Tu są same fałszywe nuty!
- Otóż to. Tym łatwiej ukryć w nich wiadomość. Kto ją usłyszy w takiej
kakofonii?
Nagle pomyślał o spoczywającym w jego teczce rękopisie Chopina, rym
samym, którego, jak sądził, szukała polska policja, gdy zatrzymała go na
krakowskim lotnisku. Jego przekonanie, że to nie autentyk, opierało się
właśnie na kilku pasażach dziwnie dyshar-monicznych kadencji, zupełnie nie
w stylu pedantycznej melodyki Chopina. A jeżeli to jakiś kod? Jeżeli nie
chodzi im o rękopis czy muzykę, ale o coś znacznie cenniejszego, co można
odkryć dopiero po rozszyfrowaniu sfałszowanych partytur?
Natchniony tą myślą sięgnął po teczkę, by zajrzeć do rękopisu -j w tym
momencie zorientował się, ze teczki nie ma.
Błagam, tylko nie to, pomyślał. Boże wielki. Cofnął się pamięcią do hotelu St.
Regis, przypominając sobie, jak w toalecie włożył komórkę do kieszeni,
potem powlókł się do sali, w lustrze nad barem przyjrzał się swojej
poszarzałej z wycieńczenia, łatwej do zapamiętania twarzy, po czym wrzucił
telefon do aktówki i ją zatrzasnął. Czyżby wyszedł z hotelu bez niej?
Karygodne roztargnienie. Jeszcze jeden znak otępienia i chaosu w głowie,
dowód, że popadł w obłęd, zupełnie jak szalony Pierrot.
- Zawracaj.
Traci posłała mu przez ramię wściekłe spojrzenie.
- %7łe co proszę?
- Zawracaj! Jedziemy z powrotem do hotelu. Dwójka nieszczęsnych złodziei
zerknęła na niego.
- Gościu, zobacz, jakie masz oczy - poradził Marcus. - Zaczyna mnie pan
przerażać, panie Szarak - zawtórowała
Traci.
Middleton uniósł berettę, przyłożył lufę do bocznego okna i nacisnął spust.
Huk w małym samochodzie, zwieńczony brzękiem rozbijanego szkła, znów
go ogłuszył. Traci otworzyła usta w niemym
krzyku, w panice garbiąc się nad kierownicą i usiłując ją utrzymać. Marcus
chwycił się za głowę, wpatrując się w pistolet szeroko otwartymi oczami.
Siarkowy zapach prochu i nagły podmuch wilgotnego letniego powietrza
sprawiły, że zgniły odór w samochodzie wreszcie zniknął.
Middleton wolną ręką chwycił Marcusa za kołnierz, dzgając go pistoletem.
Podobnie jak wtedy na lotnisku, każdy dzwięk tonął w wypełniającej
przestrzeń niewidzialnej magmie, wreszcie jednak, głęboko pod dudniącą
czaszką Middleton usłyszał własny krzyk, jak gdyby dobiegający spod
powierzchni wody:
- Powiedziałem, że masz zawrócić, bo inaczej przysięgam na Boga, że go
zabije. Zabiję go, rozumiesz? Tu i teraz. Ciebie też zabiję.
Szamocząc się słabo w uścisku Middletona, Marcus zaczął dygotać. Traci
wyciągnęła rękę, próbując go uspokoić, a gdy jej kojące słowa wreszcie
zaczęły do niego docierać, popatrzyła z nienawiścią na Middletona i skręciła
na prawo w kierunku zbliżającego się zjazdu.
Dzwięki stopniowo wracały, nawet trzaski radia, z którego uporczywie sączył
się Księżycowy Pierrot". Middleton myślał: Co się ze mną stało?".
Barman Conrad ostrożnie przeglądał rękopis. Wyglądał na bardzo stary -
wyblakły, kruchy papier, zapisany odręcznie, a nie zadrukowany jak w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]