[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jedziemy z nimi na jednym wózku, mówiłem. Prosiłem
dalej, przyszedł już czas, abyśmy nasz płomienny zapał
wykorzystali w Dniu Dziecka, rad jestem szczerze, że
ranek rozpoczną fanfary słynnych praskich puzonistów
płynące z gramofonowych płyt, chociaż piękniej by było,
gdyby trąbili na sosnach przy zródle Józefa, ale bywa i
tak, że mała rzecz też cieszy, mówiłem, a wszystko to
uzupełni nasz chór dziecięcy i sympatycznie będzie, kiedy
w lesie kerskim, tak jak to zostało uzgodnione na ostatnim
zebraniu komitetu uroczystych obchodów Dnia Dziecka,
kiedy lasem przechadzać się będą trębacze w barwnych
strojach i napotykać będą zespoły młodzieżowe, które
zdecydowanie poświadczą, że kerski Dzień Dziecka wziął
kurs na młodość. Mówiłem jeszcze, żeby członkowie
komitetu uświadomili sobie, że w południe występuje
zmęczenie, rodzaj przesytu, który wymaga relaksu, i
dlatego dobrze by było zorganizować zawody, takie z
fantazją, dla każdego coś miłego, i że mogłyby to być
wyścigi samochodowe miejscowych zapaleńców, wyścigi
po prostokącie alei numer cztery i dwa... słusznie jednak
stwierdził przewodniczący komitetu uroczystych
obchodów Dnia Dziecka, że gwozdziem programu będzie
pochód dzieci, który jak zawsze uformuje się pod
Sztulikami, pochód dzieci spontaniczny,
zaimprowizowany, tak jak taki pochód powinien
wyglądać. I ten pochód roznieci Dzień Dziecka, nie
bójmy się słów, rzekłem, ten pochód będzie najlepszym i
najmilszym sposobem Uczczenia dziecięcej psychiki,
więc niech za dziećmi jadą alegoryczne" wozy, niech
impreza goni imprezę, od tej porannej pobudki przez
pochody i ciągnienie loterii fantowej, i chodzi głównie o
to, żeby komitet Dnia Dziecka to wszystko właściwie i
zgrabnie splótł w wieniec dożynkowy, który wypełni się
harmonijną treścią... Panowie, rzekłem, nadjeżdża
autobus, jadą tylko ci, co mają bilety, panowie,
pamiętajcie o parametrach, bo uroczysty Dzień Dziecka
już nam do drzwi stuka i został nam tylko jeden dzień do
święta Dnia Dziecka.
Zwięto Dnia Dziecka rozpoczęło, się tak jak i inne
wiosenne czy letnie niedziele. Już od rana każdy
działkowicz okopywał swoje warzywa i podlewał kwiaty,
a pózniej oddawał się swemu konikowi i wtedy ze
wszystkich stron Kerska rozlegał się przenikliwy dzwięk
tarczówek, wysoki ton, który wszystkim, co mają lekki
stan zapalny dziąseł przypominał, że jak najszybciej
trzeba iść do dentysty. Ze wszystkich alei słychać było te
piły, świdrujące dzwięki kanadyjskich i szwedzkich pił
mechanicznych marki pioneer i husquarna uzupełniał
dzwięk ogrodniczej superpiły, musiało ją nosić dwóch
mężczyzn, a kiedy i przyłożyło się ją do powalonego
pnia, to jęczała głucho, dwa razy mocniej niż husquarna.
A jako że każdy letnik czuł się przy pracy samotny, więc
miał przy sobie magnetofon albo radio, na pełny
regulator, przez całe przedpołudnie Dzień Dziecka
wypełniały piękne jękliwe dzwięki, a w ich tle głucho
wygrywało radio wymoszczone wiadomościami, tak że
cały las kerski był wypełniony muzyką i głosami,
wiadomościami i komentarzami, które tworzyły w ten
sposób piękną tapetę, którą każdy słyszał, ale już nie
zwracał na nią uwagi. Z restauracji przez całe
przedpołudnie, ale też po południu i wieczorem
rozbrzmiewała z otwartych okien głośna grająca szafa,
która dudniła i powtarzała wciąż ulubione jazzowe
utwory z taką mocą, że chociaż było bezwietrznie, to w
promieniu kilometra liście brzóz trzepotały, tak że
dzwięki radia, magnetofonów i szafy grającej, pił,
strugarek i tokarek wytwarzały nad lasem kerskim
niewidzialny, ale słyszalny namiot, z którego nikt nie
mógł uciec, bo każdy, kto pracował na swojej parceli,
przykuty był niewidzialnym łańcuchem niedzielnej pracy.
Spotkaliśmy się przy zródle Józefa, czekaliśmy na tych,
którzy obiecali przyjść, ale nikt się nie zjawiał, i kiedy już
wysłuchaliśmy wieści od żon i dzieci, że tatuś przeprasza,
ale czuje się zle, policzyliśmy i wyszło nam, że jest nas
trzech, więc wzięliśmy taczkę i przywiezli skrzynki piwa,
wina i likierów, złożyliśmy picie w chłodnym domeczku
stojącym przy zródle i już byliśmy spokojni, bo tutaj, nad
mineralnym zródłem jest piękny chłodek i jak ktoś będzie
miał pragnienie, to sobie użyje. A nad kerskim lasem, tak
jak każdej ślicznej niedzieli unosiły się jękliwe, szarpiące
[ Pobierz całość w formacie PDF ]