[ Pobierz całość w formacie PDF ]

imponujące.
Szpakowaty lekarz stał przy leżącej na kozetce Marcie. Na widok Małego uśmiechnął
się uspokajająco.
- Wszystko dobrze. To była tylko powierzchowna rana od rykoszetu. Oczyściłem,
założyłem kilka szwów i po krzyku. Najdalej po miesiącu zostanie tylko niewielka blizna.
Aha, dziecku nic się nie stało.
- Jakiemu dziecku?
- No przecież nie mojemu. Państwa dziecku.
- Ale przecież my nie mamy... Marta! Będziemy mieli dziecko?!
Czemu nic mi nie mówiłaś?!
- Też się dopiero przed chwilą dowiedziałam. - Powiedziała Marta z zażenowaną miną
i wyraznie zarumieniła się na twarzy.
W tym momencie w gabinecie zabiegowym zgasło światło.
Czekali 10 sekund, bo tyle było potrzeba na włączenie się oświetlenia awaryjnego.
- Nie wiem, co się stało. Po raz pierwszy wyłączają tutaj prąd. - powiedział lekarz.
Karol długo nie mógł zasnąć. W półmroku wpatrywał się w profil śpiącej Marty. Była
zmęczona niedawnymi przeżyciami i niemal natychmiast po wejściu do łóżka zamknęła oczy.
Jemu wszystko inne przysłoniła euforyczna radość. Ciekawe, czy to będzie chłopiec, czy
dziewczynka? Dziewczynka mogłaby być podobna do Marty, bo jak do niego to chyba
wyrośnie z niej jakaś sztangistka. A zresztą co to za różnica.
Pomyślał, że dzisiaj niewiele brakowało, a mógłby stracić Martę.
Martę i maleństwo, poprawił sam siebie. Dobrze, że wpadł na pomysł z
wykorzystaniem psa. Musiał przyznać, że ten cios udał się pierwszorzędnie. Okazało się, że
Nowicki nie przeżył uderzenia, które spowodowało rozległe uszkodzenia mózgu i kręgosłupa
szyjnego. Nie miał z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Ten gnojek chciał przecież
zrobić krzywdę Marcie i rodzinie Konrada.
Z radosnych myśli wyrwał go dzwięk interkomu. Wstał i podszedł do ściany, na której
był zawieszony aparat. Przelotnie spojrzał na zegarek. Był już wczesny ranek. Chyba jednak
zasnął, bo niemożliwe, żeby tak długo leżał. W słuchawce odezwał się głos kapitana
Kwiatkowskiego. Czy ten facet w ogóle nie śpi?
- Panie Karolu musimy pogadać. Wpadnie pan do mnie? - Znowu ta sama gadka. -
Czy on nie może beze mnie żyć? Zakochał się, czy co? - Mały uśmiechnął się do siebie.
- Jasne. Niech mi pan da jakiś kwadrans, to się ogarnę.
- Dobra, robię kawę i czekam.
- No co się stało?
- Chciałem panu przekazać, że przez dzisiejszą noc wydarzyło się bardzo dużo złych
rzeczy.
- Co się stało?
- Mówiąc w dużym skrócie mamy wojnę.
- Co mamy?! Jaką wojnę?!
- Opowiem po kolei. Wczoraj wieczorem na dużej wysokości nad terytorium Polski
doszło do eksplozji jądrowej. Spowodowała ona impuls elektromagnetyczny, a ten z kolei
awarię całej sieci energetycznej. Nie działają telefony, radio, ani telewizja. Nie istnieje
łączność radiowa. W miastach panuje chaos. Ulice zapchane są uszkodzonymi samochodami.
Nie działają wodociągi i nie ma gazu, ani prądu w gniazdkach. Po niedługim czasie była też
druga eksplozja.
Warszawa została zrównana z ziemią, zginęło wielu ludzi. Zniszczone są wszystkie
centralne instytucje. Dobrze, że część naszego rządu i prezydent byli tutaj, bo nikt by chyba
nie przeżył. Na chwilę obecną kraj jest w rozsypce. Nie działają żadne służby, a my bazujemy
od tej pory na zapasach.
- Co dalej?
- Bez prądu jest tylko Polska. Większość elektroniki na terenie kraju uległa
uszkodzeniu. To jest prawdziwa katastrofa.
- Czyja to robota?
- Wszystko wskazuje na Rosjan. Mamy meldunek naszego lotnictwa, że nawiązali
walkę z rosyjskimi samolotami na wschód od Warszawy. Są potwierdzone informacje, że ich
wojska weszły na teren Polski z terytorium Białorusi i obwodu Kaliningradzkiego. Nasza
armia w większości bazuje na starym uzbrojeniu, które nie ucierpiało w wyniku impulsu, ale
pozbawiona środków łączności i systemów dowodzenia nie jest w stanie stawić czoła
Rosjanom. Ale jest jeszcze coś bardzo niepokojącego. Próbowaliśmy nawiązać kontakt z
dowództwem NATO, ale bezskutecznie, chociaż linia jest sprawna.
Zupełnie jakby nikt nie chciał tam z nami rozmawiać. Jest to zdanie naszego
prezydenta, ale w pełni je popieram. Wygląda to jak powtórka pierwszego września
trzydziestego dziewiątego roku, z tą różnicą, że wróg najpierw wszedł od wschodu.
- Mamy jakiś plan do dalej robić?
- W chwili obecnej trwa posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Po jej
zakończeniu powinno być coś wiadomo. Ale między nami mówiąc, naprawdę marnie to
wszystko widzę.
Prawdopodobnie jesteśmy zdani tylko na siebie, a nie mamy sił, ani środków żeby się
zmierzyć z tym co nas spotkało.
Rozdział IV - Odrodzenie
28 czerwca 2013
Informacje, których dostarczyły nam od wczoraj sondy zwiadowcze były
niepomyślne. To niewłaściwe słowo. Były cholernie złe, jak z najbardziej czarnego i
najbardziej tragicznego scenariusza.
Po pełnych wrażeń prawie dwóch dniach, poprzedniego wieczora zaczęliśmy padać
jak muchy. Darek Tarnowski popatrzył na nas i postanowił, że wszyscy idą spać, bo się
rozchorujemy. Co z tego, kiedy nad ranem obudził nas Bajtek. Otwierając oczy pomyślałem,
że go znienawidzę, jeżeli jeszcze raz obudzi mnie tak wcześnie. Imię dla superkomputera
wymyślił jeden z naszych komandosów. Stwierdził, że była kiedyś gazeta informatyczna o
takim tytule. Imię Bajtek pasowało do naszego mądrego opiekuna i przyjęło się od razu. Co
ciekawe, sam posiadacz nowego imienia wydawał się nim zachwycony. Okazało się przy
okazji, że nasi wojacy to sztywniaki tylko z pozoru. Okazali się wesołymi chłopakami, a w
momentach poza służbą zachowywali się wręcz jak banda rozwydrzonych dzieciaków.
- Co jest Bajtek? - Zapytałem trochę niegrzecznie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • juli.keep.pl